Książki

Zaczytana Madusia: „Miasteczko” Piotr C., Paulina Świst – recenzja premierowa

I oto nadeszła ona – ostatnia środa sierpnia. Ilość premier książkowych może przytłoczyć, ale po tym, co już zapowiedziało się na wrzesień, mój entuzjazm tego dnia nieco opadł. Może się też na to przełożyć fakt, że dzięki współpracy z wydawnictwami mogłam sobie pozwolić na rozłożenie wszystkich (no prawie) interesujących mnie premier na dłuższy czas. Dzisiaj chcę Wam zaprezentować książkę niezwykłego duetu – czy połączenie poczucia humoru Piotra C. z bezkompromisową twórczością Pauliny Świst przyniosło ciekawy efekt? Zapraszam na recenzję

Z Pauliną Świst lubimy się od niedawna, Piotra C. kojarzę tylko z szeroko pojętych internetów, więc ich wspólna książka jawiła mi się jako prawdziwe wyzwanie. Spodziewałam się wszystkiego, oczekiwałam najgorszego, a w sumie wyszło całkiem zgrabnie. Muszę jednak przyznać, że wodze fantazji ten niespodziewany duet popuścił bardzo daleko, bo chwilami miałam wrażenie, że czytam dobre fantasy, a nie zwyczajny kryminał. Aczkolwiek myślenie, że z tego połączenia wyjdzie coś zwykłego, może świadczyć wyłącznie o mojej naiwności.

Rozwiedzione małżeństwo adwokatów, Paulina i Piotr, uczą się żyć bez siebie, chociaż wspólnie pracują, a i ciągle darzą się uczuciami. Kiedy dowiadują się o śmierci chrzestnego kobiety, wyruszają razem w Bieszczady, żeby na własne oczy zobaczyć spadek w postaci domku i hali magazynowej. Zarówno w jednym jak i w drugim miejscu czekają na nich niespodzianki i to takie z górnej półki. Szczególnie niebezpiecznie jawi się ekipa rezydująca w hali, która urządziła tu sobie nie całkiem legalną działalność. Na jej czele stoi najsympatyczniejszy biznesmen, niejaki Wiesław, który jak nikt inny potrafi grozić szczerym uśmiechem i milutkimi słowami o rodzinie, wszak najważniejszej na świecie. Nasi biedni rozwodnicy nie bardzo wiedzą co począć z tym fantem, zwłaszcza że Wiesław niekoniecznie chciałby zrezygnować z bezpiecznej miejscówki, w którą zainwestował już spore miliony. A dodatkowo za Wiesławem cała okolica stoi murem, gdyż to swój chłop, dbający o szkoły, szpitale i mocno wspomagający inicjatywy kościelne. I samego księdza też. Paulinka z Piotrem wydają się być w sytuacji bez wyjścia, ale na szczęście Paulinka ma odpowiednie znajomości. I dopiero zrobi się ciekawie. A to zaledwie niewielki fragment całej historii.

Muszę przyznać, że z tego eksperymentu wyszło coś zaskakująco ciekawego. Owszem, mam sporo uwag fabularnych, językowo przyczepiłabym się do różnych boobsów, ale tak szczerze – czytało mi się to fantastycznie. Wciągnęłam całą historię jednym tchem, bo inaczej się po prostu nie dało. Cięty język obojga autorów i dosadne riposty dodają znaczącego dynamizmu całej akcji, przez co nie ma ani momentu na nudę i na odpoczynek. Jak wpadnie się już w ten wir szaleństw Paulinki i Piotra, to nie ma możliwości, żeby się z niego wydostać. Dopiero ostatnia strona na to pozwala, kiedy emocje opadną i rozbawieni zamkniemy te niebiesko-czarne okładki.

I na koniec mam doskonały cytat, który perfekcyjnie podsumowuje moje podejście do tej książki: „Związek z Pauliną zdecydowanie za często przypominał nieustanne odbijanie piłeczki. Piłki. I lecących w twoim kierunku pocisków z granatnika. Facet czasami musi odpocząć. Po prostu. Mężczyzna rozpaczliwie szuka spokoju. Chce mieć choć jedno miejsce na świecie, gdzie może złożyć broń. Mężczyzna także tęskni za kobietą, która jest dla niego odpoczynkiem. Przy której może zrzucić zbroję. Paulina cały czas kazała mi swoją czyścić.” I ta książka jest właśnie jak ta Paulinka w związku z Piotrem – nieustanna czujność i skupienie, bo inaczej wypadnie się z rytmu. A rytm ta książka ma naprawdę dobry. Decyzja o jej przeczytaniu należy jednak do Was. Ja nie narzekałam.

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Muza/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *