
Zaczytana Madusia: „Czarnobogi” Michał Zgajewski – recenzja
Coraz większą popularnością w naszej rodzimej literaturze cieszą się pasma Beskidów, co wyjątkowo mocno mnie raduje, ponieważ lubię czytać o miejscach, w których sama byłam. A sporą część tamtejszych szlaków dobrze znam, chociaż ze znacznie przyjemniejszych wypraw niż te, które spotykają książkowych bohaterów. Michał Zgajewski chwilowo porzucił detektywa Norberta Krzyża, ale w zamian zafundował nam „Czarnobogi” – powieść w stylu noir, na której recenzję zapraszam!

Góry nie muszą sięgać nieba, że skrywać własne tajemnice. Powiedziałabym nawet, że te niższe potrafią być bardziej przerażające, ponieważ często traktujemy je z lekceważeniem. Każde góry zasługują na szacunek, bo nawet te najmniejsze potrafią pokazać swoje mroczne oblicze. A Beskid Żywiecki w „Czarnobogach” przytłacza okolicę, rozpościerając niezwykle duszną atmosferę, która miesza w sercach i umysłach tamtejszych mieszkańców.
Przekonuje się o tym doskonale Zyta Kafka, która powraca do rodzinnych Czarnobogów na pogrzeb matki, z którą od dawna nie miała najlepszego kontaktu. Jej ojciec zaginął na pobliskich beskidzkich szlakach, gdy miała zaledwie trzynaście lat, a cień tego wydarzenia położył się wyraźnie na kolejnych latach. Zyta ma swoje życie we Wrocławiu, do którego pragnie jak najszybciej wrócić, jednak demony przeszłości staną jej na drodze.
I to dosłownie i w przenośni, bowiem wydarzenia, w których wir wpadnie, będą przypomniały niepokojącą baśń z pogranicza jawy i snu. Kiedy z jej domu wychodzi w środku nocy najlepsza koleżanka i ślad po niej gnie, Zyta postanawia na własną rękę dowiedzieć się czegoś i pomóc w jej odnalezieniu. Zaskakującego sojusznika zyska w miejscowym furiacie, wyrzuconym z policji Eryku Banasiu, który też ma swoje za uszami. Szybko okaże się, że w Czarnobogach wielu skrywa swoje prawdziwe oblicza w cieniu, a miejscowa legenda o Wężowym Królu nabiera realnych i niebezpiecznych kształtów.
Ależ tu jest gęsto, duszno i mrocznie. Michał Zgajewski kreśli niepowtarzalny klimat, który wydaje się wychodzić z książki, otaczając czytelnika swoim ciężarem. Ta historia przytłacza, sprawia, że pętla niebezpiecznie się zaciska, co czują nie tylko bohaterowie. Jednocześnie też autor nie bierze jeńców, nie cacka się z nikim, szorstko rozdając ciosy na prawo i lewo. Nikt tu nie będzie oszczędzony, tu nie chodzi o odkupienie. Nawet prawda nie zawsze ma znaczenie. Beskidzki mrok pożera wszystko!
„Czarnobogi” pochłonęłam jednym tchem! Ta książka ma w sobie to coś, co sprawia, że nawet jeśli czujesz, że masz jej dość, to po prostu MUSISZ dalej czytać! A kiedy skończysz, to masz wrażenie, że cała ta beskidzka mgła ciągle tkwi na twoich ramionach i nie możesz się z niej wyrwać – tak doskonała historia zostaje z czytelnikiem na długo po zakończeniu lektury. I chociaż mam ogromną słabość do Norberta Krzyża, czyli detektywa, który pojawia się we wcześniejszych książkach Michała Zgajewskiego, to „Czarnobogi” przewyższyły go pod każdym względem. Aż strach się bać, co autor jeszcze wymyśli. Genialna przygoda – polecam!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Agora/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.
