Podróże

Jak dobrze nam zdobywać góry: Czupel.

       Przyznaję, nie wytrzymałam. Ale już mnie tak ciągnęło w góry, że nie mogłam wytrzymać i dlatego wczoraj zamiast siedzieć dalej w domku nad magisterką, spakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy na krótką wycieczkę w Beskid Mały. Zresztą i tak sobota miała być nieco luźniejszym dniem, bo wieczorem szliśmy na koncert Międzynarodowej Gali Seriali, który w ramach Festiwalu Muzyki Filmowej odbywał się w krakowskiej Arenie. I był to absolutnie fantastyczny koncert, naprawdę usłyszenie na żywo ulubionej muzyki z doskonale znanych seriali jest czymś niesamowitym. Jednak zanim wieczorem było trochę kultury, najpierw rano były góry. Jak zawsze piękne i nieprzewidywalne. 🙂

         Droga minęła nam stosunkowo szybko, chociaż 70 km w półtorej godziny nie jest jakimś zawrotnym wynikiem. Ale niestety większość drogi ciągnie się przez wioski i miasteczka i ciężko jechać szybciej niż pozwalają na to przepisy. Niemniej do Międzybrodzia Bialskiego dojechaliśmy spokojnie na godzinę jedenastą, chwilę szukaliśmy jakiegoś sensownego parkingu aż wreszcie zostawiliśmy samochód pod Biedronką. 😉 Przebraliśmy buty i ruszyliśmy chodnikiem kierując się żółtym szlakiem na Magurkę. Początkowy fragment trasy biegł właśnie wzdłuż ulicy, gdzie szło się grzecznie chodnikiem, czyli generalnie nic ciekawego. Widoczków jeszcze nie było, jedynie na podziw zasługiwało kilka walących się chatek i koza przy wozie. 😉

        Dopiero po mniej więcej czterech kilometrach weszliśmy do lasu, gdzie przywitała nas tabliczka, że znajdujemy się na obszarze Natura 2000 Beskid Mały. W lesie od razu było przyjemniej, mimo iż niewiele słońca przedzierało się przez wysokie korony drzew. Tutaj szlak nam się zdecydowanie bardziej podobał, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że właściwie nie było na nim ludzi, spotkaliśmy raptem dwie inne grupy. 🙂

        Podejście zbyt wymagające nie było, chociaż w dość krótkim czasie przemieściliśmy się o prawie czterysta metrów wyżej. Zupełnie się jednak tego nie czuło, mimo iż nasza kondycja po zimie do najlepszych nie należy. Chociaż przyznam szczerze, że był to ciągle ten fragment naszej trasy, który po prostu chciałam przejść, żeby dotrzeć wreszcie tam, skąd rozciągają się widoki na okolicę. W lesie zwykle jest z nimi dość kiepsko. 😉

 
       Wreszcie jednak wyszliśmy z lasu i przed naszymi oczami rozciągnęły się tak długo oczekiwane widoczki. Chociaż nie do końca takie jakich się spodziewałam, bo ciągle jednak drzewa przesłaniały widoczność. Niemniej było już lepiej, szczególnie że dodatkowo słońce wraz z chmurami zaczynało tworzyć niesamowite spektakle na niebie. A w dolinie pod górą Żar zaobserwowaliśmy burzę, niestety żadnego z piorunów nie udało się złapać na fotce. Mieliśmy jednak nadzieję, że ta burza pójdzie sobie w drugą stronę, a my spokojnie przejdziemy zaplanowaną trasę. Spełniła się ona jednak jedynie połowicznie. 😉

       Na drodze prowadzącej bezpośrednio do schroniska na Magurce było już zdecydowanie więcej osób, szczególnie rodzin z dziećmi. Oczywiście największy ruch był przy samym schronisku, chociaż w środku panowała bardzo leniwa i spokojna atmosfera. Postanowiliśmy tutaj zrobić sobie dłuższą przerwę, zamówiliśmy tradycyjnie nasze ulubione frytki, a także (już nieco mniej tradycyjnie) zimne czeskie piwo, bo jakoś tak naszła nas na nie ochota. A akurat jak siedzieliśmy na ławkach wystawionych w ogródku schroniska, zaczęło bardzo intensywnie świecić słońce, więc można było się pięknie zrelaksować. Z pięknymi widokami- z jednej strony było widać miasteczko, z którego wyszliśmy, jezioro Międzybrodzkie i górę Żar, zaś z drugiej rozciągał się widok na Beskid Śląski z jego najwyższym szczytem- Skrzycznem. 🙂

w tle widoczna elektrownia na górze Żar.
panorama Beskidu Śląskiego.
Skrzyczne z charakterystyczną wieżą na szczycie.

