Książki

Zaczytana Madusia: „Zodiak” Max Czornyj – recenzja przedpremierowa

Przez ostatni czas skupiłam się wyjątkowo na nieco lżejszych książkach – zarówno pod względem objętości jak i tematów. Lipiec jednak postanowiłam zacząć z przytupem i sięgnąć po jedną z mroczniejszych premier tego miesiąca. Otóż – Max Czornyj po raz kolejny postanowił wcielić się w psychikę jednego z najbardziej znanych seryjnych morderców – tym razem w nieuchwytnego Zodiaka. Premiera w najbliższą środę 03.07, a moją recenzję przedpremierową możecie przeczytać już teraz!

Mam tylko jeden problem z tą książkę – podobała mi się tak bardzo, że nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by przekazać mój zachwyt. Ogólnie do twórczości Maxa Czornyja podchodzę z baaardzo dużym dystansem, bywa dość mocno kontrowersyjny, a mnie zniechęcił dawno temu książką, w której opisał tak wyraziste tortury, że do tej pory czasem śnią mi się jeszcze po nocach. Tamta powieść skreśliła go u mnie totalnie, ale czasem potrafię zrobić wyjątek, gdy bardzo zaciekawi mnie temat.

A nie ukrywajmy – temat seryjnych morderców, a szczególnie tych tajemniczych, który pojawili się nagle i równie nagle zniknęli bez powodu, jest wyjątkowo fascynujący. Widać to zresztą po ogromnym sukcesie wszelkich książek/podcastów powiązanych z tematyką true crime. Sama uwielbiam czytać te opowieści i zwykle są u mnie bardzo wysoko na liście priorytetowych lektur. Nie inaczej było w przypadku „Zodiaka”, zabrałam się za niego, jak tylko odpakowałam mój egzemplarz.

Odpakowałam i przepadłam. Jest to jedna z tych książek, którą po prostu pochłonęłam, od początku do samego końca, bez zbędnych przerw. Mrok tej historii, niezwykła konstrukcja postaci, hipotetyczne przedstawienie myśli tkwiących w głowie Zodiaka, czynników, które wpływały na jego zachowanie – wszystko razem tworzy niezwykle gęsty i soczysty klimat. Niektóre fragmenty naprawdę brzmią tak, jakby to sam Zodiak opisywał swoją historię. Aż ciężko mi pisać, bo w trakcie pisania na nowo przeżywam te wszystkie emocje raz jeszcze. Moje emocje, bo Zodiak zbyt wielu ich nie przejawiał, co też czyta się z zapartym tchem, jak bardzo dokładnie i powoli pracował nad swoimi zbrodniami, szczególnie w późniejszej fazie jego działalności. Początek był nieco chaotyczny, ale ten chaos, tą przypadkowość niektórych poczynań, Max oddał naprawdę w sposób doskonały.

Niezwykle wysoko cenię fakt, że dostajemy w książce prawdziwe listy i wiadomości, za pomocą których Zodiak komunikował się z mediami, żeby przypadkiem o nim nie zapomniały. Jak tworzył skomplikowane zagadki, wśród których część została rozwiązana dopiero niedawno. Pozwala to jeszcze bardziej poczuć tą postać, szczególnie że Czornyj dodawał, obok oryginałów, swoje własne tłumaczenia. Bardzo mi się podoba takie wykorzystywanie źródeł, bo są to jedyne rzeczy, które wiemy na pewno o Zodiaku. Jego tożsamość nigdy nie została rozszyfrowana, więc pozostają nam tylko domysły, mnóstwo pola do przeróżnych teorii, od których na pewno głowa pęka w internecie. Mnie osobiście bardzo podoba się kierunek, w którym Max poprowadził swojego Zodiaka. Takie zakończenie jego działalności może być jedną z opcji, nie lepszą i nie gorszą, pewnie nieprawdziwą, ale całkiem zgrabną.

Całkiem miło jest sięgnąć po latach po książkę autora, który kiedyś cię wyjątkowo mocno rozczarował i tak mocno dać się zachwycić na ponownym pierwszym spotkaniu. Jak dla mnie jest to naprawdę świetny kawał lektury, czytałam ją z przyjemnością (o ile w ogóle true crime można z nią czytać) i szczerze polecam. Jest to jeden z ciekawszych przedstawicieli tego gatunku, który przyszło mi przeczytać w tym roku. A trochę jednak już ich było. Premiera w środę, nie wahajcie się – jeśli kochacie true crime, to na pewno sięgniecie po ten tytuł!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Filia/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *