Zaczytana Madusia: „Uwolniona” Igor Brejdygant – recenzja przedpremierowa
W najbliższą środę, czyli już jutro szykuje się chyba największy do tej pory wysyp absolutnie fantastycznych premier książkowych i mam wrażenie, że do końca miesiąca będę się wyłącznie skupiała na piątym czerwca. Jedną z nowości jest nowy thriller polityczny Igora Brejdyganta, autora bestsellerowej „Szadzi”. A jako że wyjątkowo wysoko cenię sobie ten właśnie gatunek, to nie mogłam odmówić sobie lektury „Uwolnionej”. Czy mnie urzekła? Czytajcie koniecznie dalej!
Przyznam szczerze, że opis książki zaintrygował mnie szalenie. Wszak polityka to jeden z moich najulubieńszych tematów, o czym zresztą wiecie doskonale, śledząc chociażby moje storisy na Instagramie, więc brałam „Uwolnioną” niemal w ciemno. Do tego dwie linie czasowe – łącząca się historia matki z córką, cóż więcej można chcieć do szczęścia!
Otóż – realizmu. Tego mi zdecydowanie zabrakło w tym thrillerze. Opowieść o okresie upadku komunizmu w Europie sama z siebie jest niewiarygodna i zapewne do tej pory nie znamy całej prawdy o tamtych czasach, więc jestem w stanie uwierzyć w absolutnie każdą rzecz, która wtedy mogła mieć miejsce. Wraz z Krystyną Swobodą, dziennikarką śledczą, uczestniczymy w najbardziej przełomowych momentach roku 1989, które napisały historię naszego kontynentu na nowo. Jej towarzyszem jest fotograf, niejaki Paweł, który pewnego zimowego dnia po prostu znika, zostawiając Krystynę samą. Jest to niezwykle tajemniczy wątek, który pochłaniałam z wypiekami na twarzy, całkowicie czując niepowtarzalny klimat tamtych dni, których sama nie mogę pamiętać, bo ledwo co wyrosłam z pieluch.
Zdecydowanie gorzej jest jednak z wątkiem współczesnym, gdy Julia Swoboda, córka Krystyny, mierzy się z nagłym samobójstwem swojego byłego chłopaka, będącego jednocześnie znajomym matki, z którą współpracował przy dziennikarskich śledztwach dotyczących właśnie zmierzchu PRL-u. Śmierć Wojtka została tak doskonale zaaranżowana, że policja nawet nie próbuje badać innego wątku. I tu wchodzi Julia cała na biało i niemalże na własną rękę prowadzi śledztwo. To jest właśnie ten wątek, z którym nie mogę się pogodzić. W książce mamy w wielu momentach wyraźnie podkreślane, że akcja toczy się w czasach bardzo współczesnych (nastąpiła już zmiana władzy w naszym kraju po październikowych wyborach) i w związku z tym zachowania Julii są dla mnie absolutnie irracjonalne i po prostu niemożliwe. Jako wątek dziejący się w bliżej nieokreślonej współczesności jeszcze by to dla mnie przeszło, ale w takiej formie, niestety nie. I trochę odebrało mi to radość z całej lektury.
Jednak, mimo tego sporego jak dla mnie minusa, „Uwolnioną” czyta się z zainteresowaniem. Podoba mi się w ogóle sam wybór tematu jako tła pod thriller, dziwię się, że te niezwykle ciekawe i pobudzające wyobraźnię czasy transformacji ustrojowej tak rzadko stają się materiałem na książkę. Igor Brejdygant miał naprawdę doskonały pomysł, ale jak dla mnie, nie do końca tu wszystko zagrał. A szkoda, bo liczyłam na prawdziwą ucztę, a dostałam tylko przystawkę.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Znak Crime/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.