Książki

Zaczytana Madusia: „Kolekcjonerka sierot” Ellen Marie Wiseman – recenzja przedpremierowa

Dawno tak zmiennego maja nie widziałam – rano do pracy wyszłam w strugach deszczu, zakutana po czubek nosa, po południu zaś wyszło piękne słońce i podniosło temperaturę o kilkanaście stopni. Idealnie przed jutrzejszym dniem, bowiem będzie to znów jedna z tych śród, gdy ogarnia nas czytelnicze szaleństwo. I w związku z nim, chciałabym już dzisiaj opowiedzieć Wam o jednym z tytułów, na który warto zwrócić uwagę. Autorka bestsellerowej powieści „To, co zostawiła” Ellen Marie Wiseman powraca z wyczekiwaną nową książką. Zapraszam na przedpremierową recenzję „Kolekcjonerki sierot”!

Ellen Marie Wiseman w swojej twórczości nie ucieka od trudnych tematów. Przeciwnie, zwykle to one stanowią kanwę jej powieści, które mimo iż są fikcją literacką, są wyjątkowo mocno osadzone w prawdziwych realiach. W „Kolekcjonerce sierot” przenosimy się do Filadelfii, amerykańskiego miasta u progu epidemii hiszpańskiej grypy, mającej miejsce pod koniec 1918 roku. Skojarzenie z zakończeniem pierwszej wojny światowej jest tu bardzo na miejscu, bowiem ogromnym ogniskiem pandemicznym stała się jedna z pełnych radości parad organizowanych w mieście. Jeszcze kilka lat temu ciężko byłoby nam sobie wyobrazić taki przypadek, ale doświadczenia ostatniej pandemii sprawiły, że w pełni możemy zrozumieć atmosferę strachu, niepokoju i bezsilności, jaka zapanowała wtedy w mieście.

I u progu tego chaosu poznajemy naszą główną bohaterkę – jest to trzynastoletnia Niemka, Pia Lange, której ojciec nie wrócił z wojennej zawieruchy, a która wraz z matką i zaledwie czteromiesięcznymi braćmi-bliźniakami ciśnie się w malutkim mieszkanku. Dziewczynka nie przepada za kontaktem z innymi ludźmi, a jej najlepszym przyjacielem jest młody Irlandczyk, stanowiący dla niej sporą podporę. Wszystko jednak kończy się, gdy w ich dzielnicy gwałtownie zwiększa się zachorowalność na grypę, która nie oszczędziła wymizerniałej matki Pii. Kobieta szybko umiera, a na dziewczynkę spada odpowiedzialność za młodszych braci, która szybko okazuje się być ponad jej siły. Pia nie poddaje się, po wykończeniu wszystkich zapasów w domu, zabezpiecza braci i zostawiając ich samych w domu, wyrusza w poszukiwaniu jedzenia. I chociaż coś uda się jej pozyskać, to nie zdoła tego dostarczyć do domu – okazuje się, że i jej choroba nie ominęła i nieprzytomna dziewczynka została zabrana wprost z ulicy do szpitala. Gdy się w nim ocknie, będzie przerażona upływem czasu i szybko zacznie się obwiniać za śmierć braci, których pozostawiła samych bez szans na ocalenie. A że Pia jest nieletnia i nie ma żadnych żyjących w mieście opiekunów, trafia do domu dziecka, co jest początkiem kolejnych jej problemów. Przed Pią wyjątkowo trudne czasy i to pod każdym względem.

Można powiedzieć, że Pia ma szczęście w nieszczęściu, bowiem jej sąsiadka, zrozpaczona po śmierci małego synka, widząc dziewczynkę wyruszającą po zapasy, postanawia zajrzeć do jej mieszkania. Słysząc dobiegający zza drzwi płacz maluchów, szybko wkracza do akcji, znajduje ich i… za karę postanawia zabrać ich ze sobą. Bowiem Bernice Groves nie cierpi imigrantów (przypominam, że Pia jest Niemką!), którzy odbierają prawdziwym amerykańskim obywatelom pracę i postanawia dać im w końcu nauczkę. A pandemiczna zawierucha, gdy ludzie umierają na ulicach, idealnie sprzyja planowi, który narodził się w jej głowie. Otóż udając pielęgniarkę środowiskową kobieta po prostu kradnie dzieci (najczęściej wybierając z przytułków te najmniejsze) i „załatwia” im nowe, amerykańskie rodziny. Warto też dodać, że uczyniła sobie z tego całkiem niezłe źródło zarobku. Czuje się w swoich poczynaniach absolutnie bezkarna, ale nie do końca tak jest. Będzie się działo, oj będzie. Mimo iż nie jest to kryminał, to zwrotów akcji nie brakuje.

„Kolekcjonerka sierot” zmiękczy niejedno serduszko, bowiem dramat tamtych bezwzględnych czasów najmocniej doświadczył najbardziej bezbronnej jednostki w społeczeństwie, czyli właśnie dzieci. Szalejąca epidemia hiszpańskiej grypy przerażała i do tej pory przeraża swoją zjadliwością, co nie dziwi zbyt mocno, bowiem poziom higieny stał wtedy na wyjątkowo niskim poziomie. Miasta bez kanalizacji, bez bieżącej wody, wiele osób ściśniętych w drobnych klitkach to doskonały przepis na rozwój pandemii – dodajmy do tego jeszcze małą dostępność lekarstw i lekarzy, których większość nie zdążyła jeszcze wrócić z frontu kończącej się wojny. To były okrutne doświadczenia.

Wyjątkowo wysoko cenię sobie zdolność autorki do kreowania historii, od których ciężko się oderwać. „Kolekcjonerka sierot” wciągnęła mnie tak mocno, że przeczytałam ją w jeden dzień z wypiekami na twarzy, kibicując Pii z całych sił, żeby wreszcie spotkało ją coś dobrego. Jedyne co mi trochę zgrzytało, to niezwykły talent dziewczynki, którzy brzmiał dla mnie zbyt naciąganie, ale nie przeszkodził mi w odbiorze całej historii. A ta jest naprawdę świetna! Smutna, poważna, chwilami wstrząsająca, ale zdecydowanie warta lektury. Polecam serdecznie!

Premiera już jutro, w środę 21.05.2025

/*współpraca barterowa z wydawnictwem MUZA / dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *