Książki

Zaczytana Madusia: „Rój” Weronika Mathia – recenzja przedpremierowa

Uwielbiam twórców, którzy z każdą kolejną książką rozwijają swoje umiejętności pisarskie. Weronika Mathia narobiła zamieszania swoim debiutem „Żar, później był bardzo dobry „Szept”, a teraz nadszedł czas na „Rój”. Cieszę się niezmiernie, że miałam możliwość zapoznania się z nim przedpremierowo i dzisiaj właśnie, w to piękne jesienne popołudnie, przychodzę z pełną zachwytów recenzją. Weronika znów to zrobiła – podniosła sobie sama poprzeczkę niesamowicie wysoko i przeskoczyła ją z gracją, jak Mondo na olimpiadzie. Zapraszam do lektury!

„Rój” to piekielnie inteligentnie skonstruowana opowieść, przeplatana mroczną i bolesną w odbiorze Bajką Zouszki. Mimo swojej nielekkiej wagi czyta się ją z zapartym tchem, jak najszybciej, żeby tylko poznać zakończenie. Mam wrażenie, że jest to historia do której będę wracała, by za drugim i kolejnym razem odnaleźć w niej coś nowego, co przegapiłam wcześniej.

Wszystko zaczyna się od znalezienia ciała Kamili – kobiety z przeszłością. To wydarzenie pociąga za sobą łańcuch zdarzeń, które w pokrętny sposób łączą osoby pozornie ze sobą zupełnie niezwiązane. Śmierć Kamili przypomina zapomniane już tragiczne wydarzenia w Iławie – pogromy, samosądy, tajemniczy zgon dziewczynki na torach kolejowych. Początkowo wątki wydają się całkowicie ze sobą nie łączyć, poznajemy kolejnych bohaterów tej opowieści, których pozycji na polach tej szachownicy jeszcze nie znamy.

A mieszanka jest niezwykle barwna – wraz z odkryciem ciała dziewczyny okazuje się, że zaginął również jej sąsiad z nastoletnią córką, że prokuratorka prowadząca sprawę jest córką byłego kochanka Kamili. Do tego dochodzi malownicza pasieka z małomówną pszczelarką oraz pałający nieodwzajemnionym do niej uczuciem sąsiad. Każdy z nich kryje głęboko w sobie tajemnice, które wydawały się bezpiecznie schowane za patyną lat. Nic bardziej mylnego, nadszedł czas rozliczeń.

Weronika Mathia zmusza czytelnika do myślenia, nie podsuwa łatwych tropów, pozostawia dużo niedopowiedzeń. To od początku wysoko cenię w jej twórczości – ten brak oczywistości, to mruganie okiem do czytelnika, który sam pewne rzeczy musi przetrawić, przetłumaczyć sobie i zrozumieć. Nie zawsze jednak się to udaje, szczególnie w przypadku skrajnych decyzji. Na zadane pytanie na tylnej okładce: „Jak daleko się posuniesz, by chronić tych, których kochasz?” możemy odpowiedzieć w zgodzie z swoim sumieniem, ale dopiero przeżycie tego na własnej skórze ujawni prawdziwe postępowanie. Człowiek doprowadzony do skrajności jest zdolny do czynów, które wydają mu się niewykonalne. Podobnie jest w „Roju” – ciężko oceniać bohaterów przez pryzmat wygodnej kanapy i spokojnego dnia, gdy im życie wali się na głowę i chcą im odebrać najważniejsze osoby. To nie są łatwe tematy, więc i nie czyta się o nich najprzyjemniej. Ale to właśnie siła tej książki – chwilami jej lektura nas boli, nie zgadzamy się z nią i przeżywamy prawdziwą burzę emocji. A o to przecież chodzi w książkach, żeby poruszały nas dogłębnie i zostały z nami na dłużej niż tylko do ostatniego słowa na kartce i szumu zamykających się okładek.

„Rój” to zdecydowanie powieść, która na długo utkwi w moim serduszku, a „Bajka Zouszki” i mała Karmelka znalazły sobie bezpieczne miejsce w moich myślach i nic im tam już nie grozi. Cieszę się, że Weronika napisała taką książkę, bo jest czymś, czego brakowało mi na naszym rynku czytelniczym, a co odkryłam dopiero po zakończeniu lektury. Weroniko, pisz dalej!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Czwarta Strona Kryminału/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *