Książki

Zaczytana Madusia: „Freud. Miłość i psychoanaliza” Iwona Kienzler – recenzja

Rozpoczynamy kolejny październikowy tydzień, w którym znów nie zabraknie wielu interesujących recenzji. Wydawnictwa działają pełną parę, więc i my – recenzenci, mamy ręce pełne roboty. A właściwie oczy, które po moim zabiegu wycięcia gradówki, wróciły już do formy. Na pierwszy ogień, w ten poniedziałkowy wieczór (bo jak jest ciemno, to jest już wieczór umówmy się) przychodzę z intrygującą książką o najbardziej znanym lekarzu świata – Zygmuncie Freudzie. Zapraszam do lektury!

„Freud. Miłość i psychoanaliza” skupia się na wybranych zagadnieniach życia Zygmunta Freuda, o czym informuje nas już sam tytuł. Najpopularniejszych doktor medycyny był jednak na tyle cwaną bestią, że wyjątkowo mocno ocenzurował sam siebie i tak naprawdę o jego życiu prywatnym wiemy stosunkowo niewiele. Spora część jego listów czeka jeszcze zapieczętowana na wyznaczoną przez niego datę otwarcia archiwów, a niektórych z nich nie poznamy nigdy. Swoją drogą ciekawe czemu ich też nie zniszczył, tylko pozostawił na wieczne zamknięcie.

Nazwisko Freuda od razu kojarzy nam się z psychoanalizą, którą wypromował jako swoją metodę leczenia. Co ciekawe, to jednak nie on był twórcą tego pojęcia, o czym dowiecie się z książki. Sporo jest w niej takich smaczków, ciekawa historia jest z też związana z otrzymaniem przez niego tytułu profesora. Iwona Kienzler zawsze w swoich książkach przemyca takie nieoczywiste fakty, które na pierwszy rzut oka zupełnie nam się z danym bohaterem kojarzą. A jak dodamy do tego jej lekki, taki gawędziarski tom, to będziemy mieli do czynienia z wciągającą lekturą, do którego to grona na pewno zalicza się też i ten tytuł.

Szczerze mówiąc, jakoś wcześniej nie bardzo interesowałam się Freudem samym w sobie, a okazuje się, że facet miał całkiem interesujące życie. Urodził się w czepku i matka od początku wróżyła mu wielką karierę, studiował prawie tyle samo lat co ja (no dobra, on osiem, ja dziesięć) i dochował się aż szóstki dzieci. A co jeszcze ciekawsze, to fakt, że miał starszych przyrodnich braci (z tego samego ojca), których spokojnie mógłby być synem. I też krążyły takie plotki, że jego matka trochę rozrabiała z młodszym synem jej męża, aczkolwiek nigdy nie zostało to potwierdzone.

Freud mocno chciał, żeby jego karierę kontynuowało któreś z jego dzieci, nie spodziewał się jednak, że podejmie się tego najmłodsza córka, która w późniejszych latach życia opiekowała się schorowanym Zygmuntem, dbając również o jego dorobek naukowy. O nim też sporo w książce się dowiemy, o jego współpracach z różnymi innymi naukowcami, nie tylko z najbardziej znanym Carlem Gustawem Jungiem. I mimo wielkiego wkładu w medycynę, Freud nigdy nie otrzymał prestiżowej Nagrody Nobla, bowiem jego teorie obracały się sferze kwestii niematerialnych, które trudno udowodnić czarno na białym na papierze. Pod koniec życia Zygmunt sam mówił, że nie przyjąłby jej, gdyby dostał, ale podejrzewam, że w skrytości swego serduszka bardzo chciał dostąpić tego zaszczytu.

„Freud. Miłość i psychoanaliza” to ciekawie napisana biografia, chociaż nie skupia się wyłącznie na samych suchych datach i faktach. Jest podlana żywą narracją i mnóstwem intrygujących anegdot, czasem nawet ploteczek, co sprawia, że czyta się ją naprawdę jednym tchem. Ostatnio często zdarza mi się używać tego zwrotu, ale tak faktycznie jest – jak książka mi podejdzie, to czytam ją od deski do deski w jeden wieczór. I tak właśnie było i w tym przypadku. 🙂

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Bellona/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *