Zaczytana Madusia: „Ta jedna ciotka. Na litość boską!” Mateusz Glen – recenzja
„Pierwsza polska powieść pielgrzymkowa” to mocno krzyczący nagłówek z okładki najnowszej książki cyklu o Tej jednej ciotce autorstwa Mateusza Glena. Przyznam się od razu szczerze, że nie jestem największą fanką tego całego konceptu, ale jako rodowita częstochowianka MUSIAŁAM po nią sięgnąć. I mimo nieznajomości wcześniejszych tomów, do których odniesień nie brakowało, bawiłam się całkiem nieźle. Zapraszam na recenzję!

Pielgrzymka jako motyw przewodni książki? I to jeszcze komediowej? Cóż może pójść nie tak? Absolutnie wszystko, dzięki czemu lektura „pierwszej polskiej powieści pielgrzymkowej” dostarcza sporo radości i szczerego śmiechu, a TA JEDNA CIOTKA doskonale sprawdza się w roli towarzyszki, która w krytycznych momentach potrafi wziąć sprawy w swoje ręce.
Ciotka wraz z Beatą i Kubusiem szykują się na pieszą pielgrzymkę i to nie byle jaką – do Częstochowy na sierpniowe święto maryjne. A że wyruszają z Gdyni, to droga przed nimi długa i wymagająca, chociaż Ciotka ze swymi walizami jest przygotowana na każdą okoliczność. No, PRAWIE każdą, bowiem po kilku dniach wędrówki, w trakcie których Beatę pokąsała żmija, a Ciotka zaatakowała jednego burmistrza, okazuje się, że…. Czarna Madonna z Jasnej Góry została skradziona! Zamiast jednak odwoływać całe wydarzenie, Ciotka bierze sprawy w swoje ręce i przekonuje prowadzącego księdza Andrzeja, że należy od razu zawezwać autokar i pojechać prosto do Świętego Miasta, by pomóc w poszukiwaniach obrazu!
A że Ciotka to Ciotka – nie spodziewajcie się półśrodków! Kobieta się nie oszczędza, korzysta ze znajomości i w przebraniu zakonnicy zakrada się na teren klasztoru, by powęszyć w jego zakamarkach. W międzyczasie staje się jeszcze gwiazdą wielkiego koncertu na częstochowskich Błoniach, ale nie uchroni jej to od wpadnięcia w prawdziwe tarapaty. Autora zdecydowanie nie ograniczała wyobraźnia, wręcz przeciwnie, ponosiła go potężnie, zahaczając przy tym często o absurd. I nic w tym złego, ta konwencja siadła tu doskonale!
„Ta jedna ciotka. Na litość boską!” jest fantastycznym przykładem parodii współczesnego społeczeństwa, zapewne dlatego cieszy się tak wielką popularnością. Ciotka nie owija w bawełnę, jest szczera aż do bólu, jednocześnie prawdziwa i zarazem przerysowana, ale każdy odkryje w niej coś znajomego. W wyjątkowo lekkiej formie Glen mierzy się z przemijaniem, postępującą samotnością, codziennym lękiem i pragnieniem bliskości, bez względu na wiek. I gdyby tylko nie irytowały mnie wtrącenia Ciotki, podkreślane zbyt często, czasem miałam wrażenie, że aż na siłę wpychane w kolejne linijki tekstu, to nie miałabym książce praktycznie nic do zarzucenia. Wiem, że charakterystyczna maniera Ciotki, jej przekręcanie słów, jest częścią jej charakteru, ale dla mnie było tego zdecydowanie zbyt dużo. Umiar bywa dobry. Niemniej, bawiłam się świetnie w trakcie lektury, a wzrastający poziom absurdu im bliżej było końca, dostarczył mi niezapomnianej rozrywki!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Znak JednymSłowem / dziękuję za egzemplarz do recenzji.



