Podróże

Podróż jak ze snu: Dubaj nocą.

       Nigdy nie ukrywałam, że nie przepadam za sierpniem, a tegoroczny zdecydowanie nie zmieni mojego nastawienia. Jak ktoś na bieżąco śledzi moje SM, to wie, że posypał nam się Sancho i od półtora tygodnia ciągle coś się z nią dzieje – przeżyliśmy już dwie operacje, dwa guzy, rozwalonego strupa i zakrwawione pół klatki. Teraz już powinno być lepiej, ale i tak rano budzę się przerażona, czy ona jeszcze oddycha. Nie ma lekko, niestety. I w takiej właśnie stresującej atmosferze wczoraj obchodziłam swoje trzydzieste pierwsze urodziny (jaka ja stara jestem, chociaż zupełnie tego nie czuję), w trakcie których to głównie przysypiałam na kanapie leżąc obok klatki z Sancho. Dzisiaj trochę spokojniej już jest, więc postanowiłam przysiąść i napisać wreszcie coś na blogaska, bo niedawno świętowaliśmy jego pięciolecie, a po nim zaraz taka pustka i cisza nastała. Postanowiłam więc kontynuować temat Dubaju, bo zostały mi do napisania maksymalnie jeszcze dwie notki, a później zapewne wrócimy do Hiszpanii (chyba że w międzyczasie pojawi się jakaś Grecja, ale o tym na razie cicho sza, bo jeszcze nic pewnego nie mamy). Dzisiaj zapraszam Was na nocne spacery po Dubaju, który wtedy prezentuje się naprawdę oszałamiająco. Zobaczcie sami! 🙂

        Przez większość pobytu w ciągu dnia nie mieliśmy czasu na zwiedzanie, bo Targi kończyły się zawsze koło 18.00, więc dopiero po tej godzinie mogliśmy ruszać w miasto. Miało to swoje plusy, bo było ciut chłodniej (ale tylko ciut, bo temperatura w ciągu dnia sięgała 40 stopni, wieczorami spadała zaledwie o kilka), a dodatkowo całe miasto było przepięknie oświetlone. To trzeba przyznać – potrafią w Dubaju zadbać o piękne iluminacje (chociaż rozczarował nas słynny hotel żagiel, bo praktycznie w ogóle nie był podświetlony, dlatego też nie ma go w ogóle na zdjęciach). W trakcie wyjazdu odbyliśmy dwa takie dłuższe wieczorne spacery – pierwszy był połączony z pokazami tańczących fontann i głównie w okolicy Burj Khalifa oraz Dubai Mall się odbywał. 🙂 
       Nie da się ukryć, że są to zdecydowanie najbardziej okupowane przez ludzi miejscówki wieczorową porą, właśnie z powodu słynnych (i pięknych) pokazów. Jak dla mnie było to stanowczo zbyt dużo ludzi – aż takich wielkich zgromadzeń nie lubię. Niemniej dla takich widoków można kilka godzin przecierpieć. 😉 Oczywiście największe wrażenie robiła podświetlona bryła najwyższego budynku świata, o którym więcej będzie w następnej dubajskiej notce, bo przecież wjazd na jej taras widokowy jest obowiązkowym punktem chyba każdej wyprawy do tego miasta. 🙂
        Następnego wieczora wypuściliśmy się na znacznie dalszy spacer, bo naszym celem była Dubai Marina. Postanowiliśmy się tam wybrać metrem, jako że była to zdecydowanie najtańsza i najszybsza forma transportu (bo mimo iż podróż trwała pół godziny, to i tak było to szybciej niż samochodem, bo koło godziny 19.00 są straszne korki na drogach wyjazdowych). 
        Dubajska marina też robi wrażenie, bo podświetlona jest naprawdę mocno. Wydawać by się mogło, że bliskość wody i morza sprawia, że jest tu chłodniej, ale jest to wyjątkowo błędna opinia, bo tak nie jest. Upał dalej był nieziemski i trzymała nas na nogach jedynie myśl, że niedługo zanurzymy się w chłodnej wodzie, jak tylko wreszcie znajdziemy dostęp do morza. Wydawać by się mogło, że nie ma w tym nic trudnego, ale gęstość zabudowy sprawia, że czasem można się zagubić. Musieliśmy nawet pytać miejscowych, jak tu wreszcie dojść do jakiejś plaży, bo przecież gdzieś jakaś ogólnodostępna być musi. 😉 
       Trzeba jednak przyznać, że tutaj panował zdecydowanie mniejszy ruch, więc i można było na spokojnie zachwycać się niezwykłą architekturą tego miejsca. Jachty też robiły wrażenie, wszystko tutaj jest totalnie na bogato. 😉 Chwilami przepych jednak mnie przytłaczał, osobiście jestem zwolenniczką nieco innych klimatów. Ale warto tutaj przyjechać chociaż raz, żeby zobaczyć co też człowiek może stworzyć. 🙂 
       Wreszcie udało nam się też trafić na plażę i czym prędzej pozbyliśmy się ubrań, żeby móc zamoczyć się w Zatoce Perskiej. I jakież tu było wielkie rozczarowanie, gdy okazało się, że po raz pierwszy w życiu woda nie chłodzi. Bardziej niż morze przypominała ciepłą zupę i pływając można było się bardziej spocić niż chodząc po lądzie. 😉 Taki to urok tego klimatu, ale woda z temperaturą prawie trzydziestu stopni jest naprawdę czymś niesamowitym, zwłaszcza gdy przypomnę sobie Bałtyk i tą szaloną radość, gdy woda była zagrzana do mniej więcej dwudziestu stopni. 😉 Niemniej zanurzenie się w takiej wodzie też jest fajnym przeżyciem. 🙂
        Powrót z mariny był uwarunkowany ostatnim kursem metra, więc musieliśmy się zmyć stamtąd zaledwie po kilkudziesięciu minutach. Była to jednak fajna odskocznia od codzienności, mimo iż nie chłodziła należycie. 😉 Plus był taki, że ten pobyt w Dubaju nieco nas przygotował do tych upałów, które w ostatnich dniach zapanowały nad naszym krajem. Wtedy i teraz czułam się podobnie, chociaż przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie, co też musi się dziać w Dubaju w środku lata, bo przecież my byliśmy na początku maja. I chyba nawet nie chcę tego wiedzieć. 😉
~~Madusia.

8 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *