Podróże

Chorwacja pod żaglami: niesamowity Adriatyk część 3. :)

       Piękne lato zrobiło nam się w ciągu ostatnich kilku dni. Aż nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy z niego korzystać. Magisterka już prawie gotowa, czekam na ostatnie poprawki i niedługo będzie można ustalać termin tyle wyczekiwanej obrony. 😉 A po niej…. tylko nauka i nauka, przerywana oczywiście weekendowymi wędrówkami po górach i innych miejscach, gdzie koniecznie chcemy pojechać. Jednak na razie czeka nas na blogu trzecia i zarazem ostatnia część opowieści o żeglowaniu po Adriatyku. Nie będzie to jednak koniec wspomnień z Chorwacji, bo spędzaliśmy tam czas nie tylko na wodzie. Na lądzie też się działo. 😉 Tymczasem wracamy na morze, idealnie pasujące do niezwykle słonecznej pogody panującej za oknem. Aż chciałoby się w nim teraz wykąpać. 🙂

       Przedostatniego dnia, jak już pisałam, robiliśmy przelot z Vodic na wyspę Brač, do miasteczka Milna. Pogoda dopisywała nam fantastycznie, płynęło się szalenie przyjemnie, wiatr wiał dość mocno, chociaż zupełnie się tego nie czuło. A w pobliżu lądu tłok się zrobił niemalże jak w sierpniu na Mazurach, myśmy na szczęście szli dość szeroko, więc inne jachty oglądaliśmy jedynie z daleka. 🙂

     Droga na Brač zajęła nam większość dnia i przyznam szczerze, że jak teraz oglądam te zdjęcia, to dopiero doceniam jej piękno. Wtedy po kilku godzinach można było się znudzić tymi widokami, teraz jednak robią niesamowite wrażenie i można się nimi zachwycić ponownie. Jednak Chorwacja do żeglowania jest naprawdę wymarzonym miejscem i być może, jeszcze kiedyś tam wylądujemy. 🙂

        Do Milnej dopłynęliśmy niewiele przed zachodem słońca, który tego dnia należał do grona tych, które właśnie największy urok mają nad morzem. Żałowałam tylko, że nie mogliśmy zobaczyć jak słońce chowa się w morzu, bo tutaj skrywało się za górami, których w Chorwacji nie brakuje. 🙂

       Ostatniego dnia rejsu popłynęliśmy jeszcze na drugą stronę wyspy, żeby zobaczyć z bliska stare bunkry, w których stacjonowały jugosłowiańskie okręty marynarki. Skorzystaliśmy z okazji, że pogoda dalej była fantastyczna, a zatoczka dość przyjemna i wzięliśmy ostatnią kąpiel w Adriatyku. I trzeba było wracać do Splitu, bo rano czekał nas powrót do Krakowa.

przez chwilę się zastanawialiśmy czy nie wylądowaliśmy przypadkiem w Chinach. 😉

       Powrotna droga do Splitu była niezwykle sielankowa. Wszyscy chłonęli widoki, żeby na jak najdłużej zapamiętać go w serduszkach. Pogoda nam to zdecydowanie ułatwiała, bo było jeszcze piękniej niż dzień wcześniej. Trochę żałowaliśmy (no dobra, nie trochę, tylko bardzo strasznie mocno), że musimy już wracać. Muszę jednak przyznać, że tydzień na jachcie to taki optymalny okres czasu, przynajmniej dla mnie. Nie wiem czy dłużej bym wytrzymała, zawsze właśnie jakoś tak około tygodnia spędzałam na wodzie i tak było mi najlepiej. Nie można przesadzać. 😉

       Trzeba przyznać, że linia brzegowa Chorwacji należy do niezwykle urozmaiconych. Największe wrażenie robią góry schodzące niemalże prosto do morza. Szczególnie niesamowicie wygląda to w okolicy Splitu, co wyglądało przecudownie na horyzoncie. Dodatkowo słońce wraz z chmurami zaczęło tworzyć takie spektakle na niebie, że nie dało się przestać fotografować. Po prostu cudownie to wyglądało i było najpiękniejszym ukoronowaniem naszego rejsu, jakie tylko można było sobie wymarzyć. 🙂

a przed dziobem- Split. <3

         Przyznam szczerze, że był to zdecydowanie najpiękniejszy rejs na jakim byłam, chociaż nie było ich za wiele. Pogoda dopisała, ekipa była niezwykle sympatyczna i zgrana i czas spędzaliśmy bardzo interesująco. 😉 A Chorwacja po raz kolejny zaprezentowała nam się przepięknie, tym razem od swojej najcudowniejszej strony. Bo chociaż na lądzie jest ciekawie, to jednak dopiero od strony morza można ją docenić najpełniej. <3

zdjęcie inspirowane. ;))

~~Madusia.

43 komentarze

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *