Książki

Zaczytana Madusia: „Revolusi. Indonezja i narodziny nowoczesnego świata” David Van Reybrouck – recenzja

Są takie książki, przy których już po samym tytule wiem, że będę zachwycona ich lekturą. Moje przeczucie nie pomyliło się i tym razem, gdy w moje ręce wpadł potężnie wyglądający egzemplarz książki autorstwa Davida Van Reybroucka „Revolusi. Indonezja i narodzinowy nowoczesnego świata”. Jako że uwielbiam historię, a o tamtych rejonach świata absolutnie w szkole nas nie uczą, a i samej ciężko znaleźć dobre opracowania po polsku, po prostu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. I już Wam mogę napisać – o jakie to było dobre! Recenzja poniżej, ale już zaznaczam, że warto po nią sięgnąć!

Kolonializm w historii Europy w przypadku niektórych krajów wydaje się ciągle być tematem tabu. Na historii przerabiamy co najwyżej podział terytoriów zamorskich między Hiszpanią a Portugalią i późniejszą kolonizację Afryki. A okazuje się, że na dalekim Wschodzie też działy się nieprawdopodobne historie i taka niepozorna Holandia pokazywałam tam swoje niebywale mroczne oblicze. Trzeba przyznać, że na terenie dzisiejszej Indonezji Holandia przez trzysta lat ciągle powiększała swoje terytoria, a jej największe panowanie trwało zaledwie trzydzieści lat i to dopiero w dwudziestym wieku. Nie znaczy to jednak, że wcześniej obszary Indonezji i mieszkająca tam ludność rdzenna mieli łatwo, oj nie. Znane są przypadki, gdy wymordowano mieszkańców całej wyspy, gdy nie chciała się poddać i przejść pod holenderskie zarządzanie.

W przypadku Indonezji Holandia pragnęła przejąć tamtejsze uprawy, głównie przypraw i mieć monopol na ich sprzedaż w Europie. Jak w końcu ta sztuka im się udała, to wybuchła rewolucja francuska i nastąpił odwrót od ciężkich, korzennych smaków na rzecz tych delikatniejszych i naturalniejszych, więc ich eksport poleciał na łeb na szyję. Podobnie sprawa miała się w następnych latach, gdy coś Holendrom się udawało, to zaraz się okazywało, że jednak się spóźnili. Nie przeszkadzało im to jednak w sianiu niepokoju i wykorzystywaniu miejscowej ludności – by uzyskać monopol byli w stanie spalić czy wykarczować wszystkie uprawy, żeby to nikt nie mógł ich przejąć. Gospodarka rabunkowa była na porządku dziennym. Nie tylko w Afryce rdzenni mieszkańcy mieli ciężko.

Momentem zwrotnym okazał się wybuch drugiej wojny światowej, gdy kilka lat później na wyspie wylądowali Japończycy. Pod ich władzą, obudzone tendencje narodowościowe i niepodległościowe nabrały wiatru w żagle, dzięki którym dwa dni po ogłoszeniu kapitulacji Japonii, Indonezja proklamowała powstanie niezależnego państwa. Nie spodobało się to jednak Holandii, która ciągle zgłaszała pretensje do tych terenów, w związku z czym zrobił się z tego klops dyplomatyczny, prowadzący do konfliktu zbrojnego i rewolucji społecznej, od której nazwę wziął tytuł książki. Revolusi byli młodym pokoleniem Indonezyjczyków, którzy domagali się uznania własnej niepodległości. Można powiedzieć, że były to po prostu dzieciaki z bronią, aczkolwiek ich liczba i determinacja sprawiła, że kwestia Indonezji była jedną z pierwszych, którym zajęła się dopiero co powołana Organizacja Narodów Zjednoczonych. To dzięki jej wstawiennictwu, chociaż perypetii i przeszkód nie brakowało, udało się zakończyć konflikt i ogłosić Indonezję państwem unitarnym, zależnym jedynie od swoich mieszkańców.

To właśnie ta rewolucja i w jej konsekwencji konferencja w Bandungu w kwietniu 1955 roku sprawiła, że ruchy niepodległościowe na innych kontynentach nabrały tempa. Była to pierwsza w historii konferencja, która nie została zwołana ani nie wzięły w niej udziału państwa zachodnie – brakowało całej Europy i Stanów Zjednoczonych, co oznaczało, że uczestnicy mogli decydować sami o sobie, bez narzucania im obcej woli. Pierwszy raz państwa postkolonialne, które nie brały udziału w drugiej wojnie światowej, mogły się wypowiedzieć w swoich sprawach.

Zastanawiam się, czy w ogóle słyszeliście o takim wydarzeniu, dość mocno bezprecedensowym w historii świata? Jeśli chcecie o nim przeczytać więcej, to zdecydowanie polecam „Revolusi”. Ta książka to świetne kompendium wiedzy o Indonezji, o jej wyspach, historii, klimacie i przede wszystkim mieszkańcach – autor poświęcił kilka lat na poszukiwanie osób, pamiętających samą rewolucję i czasy jeszcze przed nim. Te rozmowy to ogromna wartość tej książki, szczególnie, że spora część świadków tamtych wydarzeń już nie żyje. Muszę przyznać, że autor wykonał naprawdę ogrom pracy, by stworzyć dzieło doskonałe, które czyta się jak najlepszy kryminał/thriller i fantastykę w jednym miejscu. Dowiedziałam się tak wielu rzeczy, że czasem miałam wrażenie, iż głowa mi puchnie, a lista tematów, które po jej lekturze chcę zgłębić, wydaje się nie mieć końca. Szczerze polecam, nie tylko fanom historii, bo ta książka to prawdziwe świadectwo historii naszego świata, która nie powinna zostać zapomniana ani przemilczana.

/*współpraca barterowa z wydawnictwem W.A.B./ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *