Książki

Zaczytana Madusia: „Polska na prochach” Arkadiusz Lorenc – recenzja premierowa

Temat leczenia w Polsce jest kwestią, na której absolutnie wszyscy się znają i każdy ma coś do powiedzenia. W telewizji dominują sympatyczne reklamy, gdzie rozwiązaniem przeróżnych dolegliwości jest kolorowa tabletka za pomocą której wszystko magicznie się zmienia. Nie nie ma znaczenia, że poniżej pojawia się dopisek, że to nie jest lek i zupełnie nic nie leczy. Jak sprawia, że znikają boczki albo nasze niespokojne nogi same nagle przestają się ruszać, to łykamy w ciemno. I dlatego tak wyjątkowo gorzka w odbiorze jest dzisiejsza premiera – zapraszam na recenzję książki „Polska na prochach” autorstwa Arkadiusza Lorenca.

Mimo iż nie jest to krwawy kryminał, to „Polska na prochach” jest książką mocną i wyjątkowo mroczną. Szczególnie gdy zdamy sobie sprawę w trakcie lektury, że sporo z tych tematów jest nam znanych, a większość opisywanych w niej osób możemy łatwo odnaleźć w naszym najbliższych otoczeniu. Ta książka głośno krzyczy o tym, o czym niektórzy lekarze grzmią od dawna – Polacy używają stanowczo zbyt dużo leków i robią to często na własną rękę. Takim przykładem pierwszym z brzegu jest antybiotykoterapia, gdy lekarz przepisuje go na powiedzmy dziesięć dni, a że my czujemy się lepiej już po trzech, to porzucamy dalszą terapię. I, o zgrozo, wracamy do niej, gdy kolejny raz poczujemy się kiepsko, bo przecież wtedy miałam to samo i szybko zadziałało. Na pewno znacie takie przypadki, a jeśli nie, to jesteście prawdziwymi wyjątkami.

Arkadiusz Lorenc w pewnym momencie swoje książki rzuca refleksyjnie, że pewnie wielu lekarzy go nie polubi albo będzie uważało jego „Polskę na prochach” za złą lektury. Piętnuje on bowiem także ich zachowania, na które często wpływają przedstawiciele handlowi różnych firm farmakologicznych, żeby to właśnie ich lek był przepisywany. Podobała mi się w podobnym tonie wypowiedź jednej z farmaceutek, która zawsze po kilku pierwszych wizytach klientów już doskonale wie, kto wypuścił nową reklamę i postanowił wydać sporo pieniędzy na kampanię nowego suplementu. Ta kategoria zdecydowanie przeważa w wydatkach marketingowych, podlega zdecydowanie mniejszym restrykcjom niż produkty zarejestrowane jako leki. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że aby wprowadzić suplementy na rynek nie potrzeba zbyt wielu badań i pozwoleń, a ich przyswajalność jest na niskim poziomie. Takimi danymi raczej nikt nie chce się chwalić, a można to łatwo sprawdzić po wynikach swoich badań. Przynajmniej w wielu zakresach, które magicznie te suplementy mają nam pomagać. Bo nie leczyć, one nie leczą. Pamiętajcie!

Z powodów osobistych, bowiem sama przerabiam ten temat na własnej skórze, wyjątkowo mocno poruszył mnie rozdział pierwszy zatytułowany „szybki sposób na lęki”. Skupia się on na wysoce uzależniających lekach, które zawsze są wypisywane na receptę. Często jednak ich kontrolowane przyjmowanie, dokładnie rozpisane przez lekarza, jest fikcją – do czego znacznie przyczyniła się pandemia i załatwianie sporej części spraw przez internet bądź telefon. Sama korzystam z teleporad przy mniej istotnych kwestiach, zwykle uciążliwego przeziębienia, ale łatwo można ją wykorzystać (i słynne już receptomaty) w celach niecnych. I często nawet nieświadomie, bo zdarzają się sytuacje, w których lekarz nie poinformował pacjenta, że część przepisywanych mu preparatów może być mocno uzależniająca i nawet stosując się do jego zaleceń, możemy niechcący wpaść w ten nałóg. Także musimy uważać i sami dopytywać, chociaż wydaje się, że powinniśmy zakładać, że lekarz to wie. W większości przypadków tak jest, ale pamiętajmy, że to też są tylko ludzie i czasem mogą mieć gorszy dzień, gdy coś im po prostu umknie.

„Polska na prochach” to książka, którą polecam już w prywatnych rozmowach, dzieląc się swoimi emocjami – aż tak wielkie wrażenie na mnie wywarła. Podoba mi się też skupienie się w dużej części na zawodzie i roli farmaceuty w systemie ochrony zdrowia, która obecnie głównie jest sprowadzona do roli sprzedawcy i osoby podającej wybrane przez nas leki w aptece. A jego rola powinna być znacznie szersza, bowiem on również jest po wyjątkowo ciężkich studiach, na których naprawdę drobiazgowo się uczy. Farmaceuta powinien być w stanie doradzić pacjentowi, a nie tylko klientowi, on także ma wiedzę, z której powinniśmy korzystać. Mnie ostatnio udało się trafić w pobliskiej aptece na takich farmaceutów z pasją, kiedy korzystając z faktu, że nie było innych osób, porozmawialiśmy kilkanaście ładnych minut o zażywanych przeze mnie lekach i wpływie na funkcjonowanie, a także na łączenie ich z innymi środkami. Nieprzypadkowo lekarz zawsze pyta o farmaceutyki, które zażywamy na stałe – część z nich może się wykluczać, a nawet pogarszać nasz stan. Jeśli lekarz będzie wiedział o przyjmowanych przez nas substancjach, to będzie mógł zastąpić te, które potencjalnie (a często i realnie) nam zaszkodzą. To nie są wiadomości, które powinniśmy zachowywać tylko dla siebie. Zdecydowanie nie warto, bo można stracić bardzo dużo.

„Polska na prochach” to fantastyczny kawał reportażu i doskonale napisanej książki. Jest to lektura, którą pochłania się za jednym zamachem, a która zostaje na długo w pamięci. I bardzo dobrze, bo dzięki temu sami możemy prowadzić malutką pracę u podstaw i edukować swoich najbliższych, a zwłaszcza osoby starsze. Warto przeprowadzić pod okiem lekarza rodzinnego przegląd wszystkich leków, które przyjmujemy, aby sprawdzić, czy przypadkiem sami sobie nie szkodzimy. Bo głupio jest dokładać sobie samemu jeszcze problemów. Inni spokojnie zrobią to za nas, a my zadbajmy o swoje zdrowie.

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Prószyński i S-ka/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *