Zaczytana Madusia: „Córki swoich matek” Joanna Miszczuk – recenzja
Pisałam ostatnio o wysypie trzecich tomów w mojej biblioteczce i dzisiaj przybywam z recenzją kolejnego z nich. Niesamowita saga Joanny Miszczuk „Sekret dziedzictwa” to prawdziwy majstersztyk, łączący w sobie wątki historyczne z obyczajowymi, a „Córki swoich matek” tylko utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Cóż ciekawego znów pojawiło się w życiu Joanny i jej córki Kamili? Zapraszam do lektury – a jeśli ominęły Was recenzje pierwszych dwóch części – koniecznie najpierw zajrzyjcie do nich.
Drugi tom „Zalotnice i wiedźmy” zakończył się mocnym akcentem, który staje się też dominującym wątkiem części trzeciej. Dobra, tu będzie lekki spojler (chociaż na okładce też możecie go znaleźć) – Joanna oświadcza się Kemalowi w malowniczej Casablance i tam też chcą wziąć ślub. Okazuje się, że jest to jednak niezwykle skomplikowana procedura (różne systemy prawne, różne religie i zwyczaje zdecydowanie tego nie ułatwiają), więc padają różne propozycje ugryzienia tej sytuacji, a na koniec okazuje się, że najmniejsza papierologia jest w Polsce. Trochę to brzmi niewiarygodnie, ale pamiętam, że jak sami załatwialiśmy nasz ślub cywilny, to zajęło nam to raptem kilka chwil. 😉
Oprócz ślubu, życie Joanny kręci się wokół jej fantastycznej pracy w Berlinie, która z dnia na dzień staje się jedną wielką nieprzyjemnością. Julian dalej miesza, mota i komplikuje wszystko swoim postępowaniem, które w sumie nas nie dziwi, bo czegóż by innego można oczekiwać od zranionego dogłębnie samca alfa. Osobiście uważam, że pojawienie się Juliana na nowo w życiu służbowym Joanny wyszło całej historii na duży plus (chociaż sami bohaterowie, z Joanną na czele, są przeciwnego zdania) – dzieje się sporo, akcja staje się dynamiczna i sprawia, że jesteśmy ciekawi co będzie dalej. Gdy wszystko układa się zbyt dobrze, czytelnik może zacząć się nudzić, a tak Julian dostarcza nam sporo rozrywki, niecodziennych sytuacji, a przede wszystkim – zmusza całą ekipę berlińskiego biura do wzniesienia się na wyżyny własnej kreatywności. Nic nie działa bardziej pobudzająco na człowieka, jak zwyczajna chęć zrobienia komuś na złość i działanie w sekrecie, żeby na koniec zaskoczyć wszystkich. Tak, zdecydowanie ten wątek bardzo interesująco się rozwinął.
Nie ukrywam jednak, że najbardziej w sadze „Sekret dziedziczenia” uwielbiam te fragmenty, gdy odkrywamy losy przodkiń Joanny i Kamili. Tom trzeci nie jest pod tym względem wyjątkiem – znów poznajemy fantastyczne kobiety, pojawiające się na obrzeżach historii wielkich tego świata. Ciężko jest wybrać zdecydowanie najciekawszą postać, wszystkie są naprawdę niesamowite, ale ze względu na imię najbardziej podobała mi się historia Madelaine. Dzięki niej przenieśliśmy się na dwór francuskiej królowej Marii Leszczyńskiej, biednej córki jednego z naszych królów elekcyjnych. Nie miała ona łatwego losu, wychowana w konserwatywnych warunkach, skupiała się na dwóch rzeczach – modlitwach i rodzeniu dzieci. Początkowo Madelaine była jej damą dworu, ale koniec końców stała się organizatorką młodych kochanek dla króla Ludwika XV. W jej historii działo się jednak o wiele więcej, ale nie będę odbierała Wam radości jej odkrywania.
Po lekturze trzech tomów jestem absolutnie oczarowana całym konceptem tej sagi. Przeplatanie współczesności z opowieściami z przeróżnych epok to naprawdę doskonałe połączenie. Pisałam już wcześniej, że historia Joanny nie należy do moich ulubionych, ale pozostałe kobiety umieszczone na kartach tej sagi są absolutnie fantastyczne. Każda z tych historii spokojnie nadawałaby się na materiał na oddzielną książkę, brałabym je w ciemno.
Na zakończenie dowiadujemy się, że córka Joanny, dwunastoletnia Kamila, odkrywa w sobie dar swoich antenatek i ma go zachować w tajemnicy, co w czasach współczesnych także nie wydaje się być rzeczą prostą. Na przestrzeni wieków kobiety obdarzone zdolnościami (a czasem po prostu wiedzą) musiały to ukrywać, żeby nie stać się ofiarą. I to się niestety nie zmieniło do dzisiaj. Odmienność ciągle jest poczytywana jako coś, czego należy się obawiać i piętnować. Mam nadzieję, że w końcu się to zmieni i staniemy się wszyscy bardziej tolerancyjni. Tego też powinna nauczyć nas ta cudna saga, do której lektury, szczerze Was zachęcam. A niedługo recenzja ostatniego tomu!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Prószyński i S-ka/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.