Podróże,  Rowerem

Miniatury nadbużańskie: Mizar w Zastawku

Podlasie jest piękne! Taki okrzyk wydałam z siebie w lipcu tego roku, gdy na kilka dni zmieniliśmy lokalizację z krakowskiej na przepięknie odrestaurowany pałac w Cieleśnicy, urzekający od pierwszego wejrzenia. Pogodę mieliśmy dość kapryśną, więc raczej ograniczaliśmy się do krótszych wycieczek i właśnie podczas jednej z nich narodził się pomysł na ten cykl. Miniatury nadbużańskie będą krótkimi opowieściami o niekoniecznie najbardziej znanych miejscach, ale liczę, że oczarują Was równie mocno jak mnie. Jako pierwszy z cyklu pojawi się Mizar w Zastawku – cmentarz tatarski sięgający XVIII wieku, a raczej tylko to, co z niego dotrwało do obecnych czasów.

Na Podlasiu znajduje się jeden z piękniejszych polskich szlaków rowerowych – Green Velo. Na jego stronie znaleźliśmy wycieczkę, którą postanowiliśmy przejechać samodzielnie, w jedyny piękny dzień, jaki zdarzył nam się w tamtej krainie. „Wiele kultur, jeden Bug” to niezwykle przyjemna trasa, która zapewni piękne widoki i jeszcze piękniejsze miejsca do zobaczenia po drodze. Myśmy w pewnym momencie nieco nadłożyli trasy, żeby popatrzeć na Bug, ale to w innej opowieści się na pewno pojawi.

Jednym z punktów na trasie Green Velo jest właśnie tajemniczo wyglądający Mizar w Zastawku. Przyznam szczerze, że sama przegapiłam go po drodze, więc dobrze, że mój mąż zawsze po drodze rozgląda się na boki. Ja wtedy najczęściej zaklinam rzeczywistość, skupiając się na drodze i odliczaniu kolejnych kilometrów zbliżających mnie do końca podróży. Ostatnio kiepsko u mnie z regularnością w jeździe na rowerze, więc nawet stosunkowo krótkie wycieczki bardziej mnie męczą. Wracając jednak do głównego bohatera tej miniatury – stary tatarski cmentarz, bo tym właśnie jest zagadkowo brzmiący mizar, otoczony jest kamienno-metalowym murem z zamkniętą bramą. Na szczęście furtka wejściowa jest otwarta, więc bez problemu można dostać się do środka. Zdziwiłam się jednak, że nie byliśmy tam sami, spotkaliśmy bowiem samotnego rowerzystę, który opowiedział nam o powiązaniach tutejszych okolic z „Panem Wołodyjowskim” Sienkiewicza. Teraz muszę go w końcu przeczytać. Książki prześladują mnie wszędzie, nawet w środku lasu na Podlasiu.

Jeszcze przed wejściem na cmentarz znajduje się tablica z najważniejszymi informacjami dotyczącymi tego miejsca. Dowiadujemy się z niej, że Tatarzy osiedlili się nad Bugiem i Krzną w efekcie decyzji króla Jana III Sobieskiego, który w 1679 nadał tatarskim oficerom ziemię we wsiach królewskich starostwa brzeskiego, traktując to jako spłatę zaległego żołdu za ich służbę Rzeczypospolitej. Jest to ostatni ślad po tej grupie ludności, zamieszkującej te tereny jeszcze w I połowie XX wieku – obecnie jest to gmina Terespol. Mimo iż całkiem dobrze znam historię, to jednak ten fakt umknął mojej uwadze, także bardzo się cieszę, że mogłam dowiedzieć się czegoś nowego. Dobrze, że pamięć o takich miejscach trwa dalej, dzięki odpowiedniej opiece i informacyjnych tablicach, które osobiście bardzo wysoko cenię w nietypowych miejscach. W innej miniaturze opowiem Wam o jeszcze bardziej alternatywnym miejscu niż tatarski mizar.

Charakterystyczne głazy, widoczne na powyższych zdjęciach, są pozostałościami mogił ułożonych w sposób regularny, wzorowany na rytualnym szyku muzułmanów modlących się w meczecie. Płyty nagrobne ustawiano równolegle w rzędach (arab. – safy), głową zwrócone w stronę Mekki. Na najstarszych płytach teksty pisano w języku polskim, a na obeliskach z XIX wieku pojawiają się gwiazdy i półksiężyce oraz teksty po arabsku. Szczególnie duże wrażenie robi część głazów porośniętych mchem, spod którego wyzierają pojedyncze litery i symbole. Mnie nie udało się praktycznie nic odczytać, ale muszę przyznać, że na niektórych tablicach widać prawdziwy rozmach.

Muszę przyznać, że mimo swojej niepozorności, miejsce to jest naprawdę fascynujące. Dookoła szumi las, kołyszą się drzewa, z których czasem coś spadnie, atmosfera wydaje się być przesycona smutkiem i tajemnicami. Powoli zaczynasz wczuwać się w ten niecodzienny klimat, aż tu po drugiej stronie drogi zapieje kogut goniący swoje stado. I nagle ten ledwo słyszalny szept wieków się rozwiewa, mech dalej porasta głazy, które pilnują zaklętych w nich tajemnic, których zapewne nigdy nie poznamy. A my zamyśleni wsiadamy na rower i ruszamy w dalszą drogę.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *