Książki

Zaczytana Madusia: „Zieleń. Kolory zła” Małgorzata Oliwia Sobczak – recenzja przedpremierowa

Nowym kolorem zła została zieleń, chociaż po cichu liczę, że doczekam się wymarzonego przeze mnie różu. Tydzień temu, na pierwszym Krakowskim Festiwalu Kryminalnym KRAJM, miałam możliwość spotkania się z autorką. Byłam jedną z pierwszych osób ustawionych w kolejce do niej, dumnie dzierżąc nowiuteński egzemplarz Zieleni, czekałam na chwilę rozmowy. Dostałam jednak znacznie więcej – autorka przez kilkanaście sekund z zachwytem wpatrywała się w książkę mówiąc, że dopiero teraz ma ją pierwszy raz w ramionach. Ta radość i duma wprost z niego emanowały, a ja od razu po powrocie do domu siadłam i przeczytałam ją za jednym zamachem. Zgodnie z dedykacją zanurzyłam się w Zieleni, a dziś zapraszam Was na jej recenzję! Musiałam chwilę ochłonąć z tych wszystkich emocji!

Ciężko jest utrzymać wysoki poziom serii, gdy zaczyna ona nabierać większych rozmiarów. „Zieleń” stała się już szóstym kolorem zła i muszę się zgodzić z mężem autorki, bo jak mi zdradziła na spotkaniu, uważa on, że to jej najlepsza książka. Ale z drugiej strony mówi jej tak przy każdej kolejnej, więc ciężko powiedzieć, czy jest wiarygodny. Moim zdaniem – jest! I piszę to z całą odpowiedzialnością za słowa – jestem zachwycona tą częścią, czego dowodem niech będzie chociaż ten fakt, że pochłonęłam ją w rekordowym czasie. Później oczywiście żałowałam, bo skończyła się zdecydowanie zbyt szybko. Jak zawsze.

Prokurator Leopold Bilski debiutuje w nowej roli, będąc od trzech miesięcy ojcem malutkiej Liwii (swoją drogą, kocham to imię!). Anna Górska przebywa na urlopie macierzyńskim, poświęcając swój cały czas dziecku, Bilski zaś stara się poświęcać im każdą wolną chwilę, chociaż w jego pracy nie ma ich za wiele. Szczególnie gdy nagle pojawi się sprawa, będąca prawdziwym wyzwaniem, któremu mężczyzna nie odpuszcza. Tylko jak pogodzić te dwie kwestie ze sobą – przed Leopoldem niełatwe zadanie.

Zawsze obawiam się zmiany dynamiki historii, gdy pojawia się dziecko, bowiem to jemu zwykle podporządkowane zostaje życie bohaterów, tak jak to się stało właśnie w przypadku Anny Górskiej. Z panem prokuratorem sprawa ma się jednak nieco inaczej, co mnie osobiście bardzo się podobało, ale jego partnerce już mniej. To niezwykle ciekawie poprowadzony wątek, wreszcie dostajemy jakieś inne spojrzenie na tą życiową zmianę, którą jest pojawienie się potomka. Brawo!

Akcja „Zieleni” rozpoczyna się od makabrycznego odkrycia, gdy pijani studenci wracający z imprezy znajdują w pojemniku na śmieci w Sopocie rękę kobiety, zapakowaną w foliowy worek. A to dopiero początek, bowiem policja szybko lokalizuje następne części poćwiartowanego ciała, aczkolwiek dopóki nie odnajdzie się głowa, działają głównie po omacku. Bilski mocno wkręca się w rozwikłanie zagadki, współpracując ściśle z Janiną Hinc palinolożką, zajmującą się niezwykle świeżą dziedziną, którą jest ekologia sądowa (ten wątek rozpoczął się w „Błękicie”). Podoba mi się, że autorka ciągnie ten wątek dalej, jest to bowiem coś nowego i fascynującego. Te fragmenty należą do moich ulubionych.

Wyjątkowo mocną stroną szóstego koloru zła jest historia retrospektywna, gdy przenosimy się do szalonej końcówki lat osiemdziesiątych zeszłego wieku. Ten niepowtarzalny klimat nadchodzących szybko przemian społecznych, beztroskie wakacje i pierwsze historie miłosne, to wszystko czytałam z wypiekami na twarzy, tupiąc nóżką do chwytliwych piosenek tamtego okresu.

„Zieleń” nie ma słabych stron. To historia kompletna, porywająca i zachwycająca, a jednocześnie mocno grająca na emocjach czytelnika. Tytułowy kolor, kojarzony zwykle ze spokojem, w rękach Małgorzaty Oliwii Sobczak staje się metaforą zepsucia i toksyczności, które potrafią zniszczyć życie człowieka. I chociaż akcja chwilami spowalnia, zmuszając nas do refleksji, to nie brakuje też i gwałtownych zwrotów akcji, które burzą nasze dotychczasowe przemyślenia. Warta podkreślenia jest także rola Sopotu, który tym razem staje się miejscem większości akcji, a swoim pozornym spokojem łatwo wprowadza czytelnika w błąd. Tu nie ma przypadków, całość jest dopracowana w sposób niezwykle precyzyjny, co sprawia, że książka aż sama się czyta! Polecam z całego serduszka, dajcie się oczarować „Zieleni” w tym ponurym, jesiennym czasie. Warto!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem W.A.B./ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *