Zaczytana Madusia: „Sekta z Wyspy Mgieł” Mariette Lindstein – recenzja premierowa
I oto znów mamy środę i kolejnych kilkanaście fascynujących tytułów na naszym rynku wydawniczym. Nie zawsze jednak są to nowości, czasem pojawiają się także wznowienia, na które również warto spojrzeć przychylnym okiem. Jednym z takich dzisiejszych wznowień jest skandynawski thriller „Sekta z Wyspy Mgieł” szwedzkiej autorki Mariette Lindstein, o którym chciałabym Wam nieco więcej opowiedzieć. Zapraszam do recenzji.
Mam słabość do skandynawskich thrillerów i kryminałów – mają swój absolutnie niepodrabialny klimat, taki trochę mroczny, trochę duszny i zawsze pełen napięcia. Nie inaczej jest w przypadku „Sekty z Wyspy Mgieł” – jest to książka przerażająca i porażająca jednocześnie. Główną bohaterką jest Sofia, młoda kobieta na życiowym zakręcie. Skończyła studia, zakończyła toksyczny związek i nie wie co dalej. Historia wydawałoby się banalna. Razem z koleżanką trafia na wykład niezwykle charyzmatycznego Franza Oswalda, lidera organizacji ViaTerra. Sofia jest pod tak wielkim wrażeniem Franza i jego wizji życia w zgodzie z naturą na małej Wyspie Mgieł, że zgadza się na jego propozycję – podpisuje z organizacją dwuletni kontrakt i ma zająć się organizacją biblioteki. Przynajmniej na początku…
Autorka, opowiadając historię Sofii, bardzo dokładnie przedstawia mechanizmy sekty. Mamy tu do czynienia z niezwykłą intensywnością emocji, które podczas lektury mogą przytłoczyć. Cały proces wnikania w jej struktury, a przede wszystkim fakt, jak mimo wszystko łatwo, Sofia daje się omamić zasadom panującym na wyspie jest przedstawiony z niesłychaną precyzją. Jest to naprawdę niesamowite, jak wydawałoby się normalna dziewczyna myśląca racjonalnie, powoli traci własną tożsamość, daje się podporządkować regułom stworzonym przez Franza, które z czasem stają się coraz bardziej nieracjonalne, a chwilami wręcz brutalne.
Ostatnio coraz mniej, ale w latach dziewięćdziesiątych pojawiało się sporo doniesień o różnych dziwnych sektach, w których wiele osób było przetrzymywanych bez możliwości ucieczki. Zawsze myślałam, jak można być tak głupim, żeby dać się omamić. Przykład Sofii ukazuje, że nie o głupotę tu chodzi. Jest to niesamowity proces, w którym na początku dostajemy poczucie bezpieczeństwa i stabilizację, które powoli stają się przekleństwem. „Sekta z Wyspy Mgieł” udowadnia też, że nie ma czegoś takiego jak możliwość odejścia, chociaż na samym początku jest niezwykle mocno podkreślana. To jednak tylko puste słowa.
Książka przeraziła mnie swoją autentycznością, a dopisek na tylnej okładce „powieść inspirowana faktami” dodatkowo wzmocnił to przerażenie. Jest to jednak thriller, który warto przeczytać, nie tylko dla samej historii w niej zawartej. W trakcie lektury można się mocno zastanowić nad samym sobą, przeżycia Sofii i innych członków sekty dają do myślenia, jak my sami byśmy się zachowali w podobnej sytuacji. Pokazują jak łatwo, tak naprawdę, jest dać się omamić piękną wizją i w jej imię godzić się na odebranie własnej tożsamości. Zdecydowanie polecam!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Bukowy Las/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.