Podróże

Hiszpańskie opowieści: Witajcie w Wiosce Smerfów. :)

        Od rana w Krakowie pada deszcz (nie tylko na Brackiej), więc z wielką przyjemnością przenoszę się wspomnieniami do przepięknej Andaluzji, która słynie z uroczo położonych pueblos blancos, czyli białych miasteczek. Szukając przed wyjazdem w internecie informacji na ich temat, natknęłam się gdzieś przypadkiem na pewne wyjątkowe miasteczko – Juzcar. Nie znalazłam go w żadnym drukowanym przewodniku, jaki posiadałam, więc posiłkowałam się jedynie wiadomościami znalezionymi w sieci. Nie było ich zbyt wiele, ale to wystarczyło, żebym zachwyciła się nim i wpisała je na listę miejsc, które koniecznie musimy zobaczyć podczas naszego wyjazdu. Juzcar nie tylko jest wyjątkowo malowniczo położone, ale przede wszystkim kilka lat temu brało udział w promocji filmu o smerfach i zostało praktycznie całkowicie przemalowane na kolor błękitny. Po zakończeniu promocji mieszkańcy miasteczka sprzeciwili się planom powrotu do białych barw ścian i pozostali przy błękitnych, co było marketingowym strzałem w dziesiątkę. Obecnie miasteczko reklamuje się jako Wioska Smerfów (po hiszpańsku El Pueblo Pitufo) i odwiedza je znacznie większa liczba turystów niż w czasach, gdy ściany były śnieżnobiałe. I chociaż dojazd do niego nie jest najprostszy, to koniecznie musieliśmy się tam wybrać. I to był naprawdę niezły pomysł. 🙂

        Wioska Smerfów leży na drodze z Malagi do Rondy, nieco na poboczu, ukryta wśród gór. Jedzie się tam niezwykle malowniczą i niezwykle też chwilami wąską drogą, gdzie mijanie się samochodami bywa prawdziwym wyzwaniem. Na szczęście, większego tłoku nie napotkaliśmy na niej, więc spodziewaliśmy się, że w wiosce będzie podobnie. Nic bardziej mylnego. Podczas wakacji zwykle zapominam się o poszczególnych dniach tygodnia i nie skojarzyłam, że nasza wizyta w tym miejscu wypadła akurat w sobotnie przedpołudnie. A że pogoda dopisywała nadspodziewanie (nawet w hiszpańskiej telewizji pojawiały się głosy zaskoczenia, że w listopadzie dawno tak ciepło i ładnie nie było), to miasteczko przeżywało oblężenie rodzin z dziećmi. Chociaż podejrzewam, że w sezonie stricte wakacyjnym musi tam być naprawdę tłoczno.

        Juzcar jest naprawdę malutką miejscowością, wg Wikipedii zamieszkuje ją nieco ponad dwieście osób. Taka liczebność powoduje, że miasteczko jest nieco nieprzygotowane na najazdy turystów. Z racji położenia można tam dojechać głównie samochodem, a niestety nie za bardzo jest gdzie go później zostawić. Myśmy zaparkowali przy drodze tuż przed wjazdem, bo kilkuminutowe krążenie po miasteczku, nie przyniosło żadnego rezultatu. Ale dzięki takiemu, a nie innemu zaparkowaniu, mogliśmy przejść całe miasteczko. Tuż przy wjeździe znajduje się mały punkt informacyjny, gdzie można otrzymać specjalną mapkę z zaznaczonymi na niej najważniejszymi miejscami. Obok zaś znajduje się grzybkowy plac zabaw, gdzie chwilę spędziliśmy, korzystając z faktu, że akurat nikogo na nim nie było. Trwało to może jakieś trzy minuty i ruszyliśmy dalej na zwiedzanie . 😉

      Nie sposób nie zauważyć, że kolor błękitny dominuje w całym miasteczku. Bardzo ciekawie i niezwykle ładnie wyglądają przeróżne malunki Smerfów na fasadach domów. Mnie szczególnie spodobała się Smerfetka reklamująca aptekę. 😉 Nie mogło oczywiście zabraknąć Gargamela z nieodłącznym kotem Klakierem, ale tutaj nie byli tak straszni, jak w pierwowzorze. 😉

        Zupełnie się nie dziwię, że mieszkańcy miasteczka nie chcieli powrotu do koloru białego, bo ten błękit stał się ich prawdziwym znakiem rozpoznawczym. I trzeba przyznać, że naprawdę robi piorunujące wrażenie. Zwłaszcza jeśli doda się do tego przepiękny błękit nieba, które w Andaluzji ma naprawdę niesamowitą barwę. Oczywiście także i tutaj, cały nurt turystyczny skupia się na głównych uliczkach (a szczególnie na tej, gdzie znajduje się kilka knajp, które przeżywały oblężenie rodzin z dziećmi i przez nie musieliśmy zrezygnować z wyczekiwanej południowej kawusi), więc wybraliśmy się na mały spacerek po tych bocznych. Tutaj panowała cisza i spokój, tylko psy wygrzewały się w słoneczku. 🙂

         Ciekawym faktem jest to, że nie tylko domy zostały pomalowane na błękitny kolor. Miasteczko poszło na całość i niebieską barwę ma także urząd miejski, cmentarz czy też kościół. Co do niego, to niezwykle mi się spodobało jego położenie. Tuż przed nim odbywał się targ, gdzie głównie okupowane były dwa stoiska – z jedzeniem i piciem. Mnie osobiście jednak najbardziej rozbawiła wielka figura Smerfetki ustawiona tuż obok wejścia do kościoła. Ciekawie to razem wyglądało – widać, że Smerfy mają tutaj wysoką pozycję. 😉

     Trzeba zauważyć, że położenie miasteczka pozwala na podziwianie go z wysokości, nie wychodząc z niego. Wystarczy tylko przejść kilkadziesiąt metrów w górę i można już podziwiać jego panoramę. A ta jest naprawdę piękna, bo ten błękit wygląda świetnie. Wiem, że się nim zachwycam w co trzecim zdaniu, ale zdecydowanie byłam i ciągle jestem pod wrażeniem tego miejsca. Wyglądało zupełnie tak jak je sobie wymarzyłam i wyobrażałam oglądając zdjęcia w internecie. Nie zawiodłam się na nim. 🙂

        Mam nadzieję, że udało mi się choć w niewielkim stopniu pokazać piękno tej uroczej wioski, która zdecydowanie podbiła moje serduszko. Spędzenie w nim kilku godzin pozwala na powrót w czasy dzieciństwa, gdy wieczorami punktualnie o dziewiętnastej siadało się przed telewizorem i oglądało wieczorynkę. A Smerfy (obok Gumisów) były moją ulubioną bajką, którą oglądałam z prawdziwą przyjemnością. I ta wycieczka przypomniała mi te beztroskie czasy. I mam nadzieję, że Wam troszkę też. 😉

~~Madusia.

34 komentarze

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *