Zaczytana Madusia: „Zgorzelisko” Maria Gąsienica-Zawadzka – recenzja przedpremierowa
Chociaż jesień dopiero się zaczęła i czaruje nas swoim ciepłym pięknem, to w swojej nowej powieści Maria Gąsienica-Zawadzka serwuje nam wyjątkowo mroźne otoczenie. Niech Was jednak nie zwiodą pozory, tytuł „Zgorzelisko” nie jest przypadkowy – atmosfera w hotelu Rysy jest momentami wręcz gorąca, a na pewno duszna. Tajemnice sprzed trzydziestu lat pragną w końcu wyjść na jaw – czy tak będzie to dowiecie się z lektury książki, a u mnie dziś melduje się recenzja przedpremierowa. Zapraszam do lektury!
Autorka brawurowo zadebiutowała interesującym „Gniewem Halnego”, ale mam wrażenie, że dopiero przy „Zgorzelisku” pokazała na co ją stać. Jest to świetnie napisana powieść, którą czyta się z wypiekami na twarzy, a którą sama przeczytałam dosłownie od deski do deski w jeden wieczór. Nie szło się oderwać, a że kończyłam już w nocy, to czułam niemal te zimne podmuchy wiatru, który potrafi zawiać w Zakopanem.
Widać, że autorka doskonale zna tereny, o których pisze, co zgrabnie wyjaśnia w podziękowaniach i dzięki czemu możemy dowiedzieć się, co jest prawdą, a co było fikcją. Uwielbiam takie smaczki. Już wiem, że sama wybiorę się na przechadzkę na polanę Zgorzelisko, z której roztacza się przepiękny widok na najwyższe góry w naszym kraju. Ale przechodząc do konkretów.
Na polanie Zgorzelisko stoi stary ośrodek wypoczynkowy, o dumnej nazwie Rysy, w którym przebywali partyjni dygnitarze słusznie minionego poprzedniego ustroju, zaś służbę pełnili w nim młodzi żołnierze. Jednym z takich wysoko postawionych szych był ojciec, wuj i dziadek (w sensie trzech różnych mężczyzn, a nie, że jeden był nimi wszystkich naraz) naszego głównego bohatera Radka, który w pewnym momencie się od nich odcina i rusza własną drogą. A przynajmniej tak było do wiadomości o śmierci ojca chłopaka, które to wydarzenie stanie się punktem zwrotnym w naszej historii. Ostatnie słowa rodzica powodują, że Radek postawia wyjechać na pożegnalny turnus w Hotelu Rysy, szykującym się do wyburzenia. Niejako w testamencie otrzymał za zadanie odnalezienie ukrytych teczek z dokumentami, mogącymi wywrócić do góry nogami całą obecną scenę polityczną. A to nie lada gratka dla wielu, a szczególnie tych, którzy chcieliby je wykorzystać w niecnych celach.
Okazuje się jednak, że informacja o ukrytym skarbie (bo a nuż okaże się, że jest tam coś więcej) stała się wiadomością publiczną, wyjawioną przez niespełnionego youtubera i spowodowała, że ostatnie tango Hotelu Rysy będzie miało pełne obłożenie. Z całego kraju zjechała cała barwna paleta poszukiwaczy skarbów, samozwańczych śledczych i innych gwiazd social mediów. W tym między innymi Karolina, poszukująca prawdy o swojej rodzinie i dojrzały biznesmen Gerard, od którego na kilometr czuć różnymi przekrętami. Taka mieszanka w malowniczych zakopiańskich krajobrazach sprawi, że nie tylko śnieg będzie się iskrzył. Ilość tajemnic, skrywanych prawdziwych twarzy i dramatów na metr kwadratowy okazuje się zawrotna. A wszystko to, jakimś cudem, połączy się w jedną, spójną całość.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że rozwiązanie zagadki nie będzie zbyt wymagające, ale uwierzcie mi – „Zgorzelisko” zaskoczy Was niejeden raz, ale też pozostawi Was z ogromnym niedosytem. Trochę na koniec zabrakło mi takiego mocniejszego akcentu, ale i tak oceniam książkę niezwykle pozytywnie. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć, bo historia sama w sobie jest naprawdę wyjątkowo dobra!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Otwarte/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.