Książki

Zaczytana Madusia: „Paderborn” Remigiusz Mróz – recenzja

Wiosna wybuchła z wielką mocą, a tymczasem z przytupem wjechał Mróz. Remigiusz Mróz. I jego „Paderborn”. Znany z Chyłki prokurator doczekał się własnej historii. Przeczytałam ją jednym tchem, jak to mi się zdarza przy większości książek tego autora i wzbudziła we mnie sporo emocji. Nie zawsze jednak pozytywnych, chociaż nie da się zaprzeczyć, że pomysł na całą intrygę jest nie z tej ziemi. Razem z Padre sięgamy bowiem gwiazd!

„Paderborn” jest kontynuacją wyjątkowo brutalnego „Langera”, więc jeśli jeszcze go nie czytaliście, możecie spodziewać się spojlerów. Żeby nie było, że nie uprzedzałam.

W książce mamy trzech narratorów, więc poznajemy różne punkty widzenia – jest oczywiście Padre, jest też jego żona (w której w poprzednim tomie Langer się zakochał – na swój pokręcony sposób) i tajemniczy seryjny morderca, który opisuje nam swoje eksperymenty na porwanych osobach. Te ostatnie fragmenty osobiście budziły we mnie najmocniejsze i chwilami negatywne emocje, bowiem opisywane w totalnie beznamiętny sposób znęcanie się nad ludźmi nie należy do przyjemnych wyobrażeń. Wprost przeciwnie – w niektórych momentach nie doczytywałam co tam do końca wymyślił morderca, żeby nie mieć koszmarów po nocach. Ja jednak to mam słabe nerwy.

Wszystkie te trzy narracje łączą się w jedną historię – Padre wraz z Karoliną Siarkowską są na tropie nieuchwytnego od lat seryjnego mordercy, który właśnie uderzył po raz kolejny. Sytuacja gmatwa się jeszcze bardziej, bowiem między tym dwojgiem pojawiają się pewne romantyczne uniesienia, a dodatkowo Karolina niespodziewanie zostaje przełożoną Olgierda. Robi się z tego całkiem interesujący misz-masz, ten wątek poczytuję na plus, trochę rozświetlał ponurą atmosferę, która dominuje większość akcji. Szczególnie gdy okazuje się, że była żona Olgierda – Nina z tropiącej staje się ofiarą i sama wpada w sidła mordercy. Wtedy w poszukiwania angażuje się sam Langer i dopiero robi się ciekawie.

Trzeba przyznać, że Remigiusz Mróz często potrafi zaskoczyć pomysłami na akcję i w przypadku „Paderborna” też tak było. Motywem przewodnim okazuje się być astrologia, znaki zodiaku, odpowiednie fazy księżyca – często szybujemy wśród gwiazd szukając seryjnego mordercy. Brzmi to wyjątkowo niewiarygodnie, ale mnie ten pomysł kupił. I mimo iż nie znoszę takiego epatowania brutalnością, to książka mi się podobała. Oryginalność wyjątkowo mocno sobie cenię. I cieszę się na myśl, że ten dziwny czworokąt (Olgierd, Karolina, Langer i Nina) będzie miał swój dalszy ciąg. Już nie mogę się doczekać, jakie tym razem wyzwanie postawi przed nimi autor. Na pewno będzie to coś totalnie odjechanego!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Czwarta Strona Kryminału/ dziękuję za egzemplarz do recenzji

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *