Książki

Zaczytana Madusia: „Opór” Paweł Pieniążek – recenzja przedpremierowa

Są takie daty, które pamiętamy na zawsze. Jestem z pokolenia tych osób, które dokładnie pamiętają gdzie były i co robiły 11 września 2001 roku (wróciłam ze szkoły i chciałam oglądać kreskówki, a widziałam wszędzie tylko płonące wieżowce), 10 kwietnia 2010 (kolega obudził mnie telefonem, czy wiem co się stało) i 24 lutego 2022, gdy obudziłam się przerażona i nie mogłam uwierzyć, że się zaczęło. Niemalże rok temu, za naszą wschodnią granicą wybuchła wojna. I to taka, o jakiej czytałam tylko w książkach. Jakie emocje mi towarzyszyły – to za chwilę Wam opowiem. A jakie towarzyszyły naszym sąsiadom – o tym opowiada książka Pawła Pieniążka „Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji” i dzisiaj mam zaszczyt wypowiedzieć się o niej przedpremierowo.

„Katia, powiedz, jak rozpoczyna się wojna? Doświadczenie podpowiadało jej, że przyjdzie ona niepostrzeżenie, wkradając się do ich życia, a gdy ją dostrzegą, będzie już za późno. Nie wszystkich ostrzelają, ale będą tacy, którym to jednak się przydarzy.” – taki cytat znajdziemy w początkowych rozdziałach książki. I mam wrażenie, że tak właśnie było. Nie zdawaliśmy sobie sprawy w naszym codziennym życiu, że to co rozpoczęło się osiem lat temu na Krymie, będzie miało swój ciąg dalszy. Wojskowi i wielcy tego świata może się tego spodziewali, ale my, zwykli ludzie, nie mieliśmy pojęcia. Nikt tak naprawdę z nas nie zdawał sobie sprawy, że ta wojna nie wybuchła 24 lutego, że trwała już wcześniej. Ukraińcy o tym doskonale wiedzieli, stąd też poziom ich przygotowania do konfliktu zaskoczył cały świat.

I tu właśnie pojawia się on – tytułowy OPÓR. W rozdziale „nowe realia” znajdziemy idealnie opisujący go cytat, który otwiera nam oczy na to, co czuli Ukraińcy w pierwszych dniach wojny. Sama wtedy (a przecież oddalona tak bardzo od strefy walk) przeżywałam katusze – nie mogłam spać, co dwie godziny w nocy budziłam się z przerażeniem i sprawdzałam wiadomości, czy Kijów jeszcze się trzyma. Słowa „no pasaran!” były naszym hasłem z mężem, że możemy chwilę dłużej pospać. Dobrze, że od miesiąca byłam już w trakcie leczenia i zażywałam leki uspokajające, bo nie wiem jak przeżyłabym te pierwsze dni. Tak bardzo naładowane emocjami, tak pełne strachu, a przecież u nas nic się nie działo. A co czuć było za naszą wschodnią granicą: „prawdopodobnie najbardziej dewastującym uczuciem była niepewność. Sytuacja zmieniała się z minuty na minutę. Zasięg wojny okazał się tak duży, że nie dało się ocenić rzeczywistej sytuacji. Rosjanie przemieszczali się z okupowanego Krymu i szybko zajmowali południe Ukrainy; na wschodzie zdobywali obwód ługański, niezwykle trudny do obrony; na północy przygraniczne Sumy i Czernichów; mocno uderzali także w obwód kijowski. Szybko pojawiły się informacje o rosyjskim desancie na lotnisko w Hostomlu niedaleko stolicy i trwających walkach, nacierające wojska zajęły też strefę czarnobylską. Rosjanie chcieli zająć ukraińską stolicę w trzy dni i nikt nie wiedział, czy im się to uda, czy nie. Na obrzeżach Charkowa trwał zaciekły bój, ulicami miasta kolumny ukraińskich czołgów zmierzały w stronę pola walki. Powoli docierało do wszystkich, że wojna stanie się nową rzeczywistością. W Tetianie buzowały jeszcze inne emocje, które także spowodowały, że została w mieście. Były to oburzenie i gniew, szybko przeradzające się w nienawiść. Od dawna zastanawiała się, czy nie wyjechać z Charkowa. […] Nie miała jednak zamiaru wyjeżdżać, dlatego że ktoś ją do tego zmusza. Zdecydowała, że dopóki Rosjanie nie są w stanie zająć miasta, ona się z niego nie ruszy. Trochę im na złość. Chciała pokazać, że jest gotowa stawiać opór, nawet jeśli sama nie sięgała po broń. To właśnie obywatelski opór stanie się jednym z powodów, dla których Ukraina wytrzyma rosyjskie uderzenie”.

Każdy rozdział książki zmusza do refleksji i zastanowienia się, co sama bym zrobiła w danej sytuacji. I teraz myślę, że dopóki nie zostanie się w niej postawionym, nie da się odpowiedzieć na to pytanie. W obliczu tak skrajnych i ciężkich emocji nie da się przewidzieć jak się zachowamy. Podczas lektury znajdziemy sporo różnych podejść, wiele historii, które ścisną nas za serduszko. Wiecie, że pisząc te słowa, tak mocno buzują we mnie emocje, że mam szkliste oczy i co kilka chwil na klawiaturę skapuje pojedyncza łza. Ten strach, te wszystkie przeżycie ciągle są we mnie.

„Opór” jest pierwszą książką od czasów studenckich, w której coś zaznaczałam. Ilość przytłaczających cytatów chwilami mnie przerastała i musiałam ją odkładać, mimo iż tak bardzo chciałam czytać dalej. Proste słowa mają tutaj tak niezwykłą moc. W każdym zdaniu kryje się gigantyczny ładunek emocjonalny, tym większy, im mocniej zdajesz sobie sprawę, że opisane tu są historie prawdziwych ludzi. Tak jak historia Bohdany: „nie wypuszczała go (telefonu) z rąk, czytała wiadomości, sprawdzała, jak może pomóc, rozsyłała apele, a co jakiś czas oczy zachodziły jej łzami, bo ciągle martwiła się o przyjaciół, bliskich i z niecierpliwością czekała, aż odpiszą: 'wszystko dobrze’. Ostrzały rakietowe to jak gra na loterii, szansa, że pocisk spadnie na ciebie lub twoją rodzinę, jest minimalna, ale gdy bierzesz udział w tej 'grze’, to już żyjesz tylko tym, jaki będzie jej rezultat. […] Nie wiedziała, czego się spodziewać. A to budzi największą trwogę. Zagrożenie, którego nie jesteś w stanie ocenić ani do końca sobie uświadomić – czy nawet zobaczyć – jest najstraszniejsze. Gdy wokół coś się dzieje, postępujesz instynktownie, nie ma miejsca na strach, rządzi tobą adrenalina. Natomiast gdy zagrożenia nie widać gołym okiem, działa wyobraźnia – jak wtedy, gdy idziesz nocą po nieoświetlonej ścieżce”. Równie dobrze to mogła być nasza historia. Moja czy Twoja.

Gdy wrzuciłam na Instagramie, że jestem w trakcie tej lektury, dostałam pytanie, czy nie jest za wcześnie na taką książkę? Myślę, że nie. Myślę, że powstała w dobrym momencie. W książce nie ma niepotrzebnego patosu, są historie zwykłych ludzi, którzy tak samo jak my pracowali, cieszyli się z remontu mieszkania, spacerowali po parkach czy hodowali świnki morskie (tak, są też wspomniane!), a nagle stanęli w obliczu wojny i musieli się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć. Ten tytułowy opór narodził się właśnie w nich, całe społeczeństwo stało się największym bohaterem, bo takiego wsparcia ze strony ludności cywilnej nikt się nie spodziewał. Większość była gotowa zostać i walczyć nawet gołymi rękami o swój kawałek świata, swoje miasto i swój kraj. O swoją niepodległość, którą zdobyli tak niedawno. O swoje marzenia i swoje plany. Po prostu o siebie.

W epilogu książki znalazło się idealne zakończenie, które sama muszę wykorzystać, bo czasem nie ma sensu mówić nic więcej. „Za naszymi plecami znajduje się inna praca Hamleta: gorejące słońce z napisem 'od słońca uczę się nie wypalać’. Jest ona poświęcona wolontariuszom, często znajomym artysty. To apel, by nie odpuszczali, bo – jak mówi – muszą trwać aż do zwycięstwa. Wśród Ukraińców panuje przekonanie, że to wojna na długo, więc trzeba dobrze rozkładać siły. To nie sprint, jak sądzono na początku, tylko maraton.”

„Od słońca uczę się nie wypalać.” No pasaran!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem W.A.B./ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *