Książki

Zaczytana Madusia: „Kobiety Romanowów. W ogrodzie carycy” Monika Raspen – recenzja premierowa

Z zapartym tchem czekałam na drugi tom przygód kobiet ostatniej carskiej dynastii Cesarstwa Rosyjskiego, autorstwa Moniki Raspen. Przepiękna pod każdym względem „Wnuczka Fabergé” rozbudziła tylko mój historyczny apetyt i nie mogłam doczekać się kontynuacji. Aż wreszcie nadszedł ten dzień i dzisiaj swoją premierę ma jeszcze cudowniejszy „W ogrodzie carycy”, który pod względem wizualnym zachwyci nawet najbardziej wybrednych koneserów cudnych okładek. A czy ukryta w nich historia prezentuje się równie doskonale? Zapraszam na recenzję!

Ostatnie lata panowania dynastii Romanowów to wyjątkowo mroczny czas – niebezpiecznie zbliżający się schyłek wielkiego imperium, które wydawało się, że będzie trwało wiecznie. To okres ogromnego rozwarstwienia społecznego, pierwszych potężnych rozruchów i wyniszczających wojen bezlitośnie wskazujących na słabość tych, których los postawił na czele carskiej Rosji. I właśnie o tych słabościach w dużej mierze jest ta książka.

„W ogrodzie carycy” już od pierwszych stron może zawrócić czytelnikowi w głowie, szczególnie jeśli nieopatrznie zrezygnuje z lektury wcześniejszej „Wnuczki”, w której zarysowana została cała historia. Na wstępie autorka przygotowała potężny wstęp (i za to ją uwielbiam, bo chociaż większość polecanych przez nią pozycji już czytałam, to po kilka nowych sięgnę z przyjemnością) oparty na wielu źródłach, uzupełniony o spis wszystkich postaci występujących w książce oraz o przyprawiające o zawrót głowy drzewo genealogiczne, doskonale pokazujące, jak wszystkie panujące wówczas dynastie, były ze sobą skoligacone. To też niezwykle istotny aspekt opowiadanej przez Monikę Raspen historii, bowiem to właśnie geny mocno zaważyły na tym, jak potoczyły się dzieje świata w dwudziestym wieku.

Mimo to, dla osób słabiej zaznajomionych z historią, natłok przeróżnych postaci momentami może być przerażający, ale nie ma się co zniechęcać. Mnogość wątków pozwala na niezwykle precyzyjne ukazanie problemów wszystkich warstw społecznych, których to było naprawdę bez liku. Dbałość o szczegóły jest wprost doskonała, absolutnie plastyczne opisy ułatwiają wyobrażenie sobie faktur sukni, błyszczących klejnotów, kolorów ścian buduaru carycy czy nawet zapachu róż kwitnących w tytułowym ogrodzie carycy.

Nie zapominając, że schyłek dynastii Romanowów kobietami stoi, w trakcie lektury jesteśmy świadkami całej palety uczuć, doświadczeń i rozterek, będących nieodłącznym losem każdej z nas. Dominującym tematem jest oczywiście macierzyństwo, determinujące los całego narodu, bowiem ciągle jesteśmy na etapie, gdy car Mikołaj z małżonką Alix są rodzicami czterech córek, a w narodziny upragnionego dziedzica już mało kto wierzy. I kiedy wydaje się, że sytuacja się odmieniła, gdy działa wreszcie mogą wystrzelić trzysta i jedną salwę, na szczęśliwych rodziców spada najgorszy z możliwych ciosów i nie mam tu na myśli śmierci dziecka. To piętno także wywrze nieprawdopodobny wręcz wpływ na losy całej rodziny.

„W ogrodzie carycy” to pięknie snująca się opowieść, bez zbędnego przyspieszania akcji, pozwalająca na delektowanie się urokiem opowiadanej historii. Jest przepełniona emocjami, buzującymi pod powierzchnią pozornego chłodu i dystynkcji, szukającymi ujścia spod ściśle narzucanych konwenansów epoki. Kobieca siła może przejawiać się na wiele różnych sposobów, znanych tylko naszej płci, dzięki którym pozornie nie mając zdania, jesteśmy w stanie przeforsować nasze racje i poglądy. I tylko najbardziej żal mi w tym wszystkim nieszczęsnego cara Mikołaja, który zupełnie nie podołał roli, którą narzuciło mu życie, nie mając także wsparcia w ukochanej żonie, czego doskonałym przykładem jest wątek tytułowego ogrodu. Gwarantuję, że i Wam wtedy mocniej zabije serduszko.

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Replika/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *