Książki

Zaczytana Madusia: „Dwadzieścia” Sam Holland – recenzja przedpremierowa

Aż trudno mi uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno była zima, a teraz siedzę sobie na tarasie domku z widokiem na plażę i malezyjskie wyspy. Jednak wakacje w styczniu to całkiem zacna opcja, nie wiem czemu tyle lat ją odkładaliśmy. Na wyjazd nie zamierzałam pakować zbyt wielu książek, wszak każdy kilogram bagażu ma znaczenie, ale koniec końców stanęło na siedmiu. Słabo wyszło mi to ograniczanie się. Wśród nich znalazło się kilka świetnie zapowiadających się premier i dzisiaj przychodzę do Was z recenzją jednej z nich. Sam Holland, autorka świetnie przyjętej książki „Echo man” poczyniła drugą o enigmatycznym tytule „Dwadzieścia”. I o niej przedpremierowo napiszę dzisiaj kilka zdań. Zapraszam na recenzję!

Przyznam szczerze, że nie znalazłam się w gronie bezgranicznych zachwytów nad debiutem Sam Holland – „Echo man” całkiem mi się podobał, ale szybko domyśliłam się zakończenia. Po lekturze jej drugiej książki widać, że Autorka odrobiła lekcję. Mimo iż wydawało mi się od połowy, że wiem o co chodzi, to ostatnie strony przeczytałam z wielkimi wypiekami na twarzy i malującym się na niej wyrazem zaskoczenia i zdziwienia. Chapeau bas!

„Dwadzieścia” jest niezwykle przemyślanie skonstruowaną powieścią, gdzie intryga zacieśnia się z każdą kolejną ofiarą (a tych nie brakuje), by na koniec wycisnąć czytelnika emocjonalnie jak cytrynkę. Jest to książka mroczna w swym odbiorze, idealnie nadaje się na długie zimowe wieczory, gdy bezpiecznie siedzi się pod swoim kocykiem z kubkiem herbaty. Przynajmniej dopóki nie zdasz sobie sprawy, że niektórzy bohaterowie też tak siedzieli…

Jestem zdecydowaną fanką głównego bohatera – Adam Bishop to prawdziwy glina – męski, szorstki, z odpowiednią dawką niepokojącej nuty przebijającej z jego zachowania. Coś go gryzie, coś siedzi w nim głęboko, co sprawia, że oschle traktuje całe otoczenie. Jedynym wyjątkiem jest doktor Romilly Cole, która odgrywała w jego życiu ważną rolę, ale obecnie należy do przeszłości. Czy jednak na pewno? I czy jednak jej osoba nie łączy się z obecnie prowadzoną przez Adama sprawą seryjnego zabójcy? Uwielbiam te wszystkie drobiazgi, niby nic nieznaczące drobne sytuacje, które nagle spajają wszystko w całość i sprawiają, że książka nas zaskakuje. „Dwadzieścia” zdecydowanie ma to coś w sobie.

W przypadku seryjnych morderców często zadajemy sobie pytanie: czy za ich zachowanie odpowiedzialne są geny czy jednak wychowanie? Sam Holland wydaje się z nim mierzyć, ale nie do końca znajduje ostateczną odpowiedź, żonglując różnymi wariantami odpowiedzi. Przyznam się szczerze, że sama nie wiem po której stronie sporu stanąć i chyba nie podejmuję się szukania prawidłowej odpowiedzi. A może po prostu takiej nie ma?

„Dwadzieścia” jest wyjątkowo dobrą książką, chociaż z każdej jej strony zieje z niej zło. Makabryczne odkrycia i niezwykle precyzyjne, a przy tym plastyczne opisy sprawiają, że jest ciężka w odbiorze, ale jednocześnie przy tym niepokojąco wciągająca. Tempo od początku jest mocne, zaczynamy od przypadkowego odkrycia kilku zwłok na wysypisku, które stają się początkiem prawdziwej jazdy bez trzymanki. Zarówno nas czytelników jak i bohaterów książki. Przy czym tylko my kończymy lekturę zadowoleni i usatysfakcjonowani. Chociaż czy do końca? Taki to już problem z tymi otwartymi zakończeniami, że zawsze pozostają pytania bez odpowiedzi.

„Dwadzieścia” jest pozycją wartą lektury, fani thrillerów nie będą zawiedzeni. Jeśli wciągnął Was „Echo man” to na pewno po nią sięgniecie, ale jeśli poprzednia książka Autorki nie zrobiła na Was wielkiego wrażenia, to tym bardziej rekomenduję ten tytuł do bliższego zapoznania. Mnie zachwycił! I to do tego stopnia, że piszę jego recenzję na wakacjach. A to naprawdę sporo znaczy!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Muza/ dziękuję Pani Karolinie za zaangażowanie i za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *