Zaczytana Madusia: „Uśpieni i martwi” Ann Cleeves – recenzja
Upalny poniedziałek to dobry moment na nieco mroczniejsze tematy – wszak sam początek tygodnia przy obecnej pogodzie nie nastraja zbyt optymistycznie. Twórczość Ann Cleeves pokochałam dzięki jej absolutnie genialnej serii szetlandzkiej, która na stałe znalazła miejsce w moim serduszku. Jej pozostałe książki nie budzą we mnie aż takiej bezgranicznej sympatii, ale zwykle spędzam przy ich lekturze kilka całkiem przyjemnych godzin. Czy tak samo było w przypadku jej najnowszej książki „Uśpieni i martwi”? Zapraszam do lektury recenzji.
Książki Ann Cleeves mają swój charakterystycznie specyficzny klimat, dzięki któremu w ciemno mogę rozpoznać jej twórczość. I dlatego też mniej więcej wiem, czego mogę się spodziewać w trakcie lektury i raczej w żadną stronę mnie nie rozczaruje. Tak jest również w przypadku jej najnowszej powieści „Uśpieni i martwi”. Jest ciekawie, ale bez fajerwerków. To ciekawy, wciągający kryminał, ale nie wyróżnia się za bardzo na tle innych czytanych przeze mnie w ostatnim czasie.
Jak w dobrym kryminale trup pojawia się zaraz na początku. A dokładniej rzecz ujmując, wyłania się z jeziora, które na skutek zmian klimatycznych zaczyna wysychać, ujawniając zwłoki mężczyzny przywiązanego do kotwicy. Brzmi makabrycznie i niezwykle tajemniczo. Tym bardziej, gdy okazuje się, że ciało należy do zaginionego przed wieloma laty Michaela Greya. Jest to jednak dopiero początek całej historii! Życie chłopaka jest jeszcze bardziej tajemnicze, szczególnie że jego zaginięcie zostało zgłoszone dopiero po śmierci jego przybranych rodziców. A miało to miejsce cztery lata po tym, gdy pewnego dnia zniknął bez słowa pożegnania. Detektyw Peter Porteous ma przed sobą prawdziwe wyzwanie, by rozwiązać tą poplątaną historię.
Największą podejrzaną staje się automatycznie była dziewczyna Michaela – strażniczka więzienna Hanna Morton (ciekawe, że ostatnio temat strażniczek więziennych jako bohaterek kryminałów pojawia się częściej), szczególnie gdy na jaw wychodzi fakt, że widziała go jako ostatnia. Dzięki jej wspomnieniom przenosimy się kilkanaście lat wstecz i poznajemy historię ich znajomości od początku. Te fragmenty zdecydowanie należą do tych bardziej wciągających, które o wiele lepiej mi się czytało niż czasy współczesne i trwające śledztwo. Może mieć to związek z tym, że wtedy wszystko było prostsze, a teraz pewne wydarzenia wydają się dość mocno naciągane i są mało prawdopodobne. Niestety chwilami brakowało mi realizmu podczas rozwiązywania tego tajemniczego zaginięcia sprzed lat.
„Uśpieni i martwi” nie dorównują swym poziomem do serii szetlandzkiej (boję się, że już w żadnej książce nie uda się autorce zbliżyć do wysoko zawieszonej poprzeczki, jaką sama sobie narzuciła tak świetną sagą), ale jest to poprawny kryminał, który czyta się całkiem przyjemnie. Chwilami akcja toczy się zbyt powolnie, pewne momenty się dłużą, ale koniec końców nie jest aż tak źle. Czytałam w tym roku znacznie słabsze pozycje, także jest to taki dobry średniak na jeden przyjemny i niewymagający wieczór. A z racji mroczniejszego klimatu fajnie sprawdzi się w te wakacyjne upały jako idealna przeciwwaga do nich. 😉
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Czwarta Strona/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.