        Ze schroniska na Czupel są trzy kilometry, jak informuje nas znak. Posileni, nasyceni słońcem i pięknymi widokami ruszyliśmy raźno przed siebie, żeby dotrzeć na szczyt jak najszybciej. Zaczynało się bowiem nieco chmurzyć nad nami i mieliśmy pewne obawy, że jeśli burza nas nie złapie, to raczej na pewno zrobi to deszcz. A wędrowanie w deszczu do naszych ulubionych aktywności zdecydowanie nie należy, więc woleliśmy tego uniknąć. Najlepszym sposobem było szybkie tempo marszu i nie oglądanie się za siebie, bo to właśnie za nami były najciemniejsze chmury.

widać już Czupel.

        Po kilkunastu minutach byliśmy już na szczycie. My i dwadzieścia pięć innych osób.;) Dobrze, że ten szczyt nie jest taki jak przykładowo na Giewoncie, bo byśmy się po prostu na nim wszyscy nie zmieścili. I tak ciężko było dopchać się do tabliczki wiszącej na drzewie informującej nas gdzie się znajdujemy. Musieliśmy chwilę poczekać, ale wreszcie udało nam się i zrobić sobie po pamiątkowym zdjęciu. Kolejny szczyt Korony Gór Polski za nami!

Tomasz na szczycie.
a tak wygląda sam szczyt.

       Z Czupla ruszyliśmy najpierw niebieskim szlakiem na przełęcz pod nim, a później już czerwonym prosto do Międzybrodzia Bialskiego. Krótki fragment niebieskiego szlaku obfitował jeszcze w piękne widoki, na czerwonym niestety już nie było tak malowniczo, bowiem znowu weszliśmy w las.

       I tutaj zaczęłam się cieszyć, że robiliśmy tą trasę właśnie w takiej kolejności, bowiem zejście było naprawdę bardzo strome. Przez większość szlaku raczej z niego zbiegaliśmy niż schodziliśmy, inaczej ciężko było zachować równowagę. Do tego zaczął kropić deszcz, więc robiło się chwilami dość ślisko. Naprawdę, niby zejście zwykle jest tą fajniejszą częścią drogi, ale zdecydowanie nie tym razem. Szczególnie, że akurat pod sam koniec zaczęło nieco szwankować doskonałe dotychczas oznakowanie drogi i znajdowaliśmy się kilka razy w sytuacjach jak z gry komputerowej: masz trzy ścieżki, wybierz tą która bardziej ci się podoba. 😉

wybierz właściwą ścieżkę. 😉

       A na sam koniec, jakieś pięćset/sześćset metrów od samochodu, tuż po wyjściu z lasu złapał nas deszcz. Przez chwilę kapało dość nieśmiało, więc postanowiliśmy się tym nie przejmować. Jednak po chwili z tego nieśmiałego deszczyku zrobiło się prawdziwe oberwanie chmury. I to takie przed którym żadna kurtka czy kaptur nie ochroni. Do samochodu doszliśmy już kompletnie przemoczeni i musieliśmy się schronić w Biedronce, żeby chociaż ciut przeschnąć przed wejściem do samochodu. 🙂

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=HRh16ePtDeE&w=320&h=266]

       Już wracając do Krakowa, zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy zaporze w Porąbce, gdzie rozciąga się piękny widok na góry otaczające jezioro Międzybrodzkie. Tutaj już zupełnie nie padało, tak samo jak przez całą drogę do Krakowa, gdzie jeszcze zatrzymaliśmy się na Zakopiance na nasz tradycyjny obiad po powrocie z gór. 🙂

widok na jezioro Międzybrodzkie z zapory w Porąbce.
tradycyjny obiad mistrzów. <3

      
       Czupel był naszym siódmym szczytem w Koronie Gór Polski. Wielkiego wrażenia na nas nie zrobił, jest on bowiem ze swoją wysokością 933 m.n.p.m. jednym z niższych wzniesień, aczkolwiek spacer na niego był idealnym początkiem sezonu. Cały spacer zajął nam cztery godziny, podczas których przeszliśmy 14,5 km. Nie wymęczył nas za bardzo, chociaż dzisiaj leżymy z nogami do góry, lecząc zakwasy. 😉 A na koniec mapka poglądowa całej naszej pętelki. 🙂

~~Madusia.

36 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *