Książki

Zaczytana Madusia: „Kobiety Romanowów. Wnuczka Fabergé” Monika Raspen – recenzja przedpremierowa

Pierwsza recenzja w nowym roku to prawdziwa perełka. Wizualnie książka prezentuje się zachwycająco, wprost olśniewając kunsztownie ozdobioną okładką i pięknie barwionymi kolorami. Jedynie twardej oprawy zabrakło, żeby móc nazwać ją idealną. W końcu, gdy jednym z głównych bohaterów jest najbardziej znany złotnik, to okładka musi być na bogato! Czy jednak za tym przepychem stoi coś więcej? Czy sama historia też tak mocno zachwyca? Koniecznie czytajcie dalej!

Losy dynastii Romanowów, a szczególnie ich brutalny koniec, to czasy, które fascynują mnie wyjątkowo mocno. Kiedy więc zobaczyłam, że autorka świetnie napisanej „Czartoryskiej” (recenzja tutaj!) zamierza zająć się tym tematem, wiedziałam, że szykuje się coś dobrego. I nie zawiodłam się, chociaż nie jest też tak, że kupiłam tę historię w ciemno.

Dynastia Romanowów u swego schyłku kobietami stała! To one pociągały za sznurki, chociaż wiadomo, że pierwszoplanowe role odgrywali mężczyźni. O ogromnym wpływie ostatniej carycy na cara Mikołaja II można się rozpisywać godzinami, szczególnie, że zakochany w niej po uszy mężczyzna był gotów uczynić dla niej wszystko, aby tylko była szczęśliwa. I aby wreszcie urodziła wyczekiwanego następcę tronu. Kiedy caryca po raz kolejny znalazła się w stanie błogosławionym, cały naród wstrzymał dech z nadzieją, by po czterech córkach wreszcie narodził się syn. Jednak zamiast radosnych wieści, pojawiła się informacja, iż kobieta poroniła i żadnego dziecka nie będzie. W rzeczywistości powiła bliźniaczki, który caryca matka (czyli mamusia cara Mikołaja II) postanowiła zgotować inny, w założeniu lepszy los. I tu zaczyna się cała niezwykła historia opowiedziana we „Wnuczce Fabergé”.

Dla osób słabiej zaznajomionych z historią, przytłaczająca może się wydawać ilość postaci pojawiających się już na początkowych stronach książki. Szczególnie, że kobiety wtedy posługiwały się swoimi tytułami, nazwiskami, imionami, a w przypadku zmiany wyznania na prawosławne, miały imiona stare i nowe. Na szczęście szybko jednak można załapać kto jest kim, zwłaszcza że autorka zlitowała się nad czytelnikami i dorzuciła na początku bardzo zgrabne drzewo genealogiczne. To sporo ułatwia w rozumieniu książki.

Na pewno ciężko jest też powiedzieć jednoznacznie, kto jest głównym bohaterem książki, skupiamy się dowiem na opowieści kilku osób i to ich życia śledzimy. Osobiście mi to nie przeszkadza, w powieściach historycznych jest to dla mnie zabieg w pełni uzasadniony. A już zwłaszcza czasy, które wybrała autorka na kanwę swojej powieści, charakteryzują się wieloma oryginalnymi bohaterami i bohaterkami. Nie dziwię się zatem autorce, że chciała jak największą ich ilość zawrzeć w książce, ciężko tak naprawdę kogokolwiek opuścić. Każda z osób występujących w powieści jest potrzebna, myślę, że brak chociażby jednej z nich, byłby z dużą szkodą dla treści. Wszystko jest doskonale przemyślane, nie ma tu zdecydowanie zbędnych wątków czy postaci. Dzięki temu historia jest tak bogata, jak najbardziej znane dzieła mistrza Fabergé. Nie wspominam o nim wcale w mojej recenzji, ale nie jest to przypadek. Każda wzmianka o nim może spowodować, że wyjawię coś, co lepiej odkryć samemu w trakcie czytania.

Cieszę się, że to właśnie „Wnuczka Fabergé” pojawia się na blogasku jako pierwsza tegoroczna recenzja. Jest to bowiem książka, która mimo kilku wspomnianych wyżej niedociągnięć, oczarowała mnie całkowicie. To zdecydowanie tak bardzo moja historia, która trafia w sam środek mojego serduszka i zostanie tam na długi czas. Autorka w niezwykle piękny sposób kreśli codzienną walkę kobiet o swój byt i swoje prawa. Jest to prawdziwie zachwycająca historia, którą warto poznać. I mam nadzieję, że jest to dobra wróżba na cały rok. Premiera w najbliższy wtorek, pamiętajcie!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Replika./ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *