Zaczytana Madusia: „Dzieci lwa” Marcin Meller – recenzja
Marcina Mellera polubiłam od pierwszego wejrzenia, gdy dawno temu prowadził jeden z lepszych polskich programów, którym był „Agent”. Pierwsza edycja szybko zyskała miano kultowej i mimo upływu wielu (naprawdę wielu lat) pamiętam ją doskonale. O dziwo jednak, z książkami Mellera nie było mi po drodze i pierwszą, z którą się zapoznałam jest jego najnowsza powieść „Dzieci lwa”. Kupił mnie opis z tyłu okładki, bowiem łatwo można wywnioskować, że pojawią się dwie linie czasowe, które ostatnio w książkach biorę w ciemno. Taki drobiazg, a okazało się, że dzięki niemu trafiłam na kawał doskonałej lektury. Zapraszam na recenzję.
Głównym bohaterem jest dziennikarz Wiktor Tilszer. Jego kariera nabrała rozpędu, gdy razem ze swoim przyjacielem Maxem wyruszył relacjonować niepokoje przemian przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. On pisał świetne reportaże prosto z pola walki, a Max chwytał chwile na niezwykle wyrazistych fotografiach. Wszystko układało się między nimi dobrze, dopóki nie wylądowali w ogarniętej wojną Gruzji. Tamtejsze wydarzenia, które relacjonowali, będąc jednocześnie w samym ich środku, na zawsze ich odmieniły. Szczególnie Maxa, który został tam na zawsze, ginąc śmiercią bohatera.
Tak było do momentu, gdy w sieci pojawiło się nagranie, na którym utrwalone zostały ostatnie chwile życia Maxa, wyraźnie wskazujące, że Wiktor ponosi odpowiedzialność za jego śmierć. Tak wygląda zawiązanie akcji, bowiem dziennikarz postanawia znaleźć osoby odpowiedzialne za publikację materiału. Gdy jego liczne znajomości nie pomagają, bierze sprawy we własne ręce i wyrusza do Gruzji. Jest to nie tylko wyprawa po prawdę, to również sposób na poradzenie sobie z traumami i przeżyciami, które tkwiły w mężczyźnie przez te wszystkie lata.
„Dzieci lwa” są książką kompletną. Znajdziemy w niej fantastyczną sensacyjną przygodę, począwszy od studenckich lat przypadających na barwną końcówkę PRLu, a kończąc na prawdziwych działaniach wojennych, choć trącących mocno partyzantką. Jest też i zagadka, bo w końcu szukamy winnego wypuszczenia nagrania do sieci. Przede wszystkim jednak „Dzieci lwa” to doskonałe studium relacji międzyludzkich, które zostają w człowieku na zawsze, nawet jeśli uważamy, że zostały już dawno zakończone. To opowieść o sile męskiej przyjaźni, o bezradności, którą czujemy, gdy nie możemy absolutnie nic zrobić, choćbyśmy nie wiadomo co zrobili. To także niezwykle bolesne świadectwo okrucieństw wojny, która ma wpływ na wszystkich, nawet jeśli się z nią nie zgadzamy i nie chcemy w niej brać udziału. Ale to również opowieść o miłości do ojczyzny, o pragnieniu odnalezienia swojego bezpiecznego miejsca i schronienia, które państwo powinno nam gwarantować. I jeszcze wielka niespełniona miłość jak wisienka na tym smutnym torcie.
Mimo wszystko, „Dzieci lwa” nie są przygnębiającą lekturą. Stają się odpowiedzią na często zadawane pytanie „co by było, gdyby…” i pokazują, że nie zawsze to, za czym tęsknimy, jest tym, co byłoby dla nas dobre. Marcin Meller potrafił w czarujący sposób połączyć tak trudną historię z poczuciem humoru, które pozwala przetrwać najbardziej beznadziejne momenty. Pod tym względem widać, że polskiej i gruzińskiej duszy jest do siebie blisko. Zdecydowanie polecam sięgnąć po tą niezwykłą mieszankę – na pewno nie będziecie żałować!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem W.A.B. / dziękuję za egzemplarz do recenzji.