
Zaczytana Madusia: „Ludzie wędrowni” Anna Fryczkowska – recenzja
Lubię czytać książki, w których odnajduję miejsca dobrze mi znane, stąd też moja wielka słabość do naszych rodzimych autorów. W zeszłym roku zachwyciłam się piękną trylogią Anny Fryczkowskiej „Saga o ludziach ziemi”, więc dużą radość sprawiła mi informacja, że w maju pojawi się jej nowa książka w podobnych klimatach. „Ludzie wędrowni” to kolejna fascynująca historia rodziny, która szukała swojego miejsca na ziemi. Czy autorce znów udało się stworzyć ten niepowtarzalny słodko-gorzki klimat polskiej wsi i czy i tym razem jej bohaterki budzą sympatię? Zapraszam na recenzję.

Twórczość Anny Fryczkowskiej to jedno z moich największych zeszłorocznych odkryć. Niewiele jest autorek, nie tylko naszych rodzimych, ale i zagranicznych, które potrafią w tak piękny sposób pisać o rzeczach najprostszych. Zwykle w sagach rodzinnych wybrzmiewa pewien patos, jednak w „Ludziach wędrownych” go nie spotkamy. Jest to historia o ludziach z krwi i kości, mających swoje przywary, swoje zasady, wady i zalety. Nie ma tu niepotrzebnego upiększania rzeczywistości, jest za to duma i najzwyklejsza radość wynikająca z rzeczywistości, w której przyszło żyć naszym bohaterom. A ci budzą naszą sympatię, chociaż nie robią nic, żeby na nią zasłużyć. Są po prostu sobą.
„Ludzie wędrowni” to rodzinna opowieść o trzech pokoleniach kobiet, różniących się od siebie dość mocno, bo i też różne warunki je ukształtowały. Co ciekawe, nie mamy tutaj do czynienia z klasycznym podziałem – babka, matka i córka, bowiem nietypowo babką jest teściowa. Podoba mi się takie lekkie odstępstwo od przyjętych schematów, gdyż Ludka to wyjątkowa postać – zarządza własną karczmą, którą chciała przekazać swojemu synowi Michałowi i jego żonie Józce. Z powodu wcześniejszych nieporozumień syn nie chce nic od matki, woli pracować na własny rachunek.
Józka, jego żona, nie ma łatwego życia. Praktycznie nigdzie nie zagrzewają miejsca na dłużej, Michał jest rybakiem i wędruje z rodziną od jednego stawu do drugiego. Ma jednak wielkie marzenia – chce się osiedlić na stałe, mieć własny dworek, być hodowcą koni… – gdy jedno uda mi się zrealizować, od razu zapala się do czegoś innego bądź porzuca coś w połowie, głównie tracąc zarobione na połowach pieniądze. Zaś Józka dba o rodzinę, rodząc i chowając kolejne dzieci, bowiem tak się składa, że co jedno przeżyje, to drugie umiera.
Jest jeszcze Ina – najmłodsza córka, wyjątkowo późne dziecko, a przez to małomówne i raczej zamknięte w sobie. Dziewczynka pragnie się rozwijać, pragnie się uczyć i chce w życiu osiągnąć coś więcej niż tylko wyjść za mąż i mieć własną rodzinę. Jej perypetie najbardziej mnie wciągnęły, często się z nią zgadzałam i kibicowałam jej, chociaż trzeba przyznać, że życie też nie było dla niej zbyt łaskawe.
Akcja „Ludzi wędrownych” rozciąga się od początku pierwszej wojny światowej aż po koniec drugiej – towarzyszymy naszym bohaterkom przez i w tych trudnych momentach, gdy trzeba porzucać swoje dotychczasowe życia i chronić się przed wrogami i w tych łatwiejszych, gdy kraj zaczynam powstawać i odbudowywać się. Z bliska przyglądamy się rozwojowi wsi, powolnemu wkraczaniu nowoczesnych rozwiązań czy próbach niesienia kaganka oświaty. Niektóre reakcje mogą nas dziwić z punktu widzenia współczesnych doświadczeń, ale chwilami ciężko jest próbować zmienić coś, co jest od dawna zastane i już doskonale znane. Ciężko jest zmienić wielowiekowe tradycje, czego też jesteśmy świadkami. Pozostaje tylko się cieszyć, że my, nasze pokolenie, w wielu kwestiach, przyszliśmy już na gotowe.
„Ludzie wędrowni” to ciepła i mądra opowieść o zwykłych ludziach, o ich codzienności, o pięknie otaczającej nas przyrody. Razem z bohaterami odkrywamy znaczenie więzów rodzinnych, doceniamy zwyczajne chwile, ale też i rozwijamy się i zdobywamy nowe doświadczenia. To opowieść pełna nadziei, przepełniona dobrocią i taką zwyczajnością kojarzącą nam się z bezpiecznym i z beztroskim dzieciństwem. To taki ciepły kocyk narzucony na ramiona w chłodny wieczór, to wyszczerbiony kubek ciepłej herbaty i bzyczenie pszczół w oddali – przeczytajcie, a sami przesiąkniecie tym niepowtarzalnym klimatem. Polecam!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem W.A.B. /dziękuję za egzemplarz do recenzji.
