
Zaczytana Madusia: „Kandydat” Jakub Żulczyk – recenzja
Interesuję się polityką odkąd tylko pamiętam. Już jako mała dziewczynka uwielbiałam oglądać obrady Sejmu i tak zostało mi po dziś dzień. Obecnie żyjemy w niezwykle ciekawych czasach, w których wszystko zmienia się błyskawicznie jak w kalejdoskopie, co może budzić sporą niepewność. Z zapartym tchem śledzę też obecne wybory prezydenckie, więc nie mogłam sobie odmówić nowej książki Jakuba Żulczyka, skoro napisał polityczny thriller o wiele mówiącym tytule „Kandydat”. A jakie mam wrażenia po lekturze? Zapraszam na recenzję!

Nigdy nie było mi po drodze z twórczością Żulczyka. Próbowałam przeczytać kilka jego książek, ale zawsze gdzieś w trakcie musiałam się poddać, nie czułam żadnej chemii między nami. I dlatego też z jednej strony bardzo chciałam przeczytać „Kandydata”, bo tematyka jest idealnie dobrana pode mnie, ale też i okrutnie się tej powieści bałam.
„Kandydat” to zderzenie dwóch światów w ciągu jednego dnia – dnia wyborów prezydenckich, gdy wszyscy udają się do urn oddać głos, a kandydatom pozostaje jedynie czekać, trwa bowiem cisza wyborcza. Po jednej stronie barykady mamy Prezydenta – tego aktualnego, który właśnie startuje na drugą kadencję, a po drugiej stronie Reportera – człowieka z przeszłością, który dzierży w dłoniach materiały mogące skompromitować Kandydata. Zapowiada się długi i nużący dzień, będący nowym początkiem albo początkiem końca. Wszystko może się wydarzyć.
Jest to historia rozgrywająca się na wielu poziomach i różnych płaszczyznach. Politycy snują tak gęstą sieć powiązań, że bardzo łatwo się pogubić, a na pewno nie da się jednoznacznie orzec, kto gra z kim w jednej drużynie. Gdy wydaje nam się, że już wszystko rozgryźliśmy, pojawia się nowa intryga, która wywraca stolik całkowicie. To zdecydowanie nie jest łatwa lektura, to wymagająca ciągłego skupienia prawdziwa walka – nie tylko między ludźmi, ale też i z samym sobą. Dzięki podwójnej narracji obu bohaterów jesteśmy w stanie towarzyszyć im w każdym kryzysie czy wahaniu, usiłując zrozumieć ich postępowanie. Czasem miałam jednak wrażenie, że sami nie wiedzą co zrobić, komu zaufać i na co się zdecydować.
„Kandydat” to nie tylko okrutna gra polityczna, to także niezwykle skomplikowana i drobiazgowa powieść psychologiczna. Motywacje, którymi kierują się główni bohaterowie, nie zawsze są dla nas jasne, a i też w ciągu tego jednego dnia ulegają zmianom. To książka wyjątkowo niejednoznaczna, trudna w odbiorze, zmuszająca do myślenia. Autor w wielu kwestiach czerpie pełnymi garściami z naszej obecnej sytuacji politycznej, znajdziemy tutaj sporo mrugnięć okiem do czytelników, którzy doskonale wiedzą, kto kryje się pod konkretnym pseudonimem. Daje to potężne pole do wyobraźni, szczególnie w niektórych przypadkach – mnie najbardziej zaintrygował Prokurator. O co jednak chodzi – to musicie już sami doczytać.
Bardzo ciężko jest mi jednoznacznie ocenić ten tytuł. Z jednej strony czytało mi się ją doskonale, nie mogłam się od niej oderwać, ale z drugiej nie była to przyjemna lektura. Wyszłam z niej zmęczona, mocno przytłoczona i chwilami też przerażona. Meandry władzy są okrutne i bezwzględne, a podejrzewam, że w rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Niemniej nie żałuję tej lektury, to zdecydowanie coś innego od tego, co zwykle czytam. Nie da się zaprzeczyć, że Żulczyk ma swoje charakterystyczne pióro i cieszę się, że napisał tak przewrotną książkę. Szczerze polecam, choć czytacie ją na własną odpowiedzialność.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Świat Książki/dziękuję za egzemplarz do recenzji.
