
Zaczytana Madusia: „To był nasz dom” Marcus Kliewer – recenzja
Nadszedł w końcu ten moment, gdy przysiadam nad laptopem i zabieram się za pisanie, ponieważ powoli stosy egzemplarzy recenzenckich zaczynają dominować w wystroju mojego mieszkania. Przyznam się szczerze, że ciężko jest się zdecydować, od której książki zacząć, gdyż znaczna ich większość jest naprawdę dobra. A że dzisiaj zaczął padać śnieg, to stwierdziłam, że opowieść, z której jest jednym z głównych motywów, będzie pasowała idealnie. I w związku z tym zapraszam na recenzję mrocznej historii, którą okazał się „To był nasz dom”. Czy bałam się w trakcie jej lektury? – znajdziecie odpowiedź poniżej!

Stary dom na odludziu, wielka śnieżyca i niespodziewani goście – to brzmi jak przepis na pełen grozy thriller. Nie jest to oczywiście pomysł nowy, chociaż należy przyznać, że Marcus Kliewer w „To był nasz dom” sięgnął po kilka rozwiązań, których do tej pory nie spotkałam. Historia życia głównych bohaterek, będących parą, która kupuje i remontuje stare domy, po czym sprzedaje je z zyskiem, to jeszcze nie aż tak oklepany pomysł, więc ciągle brzmi w miarę świeżo. Mnie przynajmniej bardzo się podobał.
Muszę przyznać, że „To był nasz dom” doskonale buduje i stopniuje napięcie. I chociaż spodziewamy się pewnych następnych kroków w opowieści, no bo wiadomo, że jak odwiedzają główną bohaterkę dziwni ludzie (w tym przypadku rodzina, której ojciec wychował się w tym domu – ale serio, jeździ ktoś tak i wbija się obcym na chatę, żeby zobaczyć swój dawny pokój?), którzy budzą jej niepokój, to wydarzy się coś, co koniecznie zatrzyma ich na noc. W tym przypadku mamy śnieżycę, która uniemożliwia wyjazd rodziny czy nawet ucieczkę głównej bohaterki, której w pewnym momencie próbuje, gdy jej partnerka znika rano bez śladu. A to dopiero początek dziwnych wydarzeń.
Głównym bohaterem książki wydaje się być dom, w którym dzieją się naprawdę dziwne rzeczy. Stukanie i niepokojące dźwięki to nic, w porównaniu z tym, czego doświadcza Eve, nasza bohaterka, w piwnicy czy na strychu. Niby to tylko jej wyobraźnia, ale czy można być tego pewnym w stu procentach? Szczególnie, gdy kobieta poznaje historię domu z punktu widzenia najbliższych sąsiadów i okazuje się, że absolutnie każdy ma swoją wersję wydarzeń – zarówno ona słyszała co innego, a jeszcze inną opowieść słyszy od Thomasa Fausta, byłego mieszkańca, który wpadł w niespodziewane odwiedziny z całą rodziną. Z którą też coś wydaje się być nie do końca w porządku…
Przyznam się szczerze, że czekałam z lekturą „To był nasz dom” na powrót mojego męża z delegacji, bo wiedziałam, że samotne czytanie może sprawić, że nocą będę się jednak obawiała wszystkich dźwięków. I miałam rację, bo momentami bywałam naprawdę przerażona. Szczególnie końcówka robi mocne wrażenie i pozostawia czytelnika z głębokim poczuciem zagubienia oraz zaskoczenia. A takie zakończenia lubię, przynajmniej w tej historii pasuje mi idealnie, bo czasem jednak jestem prostą dziołszką i lubię mieć podaną kawę na ławę, bez żadnego domyślania się. ;p
„To był nasz dom” to wyjątkowa lektura, pełna zagadek i tajemnic, budząca w czytelniku strach i spore uczucie niepewności, dzięki czemu czuje się tę historię całą sobą w trakcie czytania. To ten tytuł, od którego nie oderwiecie się do momentu przeczytania ostatniej strony, bo koniecznie chce się wiedzieć, jak to się skończyło. Pytanie tylko czy takie rozwiązanie Was usatysfakcjonuje pozostaje pytaniem otwartym, na które sami musicie sobie odpowiedzieć po przeczytaniu tej naprawdę dobrej książki.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Otwarte/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.
