Zaczytana Madusia: „Wilczy księżyc. Kobiety z rodziny Wierzbickich” Katarzyna Ryrych – recenzja
Prawie dokładnie miesiąc temu miał swoją premierę drugi tom przygód kobiet z rodziny Wierzbickich i muszę Wam przyznać, że „Wilczy księżyc” jest jeszcze lepszy niż pierwsza część „Psia gwiazda„. Ostatnio mam duże szczęście i sięgam po naprawdę piękne książki, a ta dodatkowo jest przykładem takiej idealnej comfort book, chociaż bolesnych i trudnych tematów nie brakuje. Co tym razem spotka te niezwykłe bohaterki? Koniecznie czytajcie dalej!
Akcja „Wilczego księżyca” toczy się w tych najbardziej bolesnych latach zeszłego wieku – między dwiema wielkimi wojnami i podczas tej ostatniej. Są to trudne i ciężkie czasy, gdy świat usiłował odbudować się na nowo, gdy Polska wróciła na mapy świata i musiała zacząć funkcjonować jak normalne państwo, aż wreszcie gdy znowu wszystko budowane w tym krótkim czasie runęło jak domek z kart z powodu niespełnionych marzeń pewnego austriackiego malarza pokojowego.
A jak w tym czasie radziły sobie nasze bohaterki? Wszak pamiętamy doskonale z pierwszego tomu, że nie dawały sobie w kaszę dmuchać i zwykle spadały na cztery łapy. Nie inaczej jest tym razem, chociaż śmierć ich nie oszczędza, szczególnie początek powieści jest pod tym względem niezwykle bolesny, a życie ich nie oszczędza. Na szczęście mają siebie, wspierają się nawet w tych najtrudniejszych momentach, gdy powinny się nienawidzić. Kobieca solidarność to niezwykła sprawa.
Dionizja udowadnia, że kobieta radzi sobie w świecie interesów równie dobrze co mężczyzna, a nawet lepiej, czym budzi zdziwienie, ale i podziw całej rodziny. To ona jest opoką w tych trudnych czasach, skałą, na której rodzina buduje swoje bezpieczeństwo. Malwina ciągle pozostaje wolnym duchem, godzi się jednak z rzeczywistością i pomaga rozwijać talenty młodszego pokolenia.
Najbardziej żal mi Urszuli, trzeciej z głównych bohaterek pierwszego tomu. Dziewczyna nie może znaleźć sobie miejsca, ciągle rozpacza po stracie Irenki, ma wrażenie, że absolutnie nigdzie nie należy, nikt jej nie kocha i nikt jej nie potrzebuje. Usiłuje zmieniać swoje życie podejmując pochopne decyzje, które nie są w stanie ukoić niepokoju tkwiącego głęboko w jej serduszku. To jej wątek zdecydowanie najmocniej mi się podoba, czuję tu pewne duchowe połączenie z Urszulą. I on też najintensywniej na mnie zadziałał, bowiem motyw z muzykiem i jego psem wyjątkowo mocno mnie wzruszył. To było takie proste, a zarazem po prostu piękne.
Wilczym księżycem nazywany jest młody księżyc i według ludowego bajania w tym czasie młode wilki opuszczają swoje stado i wyruszają na poszukiwanie własnego miejsca. I dlatego właśnie w tym tomie do głosu dochodzi młodsze pokolenie, które wkroczyło w międzyczasie w okres dojrzewania. W żadnym czasie nie jest to proste, więc i dziewczyny, Lea i Bietka, nie mają łatwo. Szczególnie będąca Żydówką Lea. Jej wątek jest trudny, zwłaszcza gdy pada ofiarą łapanki i zostaje wywieziona do obozu Auschwitz. Te fragmenty także potrafią poruszyć najtwardsze nawet serduszko, ale zostały poprowadzone z wyjątkową delikatnością, która cechuje całą sagę.
Mogę zakończyć dokładnie tymi samymi słowami, co wspomnianą już recenzję pierwszego tomu – „Wilczy księżyc” to czarująca lektura o sile tkwiącej w kobietach, o poszukiwaniu własnego miejsca w świecie, o przyjaźni i miłości. Jeśli lubicie takie historie, napisane pięknym językiem i pełne niesamowitego ciepła, to jest to zdecydowanie lektura dla Was. I ja osobiście polecam ją, jeśli chcecie odetchnąć od codziennego zamieszania i trapiących Was problemów.