Zaczytana Madusia: „To tylko kolejna zaginiona” Gillian McAllister – recenzja premierowa
Macie czasem wrażenie czytając książki częściej niż statystyczny Polak, że niektóre historie bywają do siebie podobne albo wydaje Wam się, że gdzieś już to czytaliście? Mnie się to czasem zdarza, ale nie w przypadku dzisiejszej premiery – wyczekiwanej nowej książki Gillian McAllister „To tylko kolejna zaginiona”. To zdecydowanie nie jest kolejna książka, którą odhaczycie na swojej liście – to prawdziwie zaskakujący thriller, gdzie zwroty akcji zapierają dech w piersiach. Pytań nie zabraknie, a odpowiedzi na pewno Was zaskoczą! Zapraszam na recenzję.
Tak szalonej historii jeszcze w tym roku nie czytałam. Trafiały mi się już książki z zaskakującymi zwrotami akcji, które sprawiały, że łapałam się za głowę, ale Gillian McAllister zdecydowanie zdobyła pierwsze miejsce w tej kategorii. Co tu się działo?! Wyobrażam sobie autorkę rozpisującą sobie na ścianie wszystkie wątki, które łączyła kolorowymi sznureczkami, żeby to wszystko zebrać w zgrabną całość. Wiecie, takie tablice jak często widać na różnych filmach/serialach o seryjnych mordercach. Każdy szanujący się śledczy musi mieć taką tablicę. Podejrzewam, że sporo autorów pewnie też taką posiada. McAllister na pewno!
Historię zaginięcia Olivii, młodej dziewczyny, która weszła w ślepą uliczkę ciemną nocą, z której nigdy nie wyszła, poznajemy z punktu widzenia trzech osób. Najważniejszą z nich jest Julia, prowadząca śledztwo, która sama skrywa mroczną tajemnicę. Dość szybko się o niej dowiadujemy, gdyż staje się motywem szantażu związanego z poszukiwaniami Olivii. Julia zostaje wystawiona na ogromną próbę, gdy musi postawić na szali swoją wiarygodność i uczciwość policyjną, a matczyną miłość, bowiem sekret dotyczy jej ukochanej córki. Zmagania kobiety są naprawdę interesująco przedstawione, szczególnie gdy miota się sama ze sobą, nie wiedząc jak powinna postąpić. A nie ukrywajmy, wybór jest trudny.
Oprócz Julii, naszymi narratorami jest także Emma oraz Lewis. Wprowadzenie ich punktu widzenia jest ciekawym zabiegiem, ponieważ w przypadku tej pierwszej dość ciężko idzie umiejscowić ją początkowo w całej historii. Z Lewisem jest łatwiej, ale nie znaczy to, że jego wątek jest banalny. Powiedziałabym raczej, że te wszystkie historie i spojrzenie tych konkretnych trzech osób na te same wydarzenia splatają się ze sobą w naprawdę niespodziewanych momentach.
Przez bardzo długi czas czytania tej książki zupełnie nie czułam między nami żadnej chemii. Mogę spokojnie powiedzieć, że pierwsza połowa mnie strasznie wynudziła, nie mogłam do końca zrozumieć, o co w ogóle chodzi w tej historii, skąd się biorą pewne wątki, bo absolutnie mi się to nie sklejało. Ba! Byłam już na takim etapie, że poważnie rozważałam porzucenie lektury w połowie, nie mogąc zdzierżyć kolejnych rozważań Julii, które zupełnie do mnie nie przemawiały. Powyżej, co prawda, napisałam, że były one interesujące, ale oceniłam je tak dopiero po lekturze całości.
Tak bowiem oto jest z tą książką – jak doczytacie do końca, to wstrząśnie Wami porządnie. Rozwiązanie zagadki sprawia, że zupełnie inaczej się na nią spogląda, mając już całą wiedzę, której nie posiadamy w trakcie czytania (co nie ukrywajmy, jest logiczne). Jak znajdę wolną chwilę, to sięgnę po nią raz jeszcze, żeby wiedząc, jak to się skończy, móc wychwycić wszystkie te drobne ślady, prowadzące nas do wyjaśnienia. To może być całkiem ciekawe doświadczenie.
„To tylko kolejna zaginiona” zdecydowanie nie jest kolejną książką, którą przeczytam i w niedługim czasie zapomnę jej fabułę. Myślę, że trochę ze mną zostanie, tak mnie jej cała konstrukcja zachwyciła. Jestem pod ogromnym wrażeniem i bardzo się cieszę, że nie zrezygnowałam z czytania w połowie, ponieważ bardzo bym żałowała, że nie poznałam tej szalenie zakręconej historii do końca. Także Wy też się nie poddawajcie i koniecznie czytajcie aż do ostatniej strony!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Znak Crime/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.