
Zaczytana Madusia: „Za horyzontem zdarzeń” Katarzyna Fiołek – recenzja przedpremierowa
Weekend kończy się gwałtownymi opadami deszczu i epickimi wręcz burzami, które rozgościły się dzisiaj w Krakowie. Pasują mi one wyjątkowo do nastroju, ponieważ ostatnio czytane przeze mnie książki, mocno rezonują mi w głowie. Szybkimi krokami zbliżają się moje urodziny, będące zawsze dla mnie trudnym czasem, więc chyba w najbliższym czasie przerzucę na krwiste kryminały, bo powieści takie jak „Za horyzontem zdarzeń” Katarzyny Fiołek robią mi ogromny nieporządek w chaosie moich myśli. A jednocześnie są tak uroczo cudowne, że nie mogę się im oprzeć. Zapraszam na recenzję!

Kiedy pierwsza, młodzieńcza miłość wybuchnie z całych sił, wszystko poza nią przestaje mieć znaczenie. Czas zatrzymuje się w miejscu, w brzuchu mamy motylki, a w głowie mnóstwo planów i marzeń. Każda chwila spędzona razem wydaje się być momentem wydartym prosto z raju, bo przecież w prawdziwym życiu nikt nie może być aż tak szczęśliwy. Pierwszy dotyk, nieśmiałe uśmiechy, przypadkowe spojrzenia i ta cudowna niewinność przejawiająca się w pierwszych ukradkowych pocałunkach – większość z nas na pewno ma głęboko schowane w serduszku takie wspomnienia i czasem tylko pozwala sobie zerknąć do szuflady wypełnionej nimi po brzegi.
Nie zawsze pierwsze uczucie wytrzymuje próbę czasy, gdy zaczynamy stawiać pierwsze kroki w dorosłym życiu, które może nas szybko porwać i przygnieść swoim ciężarem. Doskonale wie o tym Maja, bohaterka nowej książki Katarzyny Fiołek, żyjąca spokojnie w Bieszczadach fotografka. Kobieta trzyma obecnie wszystkich na dystans, przepracowując swoje traumy w trakcie robienia zdjęć – i to nie byle jakich – jej zdjęcia przyrody są publikowane na całym świecie. Poznajemy ją w momencie, gdy szykuje wyjątkową wystawę – fotografii tak różnych od wcześniejszych, że aż wstrząsających. Każde z nich jest ilustracją bolesnych przeżyć i doświadczeń, w tym także jej osobistych.
I właśnie wtedy w rodzinne strony powraca jej pierwsza miłość – Paweł zwany Biesem. Miał on zawsze jedno marzenie – wyrwać się z tego zadupia i dać się porwać muzyce, która obok krwi krąży w jego żyłach. Udało mu się osiągnąć sukces, szybko zachłysnął się barwnym światem showbiznesu, tracąc jednocześnie wszystko to, co ważne. Przede wszystkim Majkę, która była gotowa zmienić dla niego całe swoje życie, ale Bies tego nie chciał – postawił na siebie. I nie, nie przegrał, aczkolwiek nie było to takie zwycięstwo jakiego pragnął, ale o tym dowiedział się dopiero po fakcie. A teraz wrócił, wraz z dwuletnią córeczką i postanowił zawalczyć o to, co kiedyś miał i z czego zrezygnował.
Wydawać by się mogło, że takich historii przeczytałam już wiele, on zły, ona dobra, każdy ma swoje przeżycia i po latach nagle przypadkiem na siebie wpadają i wszystko do nich wraca. Tylko… tutaj nic nie musiało wracać, bo tak naprawdę nic się nigdy nie skończyło. Mimo upływu lat uczucia przetrwały, jedynie nasi bohaterowie się zmienili i dorośli. Każdy z nich teraz dźwiga swój bagaż i pozostaje pytanie czy będą w stanie podzielić się swoim bólem i dać sobie drugą szansę. Bo przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – tak przynajmniej wszyscy mówią. Wiadomo, że serce postąpi po swojemu.
„Za horyzontem zdarzeń” urzekło mnie przepięknie oddanym bieszczadzkim klimatem, szczególnie perfekcyjnie opisany wschód słońca nad połoninami, którego sama byłam świadkiem kilkanaście już lat temu. Tak, Bieszczady budzą we mnie dobre wspomnienia, a Katarzyna Fiołek wyjątkowo plastycznie oddaje ich urok. Zachwyciła mnie też historia sama w sobie, a zaskakująco świetnym jej uzupełnieniem stały się teksty hiphopowe pisane przez Pawła, w których za pomocą zaledwie kilkunastu słów potrafił oddać siłę swoich uczuć i przeżyć. Nie spodziewałam się, że coś takiego mnie wzruszy, a tu proszę – momentami oczy szkliły mi się niebezpiecznie długo. I przyznam się szczerze – pokochałam tę historię, która oczarowała mnie od pierwszej do ostatniej strony i na koniec żałowałam, że było ich tak mało. „Za horyzontem zdarzeń” to książka otulająca lepiej niż kocyk zimą, to kubek aromatycznej herbaty i spotkanie z ukochanym przyjacielem z dzieciństwa, to zapach beztroskich wakacji i ulotnego zachwytu nad pierwszą nastoletnią miłością. Polecam z całego serduszka!
Premiera już w najbliższą środę 16.07.2025.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Muza/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.
