Aż ciężko mi uwierzyć, że zaledwie tydzień temu wróciliśmy z Chorwacji. Ostatnie dni zleciały niezwykle szybko, mimo iż przepełnione były jednostajną nauką. Pogoda w Krakowie nas nie rozpieszczała, jakby chciała dać do zrozumienia, że teraz jest jesień i nie ma żadnych pięknych dni, jedynie deszcz, zimno i jeszcze raz deszcz. Po czterech dniach siedzenia na poddaszu, gdy jedynym niezmiennym dźwiękiem były krople deszczu uderzające o dach, miałam dość. Na szczęście, ostatnio się uspokoiło, nie pada i nie marudzę. ;p Ale stwierdziłam, że i tak potrzeba jakiejś większej motywacji i pięknych widoczków i stąd też wczoraj w mojej głowie narodził się pomysł na taką właśnie notkę. I dzisiaj będzie pięknie i cudownie, bo jak głosi tytuł, motywem przewodnim będą zachody słońca nad Adriatykiem. A ostatni rejs pod tym względem nas rozpieszczał, szczególnie dwa ostatnie były olśniewające. 🙂 I tymi widokami chcę się dzisiaj z Wami podzielić, żeby ta jesień nie była tak koszmarna na jaką się zapowiada. Zapraszam zatem! :))
Zawsze uważałam, że najwięcej uroku mają właśnie zachody słońca nad morzem i moją pierwszą miłością były dziecinne wyprawy z rodzicami na obowiązkowy zachód podczas wakacji nad morzem. Wtedy szalałam za nimi i ta miłość została mi do dzisiaj, dlatego zawsze korzystam z okazji, żeby móc go podziwiać. Na jachcie jest to zdecydowanie ułatwione, szczególnie jeśli nie cumuje się w żadnej marinie, tylko na kotwicy bądź boi w jakiejś zatoczce. I ten wyjazd obfitował właśnie w takie stanie na dziko, co ma swoje wady jak i zalety, o czym kiedyś może napiszę, jak będziecie chcieli. 😉 Pierwszą noc spędziliśmy w małej zatoczce tuż obok wyspy Mały Drvenik, gdzie dopływaliśmy już po zmierzchu, stąd też zachód słońca złapał nas na morzu. Podobały mi się kontrastujące ze sobą elementy – ląd, woda, niebo. I ta lekko różowawa poświata. 🙂
Nie będę tutaj pisała o każdym odwiedzonym przez nas miejscu ani też o trasie, bo to nie ten czas i nie to miejsce, ale zanim przejdę do dwóch najpiękniejszych wieczorów i zachodów, to najpierw jeszcze krótki mix zachodów w miejscach, gdzie nie były aż tak widoczne czy spektakularne. Niestety, nie wszędzie zawsze da się tak ustawić, żeby akurat znaleźć się w dobrym miejscu o odpowiedniej porze. Ale z drugiej strony też nie można przecież oglądać ich codziennie, bo wtedy mogą się przypadkiem znudzić i ciężko wówczas docenić piękno niektórych spektaklów. 🙂
|
zachód słońca nad wyspą Zirje. |
|
jachty tuż po zachodzie słońca i moja ulubiona różowa poświata. |
|
zachód słońca na Murterze w Betinie |
|
na wyspie Solta. 🙂 |
Podczas naszej ostatniej nocy na dziko mieliśmy pewne dylematy, gdzie się zatrzymać. Pierwsza zatoka nie wywarła na nas pozytywnego wrażenia, dlatego szybciutko popłynęliśmy ciut dalej, żeby zakotwiczyć w zatoce Stari Trogir. To miejsce zachwyciło wszystkich, nawet najbardziej wybrednych. 😉 A to co rozgrywało się wówczas na niebie – zapierało dech w piersiach. Dawno nie widziałam tak cudownego przedstawienia natury, tylu barw na niebie i tak niesamowitych odcieni. Przez kilkadziesiąt minut żeńska część załogi nie mogła się oderwać od aparatów, a męska dołączyła do nas od razu po bezpiecznym zaparkowaniu jachtu. 😉 (uwaga! teraz będzie ten moment, gdy pojawia się naprawdę dużo zdjęć, ale później będzie jeszcze tekst, także nie przerywajcie teraz ;p)
|
fot. D.T. |
|
fot. M.T. |
Cudne c\’nie? To zdecydowanie był najpiękniejszy zachód słońca na morzu jaki widziałam w życiu. Zresztą, to zupełnie inne przeżycie widzieć zachód z lądu, a co innego z wody. Mam wrażenie, że na wodzie wszystko przeżywa się dwa razy intensywniej niż na stałym lądzie. Chociaż nie umniejszam nic zachodom słońca widzianym z lądu, bo ten który mieliśmy okazję oglądać w ostatni wieczór w Chorwacji w Trogirze też był absolutnie przecudowny. Gdyby nie fakt, że akurat wtedy kiepsko się czułam i jak najszybciej chciałam znaleźć się w marinie, to jeszcze wróciłabym na słynną trogirską promenadę, żeby popatrzeć dłużej. Ale i tak było przepięknie! 🙂
Eh, eh, muszę przyznać, że się rozmarzyłam sama oglądając te fotografie i zdecydowanie w moim serduszku pojawiła się ogromna tęsknota za tymi krajobrazami. Ale też z tej tęsknoty rodzi się ogromna motywacja, bo jeśli wszystko pójdzie dobrze, to jest ogromna szansa, że w przyszłym roku też się tam pojawimy i znowu będziemy mieli okazję podziwiać równie piękne (a może i piękniejsze, kto wie) widoki. A na razie – udanego tygodnia! 🙂
|
fot. M.T. |
~~Madusia.