Książki

Zaczytana Madusia: „Callas, moja rywalka” Eric-Emmanuel Schmitt – recenzja przedpremierowa

Zaskakująco szybkimi krokami zbliża się koniec czerwca. Najbliższa premierowa środa przypadnie już w lipcu, także muszę się pospieszyć z publikacją najciekawszych zapowiedzi. Zanim jednak to nastąpi, w to niezwykle duszne piątkowe popołudnie chcę się podzielić wrażeniami z przedpremierowej lektury jednego z moich ulubionych autorów czasów licealnym. Eric-Emmanuel Schmitt, spod pióra którego wyszły między innymi ukochane przede mnie „Małe zbrodnie małżeńskie”, popełnił tym razem wyjątkowo przewrotną miniaturkę o Marii Callas. I zrobił to w swoim najlepszym stylu – zapraszam do lektury!

O Marii Callas zrobiło się głośno z okazji zeszłorocznej premiery filmu traktującego o jej życiu, z niesamowitą rolą Angeliny Jolie. Kiedy zobaczyłam, że jej postacią zainspirował się i wziął na tapet swojej najnowszej książki Eric Emmanuel Schmitt, od razu podskórnie czułam, że będzie to kolejna jego książka, która zostanie ze mną na długo. Niewielu jest takich autorów, którzy używając tak niewielkiej liczby słów (a piszę to ja – osoba, dla której rozmiar książki ma znaczeniem – im dłuższa, tym lepsza), potrafią poruszyć najczulsze strony mojej duszy i dostarczyć mi mocno zróżnicowanej palety emocji. Nie inaczej było i w tym przypadku.

„Callas, moja rywalka” kreśli fascynujący obraz jednej z największych div operowych w historii, widziany oczami jej największej rywalki. Postać Carlotty Berlumi została utkana z życiorysów kilku prawdziwych rywalek Marii, aczkolwiek ona sama nie istniała naprawdę. Poznajemy ją u schyłku życia, gdy powraca do Mediolanu po latach mieszkania w Ameryce Południowej, aby… no właśnie, ciężko to jednoznacznie stwierdzić, ale w pewien sposób ma to być jej pożegnanie z przeszłością. Spotykamy ją na widowni mediolańskiej La Scali, na której to deskach śpiewała ona sama, zanim objęła ją w swoje posiadanie Maria Callas. Kobieta przysłuchuje się i głośno przygaduje młodemu przewodnikowi oprowadzającemu wycieczkę, szczególnie gdy ten rozpływa się w zachwytach nad talentem Callas. Z nadmiaru emocji pada zemdlona, a na przewodniku o imieniu Enzo nagle spocznie obowiązek opieki nad nią. Nawiąże się z tego dziwna znajomość, w trakcie której mężczyzna pozna prawdziwą historię rywalizacji Carlotty i Marii.

Wszystko zaczęło się niepozornie i zupełnie przypadkowo, gdy Carlotta natknęła się na młodą Marię w drugorzędnej operze, w której razem śpiewały. Wtedy nasza narratorka miała status gwiazdy, zaś Greczynce, mimo dobrego głosu, nie wróżono zbyt światłej kariery – Maria bowiem była zaniedbana, w rozmiarze zdecydowanie plus size i wyjątkowo niepewna siebie. Szybko jednak ten stan rzeczy uległ zmianie i jak w bajce o brzydkim kaczątku, Maria przemieniła się w pięknego i zwiewnego łabędzia. Z przytupem powróciła na scenę i zawojowała serca i umysły fanów opery, później Europy i całego świata. Maria bowiem nie tylko śpiewała – ona przeżywała operę całą sobą, roztaczając prawdziwy aktorski czar, który hipnotyzował odbiorców. Dla Carlotty najważniejszy zaś był śpiew, poprawny i piękny, acz po prostu nudny. Żeby opera przyciągała większe rzesze ludzi, żeby stała się czymś więcej niż tylko luksusową rozrywką dla nielicznych, musiała budzić emocje. I Maria potrafiła to robić całą sobą.

Schmitt mistrzowsko zestawił ze sobą dwie zupełnie różne kobiety, dla których opera znaczyła coś innego, które miały inne oczekiwania, marzenia i plany. Uwypuklając kontrasty pogrążamy się razem z Carlottą w jej szaleństwie związanym z Marią – to w niej upatruje źródła wszystkich swoich niepowodzeń, choćby ta nie miała z nimi nic wspólnego. Życie Carlotty szybko nabiera gorzkiego smaku, zaś ból niespełnienia odbiera jej radość ze śpiewania czy nawet ze zwykłej egzystencji. Pogrążając się w szybkich romansach, występuje na coraz to bardziej pośledniejszych scenach, aż w końcu poddaje się i przenosi do Ameryki Południowej. Carlotta uświadamia nam naocznie, że pasja może być zarówno czymś niepowtarzalnym, ale może też stać się prawdziwą udręką, zatruwającą życie do samego końca. Szczególnie, gdy jesteśmy przekonani o tym, iż sami jesteśmy niemal równi bogom, zaś wszelkie nasze niepowodzenia wynikają wyłącznie z nieprzychylnym nam działań innych osób. Życie z takim ciężarem nigdy nie jest proste, czego przykładem jest właśnie nasza nieszczęsna Carlotta.

„Callas, moja rywalka” to wyjątkowo krótka, acz niezwykle mądra lektura. Myślę jednak, że trzeba ją przeczytać więcej niż raz, aby dokładnie zrozumieć istotę geniuszu obu kobiet, mających tak różne podejście do talentu i życia. Siła kontrastów momentami poraża, co wybrzmiewa wyjątkowo mocno, gdy używa się do tego tak niewielu słów, jak czyni to Schmitt. Szanuję go właśnie za nieprzeciętną umiejętność tworzenia wielkich opowieści w tak mocno skondensowanej formie. „Callas, moja rywalka” to książka, która po wielu latach przerwy, na nowo rozkochała mnie w twórczości francuskiego pisarza. Szczerze polecam spędzenie z tą opowieścią kilku naprawdę pięknych i niezapomnianych chwil.

Premiera 02.07.2025

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Znak Literanova/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *