Podróże

Chorwacja pod żaglami: niesamowity Adriatyk część 2. :)

        A w Krakowie nie tylko na Brackiej pada deszcz. Od wczoraj całe miasto zasnute jest grubą warstwą szarych chmur, z których co kilka chwil zaczyna siąpić. Dodatkowo dzisiaj temperatura obniżyła się o kilka ładnych stopni i zapowiada się, że weekend będzie dokładnie taki sam. Pierwszy raz od dawna taka informacja mnie bardzo cieszy, bo na najbliższe dni mam tylko jeden plan- pisanie pracy magisterskiej, bo termin jej oddania zbliża się nieubłaganie. A ostatnio doszłam do wniosku, że chciałabym mieć to wreszcie za sobą, więc postanowiłam się ogarnąć i dlatego też przez nadchodzące trzy dni będę siedziała zabunkrowana pod swoim ulubionym kocykiem i pisała  ostatnie dwa rozdziały. Ale zanim zatracę się w fascynujących zagadnieniach prawa wodnego, to jeszcze spędzę kilka przyjemnych chwil na wspomnieniach zdecydowanie sympatyczniejszej wody, jaką jest przepiękne Morze Adriatyckie. 🙂

           
        Jak już pisałam, pierwsza część rejsu nie była szczególnie słoneczna, co widać po zdjęciach z poprzedniej notki, aczkolwiek i tak było ciepło. Po pięknym poranku w Primoštenie wyruszyliśmy w kierunku wyspy Žirje. Pogoda cały czas dopisywała, wiał lekki wiatr pozwalający nam iść praktycznie całą drogę na żaglach. Na Adriatyku jest zdecydowanie spokojniej niż na Bałtyku czy też na Mazurach i właściwie na jachcie nie trzeba za wiele robić, szczególnie w momencie, gdy włączy się autopilota. 😉 Dlatego też większą część trasy przeleżałam na dziobie czytając książkę i opalając się. Taki totalny chillout. 🙂

poranek w Primoštenie.
czytelnia na dziobie zawsze spoko. :)))
zatoka na Žirje

          Zatoka na Žirje była jedynym miejscem podczas całego naszego rejsu, gdzie staliśmy zacumowani do boi, a nie w marinie. Chorwatom nie robiło to różnicy, więc i tak wieczorem podpłynął do nas pan na pontonie, żeby nas skasować za cumowanie. 😉 Generalnie ponton to całkiem przydatna rzecz, też używaliśmy naszego, żeby dostać się na brzeg i nieco zwiedzić wyspę. Szczególnie że znajdują się na niej ruiny fortecy bizantyjskiej z VI wieku, ale o niej jeszcze napiszę. Takie stanie przy boi też ma swój urok, trzeba tylko uważać, żeby się w nocy nie zapomnieć i nie wyjść przypadkiem poza jacht. 😉

cumowanie przy boi- najpierw trzeba ją złapać bosakiem. 😉
widok na zatokę. 😉
a to nasz piękny jachcik widoczny z pontonu. 🙂
pontonem w stronę zachodzącego słońca.
zapada zmierzch- na wodzie jeszcze piękniejszy. 🙂

       Nieco żałuję, że nigdy nie udało mi się wstać, żeby zobaczyć wschód słońca, bo nad wodą robi na mnie jeszcze większe wrażenie niż zwykle. Jednak, o dziwo, całkiem dobrze spało się nam na jachcie, przynajmniej do godziny ósmej rano, gdy wstawał nasz sąsiad z kajuty obok, który chodził tak głośno, że wszyscy byli zmuszeni do pobudki razem z nim. Ale dzięki temu, przynajmniej mieliśmy więcej czasu, aby doceniać piękno chorwackich krajobrazów. 🙂
       Następnego dnia mieliśmy dość szybki przelot. Wracaliśmy na ląd, gdzie naszym celem była marina w Vodicach, która była zdecydowanie najprzyjemniejszą ze wszystkich. Droga do niej była spokojna i minęła bardzo szybko. 🙂

piękny kilwater. :)))
gdzie ta marina?
przyjazna przystań w Vodicach. 🙂

        Najpiękniejszym dniem naszego rejsu był dzień przedostatni, gdy płynęliśmy z Vodic do miasteczka Milna na wyspie Brač. Pogoda zrobiła się iście hawajska, termometr pokazywał niemalże trzydzieści kresek na plusie i na szczęście wiał lekki wietrzyk, bowiem w przeciwnym razie wieczorem wyglądalibyśmy jak małe stado raków. Od razu też na wodzie pojawiło się zdecydowanie więcej jachtów, które chwilami tworzyły niesamowite spektakle, szczególnie gdy na masztach pojawiły się niezwykle kolorowe spinakery.

  

          Tego dnia kolor nieba i wody wyglądał jak z bajki. Promienie słońca odbijały się pięknie w wodzie, fale lekko rozbijały się o burty- istna sielanka. Nie mogłam oderwać się od aparatu, bowiem chciałam uwiecznić każdą chwilę tych niesamowitych przeżyć i widoków. Trzeba przyznać, że gdy za oknem pada deszcz (jak to ma miejsce w momencie pisania tych słów) takie landszafty zdecydowanie poprawiają nastrój. Przynajmniej mnie. 🙂

           Mam nadzieję, że druga część opowieści o Adriatyku Wam się podobała, trzecia będzie jak napiszę magisterkę. 😉 A na razie trzymajcie się cieplutko i idźcie w niedzielę na wybory. ;*

~~Madusia.

54 komentarze

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *