Zaczytana Madusia: „Zwierzęta łowne” Anna Mazurek – recenzja przedpremierowa
Są takie książki, z wierzchu niepozorne, ze zwykłą okładką, niewyróżniającą się na pierwszy rzut oka, które kryją w sobie wielką moc. Mają niewielki format, nie szastają nadmiernymi opisami, nie znajdziecie tu zbyt dużo piękna, a mimo to wnikną w głąb i nie pozwolą o sobie zapomnieć. Są takie książki, które po przeczytaniu stają się tak bardzo nasze, że słowa w nich zawarte są tymi samymi, które są wyryte w najgłębszych zakamarkach naszego serduszka. „Zwierzęta łowne” Anny Mazurek to właśnie taka książka. I po prostu musicie ją przeczytać.
„Zwierzęta łowne” mogę nazwać manifestem młodego pokolenia. Jest to książka piękna w swej prostocie i surowości. Autorka nie czaruje, nie nadużywa kolorowych barw, przedstawia teraźniejszość taką, jaką ona naprawdę jest. Splata ze sobą różne historie, mnogość wątków może momentami przytłaczać, ale wszystko jest po coś, nie ma w „Zwierzętach łownych” ani jednego zbędnego słowa. Każde jest na miejscu i każde jest potrzebne. Tak jak ta opowieść. Nie ma tu niepotrzebnego mydlenia oczu – zło jest złem, a przemoc przemocą. Bez usprawiedliwienia.
Dawno nie czytałam książki, która wstrząsnęła mną tak mocno, która siadła mi tak mocno na serduszku, głowie i wątrobie, że sama nie wiem co z tym zrobić dalej. Mam w głowie taki chaos, jakiego nie miałam od czasów pandemii, gdy świat wywrócił się do góry nogami. W „Zwierzętach łownych” jeszcze tak nie jest, ale książka uświadamia nam, że ciągle jest to możliwe, że cała nasza przyszłość jest w naszych rękach. Dosłownie, szczególnie gdy chodzi o dziejące się tu i teraz zmiany klimatyczne – to jeden z głośno wybrzmiewających w książce tematów.
Anna Mazurek napisała dzieło, którego nie da się odłożyć, dopóki nie doczytasz go do końca. Zdania się krótkie, konkretne, sprawiają czasem wrażenie chaotycznych, ale zupełnie tak nie jest. Akcja jest dynamiczna, nawet gdy pozornie nic się nie dzieje, ma się wrażenie nieuchronnego upływu czasu i pośpiechu, że coś jednak powinniśmy zrobić, a nie tylko stać z boku. Nie możemy całe życie być takimi zwierzętami łownymi, które tak banalnie prosto jest upolować i zniszczyć. Takie zwierzęta powinny mieć swoich obrońców, nie można ich zostawić samym sobie. Jako społeczeństwo nie możemy składać się z jednostek, które żyją same sobie, istotne jest współdziałanie dla większego dobra. Naszego wspólnego. Ta nadzieja ciągle w nas się tli i ciągle nie jest za późno. Jeszcze.
Jurek, Katia, Matylda, Zuzanna – to ich historie wiją się w książce jak bluszcz, łączą ze sobą, gwałtownie rozdzielają, by po chwili znów znaleźć punkt wspólny. To głównie opowieść Jurka, dwudziestokilkulatka, który znalazł się na rozstaju dróg życiowych i usiłuje się na nowo odnaleźć – towarzyszymy mu w tej fascynującej przygodzie odkrywania samego siebie. Jest tu miejsce na miłość, taką zaskakującą, na przyjaźń, taką nietypową, na używki, na porywy serca, na różne relacje rodzinne, na dobro, zło i wszystko pomiędzy nimi. Jurek to taka soczewka, w której skupiają się najważniejsze bolączki obecnych młodych dorosłych.
„Zwierzęta łowne” to książka niezwykle potrzebna, tolerancyjna, mądra i niezwykle zaangażowana. To pozycja, której zdecydowanie potrzebowaliśmy, nawet do końca nie zdając sobie z tego sprawy. Jest to opowieść, którą każdy powinien mieć na swojej półce, by w chwilach kryzysu móc do niej wrócić po tak potrzebną dawkę nadziei, bez której żaden człowiek nie może istnieć. Nie wahajcie się, czytajcie. Nie będzie łatwo, chwilami nie będzie też przyjemnie, ale będziecie wdzięczni samym sobie, że się na nią zdecydowaliście. Zapewniam.
Dla chętnych pod zdjęciem zamieszczam cytat, który jest jej najlepszym podsumowaniem.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem W.A.B. / dziękuję za egzemplarz do recenzji.
„Chciałabym wierzyć, że świat staje się coraz lepszy, że ludzie, którzy nadejdą, nas uratują. Czasem mi się nawet udaje w to wierzyć, ale nie w takie dni jak dziś, kiedy widzę wjeżdżające do lasu koparki. Musimy zacząć żyć życiem najprostszym, coraz mniej konsumować, coraz mniej pragnąć, coraz więcej oddawać, odpuszczać, żyć wolniej i bliżej natury, inaczej nie będzie dla nas ratunku. Tylko tak przygotujemy się na koniec świata, do którego sami doprowadzimy” A. Mazurek „Zwierzęta łowne”, str. 173.