Zaczytana Madusia: „Poszukiwany ukochany” Beth O’Leary – recenzja przedpremierowa
Niedzielny wieczór to idealny czas na odpoczynek – można przygotować sobie kubek gorącej herbaty, owinąć się w kocyk i sięgnąć po dobrą książkę, która rozproszy nasze myśli przed zbliżającą się poniedziałkową gonitwą. I taką właśnie lekturą jest „Poszukiwany ukochany”, który swoją premierę będzie miał w najbliższą środę. A u mnie, już dzisiaj, możecie przeczytać krótką przedpremierową opinię i dowiedzieć się, czemu polecam ją właśnie na takie zimowe wieczory.
Nie ukrywam, że literatura obyczajowa łamana przez romans nie jest moją najulubieńszą kategorią książek, ale w tym roku postanowiłam nieco rozszerzać swoją strefę komfortu poza ulubione historie. I powiem Wam, że zdecydowanie nie żałuję, bo w przeciwnym razie ominąłby mnie kawał dobrej historii.
Opis książki na stronie wydawcy jest niezwykle enigmatyczny: „Inteligentna, genialnie zabawna, chwytająca za serce – nowa powieść Beth O’leary! Rollercoaster emocji – komedia romantyczna o niepewności uczuć i pułapkach, jakie zastawia na nas miłość, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Najbardziej ambitna jak dotąd powieść autorki, która bawi i wzrusza do łez!” okraszony dodatkowo fragmentem książki, dzięki któremu dowiadujemy się, że bohaterami będą trzy kobiety (Siobhan, Miranda, Jane) i Joseph Carter – typ, który nigdzie się nie pojawia, ale w jakiś magiczny sposób łączy ze sobą bohaterki. Historia na pierwszy rzut oka wydaje się banalna i przewidywalna.
Na drugi rzut oka jest podobnie – podczas czytania książki kobiety dają się lubić (choć nie zawsze, bo dodatkowo każda z nich jest totalnie inna – każda ma swoje wady i zalety), a Joseph totalnie nie. Przyznam szczerze, że tak w połowie miałam ochotę odłożyć książkę, bo przytłaczała mnie banalność szablonu, na jakim powstała ta powieść. Nic jednak bardziej mylnego!
Na trzeci rzut oka bowiem, gdy tylko dojdzie się do pewnego momentu, historia zaczyna nabierać kształtu, pewnie sprawy się wyjaśniają i nagle następuje ten magiczny „klik” i wszystko wraca na swoje miejsce. I nie ma już miejsca na banał, na przeciętność, na przewidywalność – siedziałam jak urzeczona i nie mogłam się oderwać od lektury. Wszystko nabrało sensu, zupełnie jakbym obudziła się po bardzo długim śnie i ujrzała świat na nowo. Może to brzmi szalenie górnolotnie, ale tak naprawdę się poczułam, gdy skończyłam książkę.
„Poszukiwany ukochany” nie jest typowym romansem, za tą sympatycznie wyglądającą okładką (z tego co wiem, Wydawnictwo wydaje książkę w dwóch różnych, równie pięknych) kryje się wiele prawd życiowych, które pozwalają też spojrzeć w głąb samych siebie i zastanowić się nad sobą, swoim związkiem i całym swoim życiem. Bardzo lubię, gdy niby taka lekka książka, zmusza mnie do myślenia i nie sprawia, że po zakończeniu lektury odkładam ją na półkę z myślą, że odhaczam kolejną pozycję na swojej liście. Nie, tutaj jest coś więcej i z tego powodu warto sięgnąć po nią, gdy tylko się pojawi (a jak macie Legimi, to już jest tam dostępna do pobrania) 25 stycznia w księgarniach. A tak poza tym – jest to naprawdę bardzo dobry towarzysz na długi wieczór. Polecam!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem ALBATROS/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.