Podróże

Hiszpańskie opowieści: kastylijskie wiatraki po raz czwarty – Campo de Criptana.

        W marcu jak w garncu i pogoda zdaje się idealnie potwierdzać to powiedzenie. Dzisiaj w nocy nad Krakowem szalała pierwsza burza, a my siedzieliśmy pod kołdrą trzymając na rękach wystraszonego świntucha, którego mamy już od dwóch tygodni. Mały Boba Fett (bo jest to tym razem świntuch rodzaju męskiego) powoli oswaja się z nową rzeczywistością, a my z nim. 🙂 Niedługo pewnie zadebiutuje na blogasku, ale dzisiaj po raz czwarty i ostatni wybierzemy się do hiszpańskiej krainy wiatraków. Zapraszam Was do Campo de Criptana! 

      Planując naszą trasę wiatraki w Campo de Criptana były, obok oczywiście Consuegry, najczęściej pojawiającym się miejscem, które koniecznie warto zobaczyć. Nie trzeba nas było długo zachęcać i punkt ten znalazł się na naszej liście. Jak się okazało – było to miejsce, które rozczarowało nas najbardziej ze wszystkich. 
       Faktycznie, ilość wiatraków jest spora, dorównuje Consuegrze. Źródła historyczne podają, że w połowie XVIII wieku było ich tutaj ponad trzydzieści. Obecnie jednak wiatraki są, jak dla mnie, dość chaotycznie rozsiane na wzgórzu i przez to prezentują się dość kiepsko. Myśmy trafili tutaj już po południu, gdy słońce operowało wyjątkowo mocno, a do tego – strasznie wiało, co na tak otwartym terenie bardzo przeszkadzało. 
       Plusem jest bardzo duży parking, gdzie spokojnie można zostawić auto i podejść w pobliże wiatraków, a także spora ilość knajp, gdzie można zasiąść na posiłek z pięknym widokiem na okolicę i wiatraki. Niestety, akurat trafiliśmy na taką porę, że wszędzie było pełno ludzi, więc nawet nie ryzykowaliśmy wchodzenia do żadnej z nich. Zrobiliśmy sobie jedynie spacer po wzgórzu i szybko wróciliśmy do samochodu, bo bałam się, że w pewnym momencie wiatr po prostu urwie nam głowy. 😉
       I tak jak napisałam na początku – było to miejsce, które rozczarowało nas najbardziej i do tej pory się zastanawiam, skąd takie zachwyty, o których tyle czytałam w internecie. Okej, może i wiatraków jest tu sporo, ale, jak dla mnie, są totalnie niefotogeniczne – ciężko jest objąć na jednym zdjęciu więcej niż trzy. Zdecydowanie bardziej podobały mi się wszystkie trzy wcześniejsze lokalizacje, więc trochę smutno, że ta ostatnia okazała się być najgorszą. I bardzo się cieszyłam, że nie był to ostatni punkt tego dnia, bo zakończyłby się kiepsko, a tak – najlepsze było dopiero przed nami. 🙂 Ale o tym w następnym poście (no, może za dwa ;p).
~~Madusia.

No Comments

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *