Książki

Zaczytana Madusia: „Najlepsze umysły” Jonathan Rosen – recenzja

Temat zdrowia psychicznego bardzo powoli przestaje być tabu, chociaż ciągle jeszcze daleka droga do tego, aby mówić o nich bez uprzedzeń. W niezwykle obszernej książce „Najlepsze umysły. Geniusz, przyjaciel, morderca. Tragiczna historia schizofrenii” Jonathan Rosen podzielił się z czytelnikami, w sposób upiornie prawdziwy i bolesny, historią życia swojego przyjaciela z lat dziecięcych Michaela Laudora. Jest to wyjątkowo przenikliwy obraz, napisany z ogromnym rozmachem, od którego ciężko się oderwać. Zapraszam na recenzję!

Kiedy widzę wyróżniające się na okładce krzyczące nagłówki, że książka znajduje się wysoko w różnych rankingach, gdy uwielbiają ją znane osoby, to zawsze pochodzę do niej mocno sceptycznie. Nie inaczej było w przypadku „Najlepszych umysłów”, chociaż podtytuł o „tragicznej historii schizofrenii” dawał cień nadziei, że nie będzie to kolejna, głośna, acz nudna powieść.

Początek był trudny. Nie mogłam się zupełnie wczuć w klimat panujący w drugiej połowie zeszłego wieku w Ameryce, zbyt dużo tematów autor ze sobą przeplatał, żebym mogła się połapać. Z jednej strony dostajemy historię jego dzieciństwa i początków przyjaźni z Michaelem, a z drugiej jesteśmy bombardowani mnóstwem informacji, dotyczących zmian społecznych, które przetaczały się w tamtych czasach przez Stany. Począwszy od segregacji, lata miłości, poprzez wojnę w Wietnamie, zakończywszy na potężnych rządowych aferach – to wszystko jest tylko tłem, które początkowo rozmywa opowieść Jonathana o Michaelu.

To właśnie Michael Laudor jest naszym głównym bohaterem, którego poznajemy dzięki skrupulatnej pracy Rosena. Przyznam się szczerze, że jego zachwyty nad przyjacielem, w większości, były całkowicie nieznośne. Bowiem Michael to geniusz, wszystko przychodzi mu z łatwością, w szkole wszyscy się zachwycają jego inteligencją i błyskotliwością, chociaż w relacjach z kolegami idzie mu znacznie gorzej. Jego życie wydaje się pasmem samych sukcesów, czego się nie tknie, to zawsze mu wychodzi. Przynajmniej do czasu, gdy choroba przejmie dowodzenie nad jego życiem.

Schizofrenia jest ciągle jedną z bardziej przerażających chorób, a jej przebieg i obraz wyłaniających się na kartach książki przytłacza i powala cierpieniem. I chociaż Michael absolutnie nie wzbudził mojej sympatii, to czytanie opisów jego halucynacji, z którymi zmagał się na co dzień, jest przerażający. Podobnie jak działalność opieki psychiatrycznej w Stanach, w których naprawdę ciężko jest uzyskać pomoc, szczególnie, gdy osoba chora nie chce jej uzyskać. Nie można jej wtedy skierować na przymusowe leczenie, przynajmniej dopóki nie zrobi czegoś niezgodnego z prawem. Przywoływane przykłady naprawdę jeżą włosy na głowie, bowiem przeplata się w nich miłość z poczuciem bezradności, gdy osoba, którą kochasz, nie pozwala sobie pomóc i tylko dalej pogrąża się w chorobie.

Podobnie jest z Michaelem, chociaż należy przyznać, że miał on ogromne szczęście. Ilu bowiem osobom może się zdarzyć, że jego bezpiecznym miejscem, w którym znajdzie odpowiednią pomoc i opiekę będzie wydział prawa na Yale? To był dla mnie najbardziej zaskakujący fragment, najmniej przystający do rzeczywistości, a który jednak wydarzył się naprawdę. Po raz kolejny potwierdza to fakt, że właśnie samo życie pisze najciekawsze scenariusze. Opowieść o Michaelu nie ma jednak szczęśliwego zakończenia, nie jest to bowiem bajka Disneya – tkwiące w jego głowie demony w końcu nad nim zapanują i odbiorą mu możliwość trwania w pozornie normalnym życiu. Mimo mojej niechęci do niego, było mi dojmująco smutno, gdy czytałam z czym musiał się mierzyć i do czego go to doprowadziło.

„Najlepsze umysły. Geniusz, przyjaciel, morderca. Tragiczna historia schizofrenii” to wciągająca książka, obok której nie da się przejść obojętnie. Chwilami jej lektura nie jest prosta i nie jest przyjemna, zmusza nas do zadumania się nad ludzką psychiką, jej kruchością i nad tym jak delikatny jest człowiek. Dzięki niej na pewno zwiększy się świadomość, czym tak naprawdę jest ta choroba i jak wiele krzywdy może wyrządzić oraz jak trudno z nią żyć, gdy dzień w dzień toczy się walkę z samym sobą. Mam nadzieję, że ten cały trud, którego podjął się Jonathan Rosem nie pójdzie na marne i że choroby psychiczne nie będą tak mocno stygmatyzowane. To zaledwie maleńki kroczek, ale najważniejsze w tych kwestiach jest oswojenie się z wrogiem, który może siedzieć w naszej głowie. Zdecydowanie warto sięgnąć po ten tytuł, który mimo objętości i początkowego chaosu, czyta się naprawdę doskonale.

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Filia na Faktach/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *