Podróże

Miniatury nadbużańskie: Święte Dęby w Lesie Kijowiec pod Białą Podlaską

Moja miłość do Podlasia wybuchła nagle i gwałtownie. Jest to przepiękna kraina, w której każdy znajdzie coś dla siebie. My, jako amatorzy wycieczek wyjątkowo alternatywnych, za cel jednej z wyprawy obraliśmy Święte Dęby pod Białą Podlaską. Jest to miejsce, niezwykłe i niespodziewane, a znajduje się tam, gdzie myślicie, że człowiek już nie dotarł. A jednak – i nawet wielkie dęby posadził! Zapraszam do tego cudownego zakątka i na brawurową opowieść jak go znaleźć. 😉

Od zawsze staramy się w trakcie naszych wycieczek odwiedzać miejsca poza głównymi szlakami, gdzie jest nieco mniej turystów i można zobaczyć coś niezwykłego. Tym razem jednak poszliśmy na wyjątkowo nieuczęszczane drogi, aż sami nie do końca wierzyliśmy, że te Święte Dęby istnieją naprawdę. Absolutnie nic tego nie zapowiadało.

Najlepiej jest ustawić sobie na mapie w Googlach pinezkę i kierować się jej śladem – nasze dęby znajdują się dokładnie w tym zaznaczonym miejscu. Myśmy tego przed wycieczką nie byli pewni, dlatego do każdego kolejnego etapu podchodziliśmy z dużą rezerwą. Otóż ze spokojnej drogi wojewódzkiej 811 należy skręcić w polną ścieżkę, wiodącą tuż przy ścianie lasu, co widać doskonale na powyższym zdjęciu. Czeka nas tutaj kilkanaście minut prawdziwego off-roadu, ponieważ dróżka wiedzie później między polami i absolutnie nie wydaje się, żeby wiodła dokądkolwiek. Dodatkowo w trakcie naszej wizyty wiało niemiłosiernie, więc wyobraźcie sobie jeszcze chmury pyłu i piasku unoszące się na skoszonych polach – normalnie klimat amerykańskiej prerii, czekałam aż nam tylko jakiś kojot wyskoczy. 😉

W pewnym momencie dotarliśmy do skrzyżowania ścieżek i tam zostawiliśmy auto, ruszając dzielnie ku przygodzie ukrytej głęboko za widocznym na horyzoncie lasem. Cały czas podążaliśmy za pinezką na mapie, co nie było najlepszym rozwiązaniem, ponieważ… oczywiście nie było zasięgu i po kilku minutach raźnego marszu (ja tam ciągle się bałam, że mi jakiś zwierzak wyskoczy i spałaszuje na obiadek, bo śladów na ścieżce było co niemiara) byliśmy zdani tylko na siebie. Wiadomo, że w takiej sytuacji kobiecie (czyli mnie) nieco mogą puścić nerwy i się zirytuje na mężczyznę-przewodnika, że nie ogarnął trasy. Jednak gdy mężczyzna-przewodnik orzekł po kolejnych kilku minutach wędrowania środkiem lasu i wypatrywania dębów (spojler alert: z głównej ścieżki ich nie widać) wracamy, to baba się uparła, że trzeba iść dalej. Dęby gdzieś muszą być. Bez nich nie było wcale zajebiście.

Pomocne w szukaniu odpowiedniej bocznej ścieżki okazały się opinie Googla, w których ktoś napisał, że należy skręcić mijając ogrodzoną szkółkę leśną po lewej stronie. Jest to niezwykle istotna uwaga, bowiem po prawej stronie tych szkółek jest kilka, ale trzeba iść tak daleko, by odnaleźć tą jedną po lewej i skręcić w nieco zarośniętą dróżkę. Widać, że to jeszcze mniej uczęszczana okolica, bowiem chwilami jest dość dziko, ale spokojnie do przejścia. A po kilku minutach po prawej stronie pojawią się one: Święte Dęby! I zachwycają już od pierwszego wejrzenia. Uwaga: jeśli nie zaparło Wam tchu w piersiach na ich widok, to oznacza, że jeszcze do nich nie dotarliście. 😉

I jest jakbyśmy się przenieśli nagle do innego świata – przepiękne uroczysko, olbrzymie drzewa, szumiący w ich liściach wiatr i pamiątkowy krzyż. A pomiędzy dębami tablica z wytłumaczeniem o co tak naprawdę chodzi w tym miejscu i skąd się w ogóle wzięło. Otóż: „wiosną 1876 roku rozległa się tam wieść, że Kozacy będą wraz z popami silą zmuszać do przejścia na wiarę prawosławną. Szesnaście kobiet z Hruda postanowiło ukryć się wraz ze swoimi dziećmi w pobliskim lesie, w którym koczowało o głodzie i chłodzie przez sześć tygodni upatrując sobie miejsce przy wspomnianych dębach, nazwanych później „Świętymi”. Wzruszający opis wyjścia z lasu i powrót do wsi znalazł się w publikacji Reymonta stając się inspiracją do umieszczenia go na pamiątkowej tablicy ufundowanej przez Nadleśnictwo Biała Podlaska w 2016 roku, w 420 rocznicę podpisania Unii Brzeskiej oraz w 140 rocznicę tych wydarzeń.” – dosłowny cytat za: Tomasz Bylina, Nadleśnictwo Biała Podlaska. I cyk! Kolejna lektura do zakolejkowania: Władysław Reymont „Z Ziemi Chełmskiej”.

Powrót przebiegł już w zdecydowanie lepszej atmosferze, chociaż wszechobecne muchy (zapewne kiedyś były to tereny bagienne) chciały nas zjeść, więc narzucone tempo spaceru było trochę większe. Mój niepokój budziły także szelesty dochodzące z zarośli, a także nowe ślady kopytek na ścieżce, których na pewno tam nie było w trakcie wcześniejszej drogi. Wolałam nie ryzykować bycia zjedzoną, gdy już olśniło mnie piękno i spokój miejsca, którym okazały się być te Święte Dęby.

to ta boczna ścieżka prowadząca już bezpośrednio do Dębów

Podsumowując naszą krótką wyprawę – zdecydowanie warto zaryzykować i zjechać z głównej drogi, bowiem miejsce ukryte w głębi lasu naprawdę robi wrażenie. Tchnie spokojem, jest doskonałą odskocznią od wszystkich turystycznych miejsce, królową tego miejsca jest Matka Natura. Faktem jest, że przydałaby się jakaś ławeczka, żeby przycupnąć w cieniu okazałych dębów (trzech!), ale wpadając tak na chwilę nie jesteśmy w stanie zakłócić magii tego miejsca. I owszem – można podjechać jeszcze bliżej, my woleliśmy już nie ryzykować, a i też zrobić sobie przyjemny spacer. Zdecydowanie polecam, jeśli lubicie takie nietypowe miejsca, których nie znajdziecie w przewodnikach (a przynajmniej nie we wszystkich)!

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *