Zaczytana Madusia: „Debiut” Paulina Świst – recenzja
Możecie nazwać mnie książkową masochistką, ale lubię dawać drugie i kolejne szanse autorom, którzy nie do końca przypadli mi do gustu przy pierwszym spotkaniu. Taką sytuację mam właśnie z Pauliną Świst, bo chociaż lubię tworzone przez nią historię, to używany język i styl pisania szybko mnie zniechęcały. Mimo to, po dość długiej przerwie, postanowiłam dać jej trzecią (!!!) szansę i sięgnąć po najnowszy, nomen omen, „Debiut”. I powiem Wam, że całkiem mi podobało mi się! Zapraszam na recenzję!
Można by pomyśleć, że „Debiut” to dobry tytuł na pierwszą książkę, ale Paulina Świst lubi zaskakiwać. I wychodzi jej to całkiem nieźle w nowej powieści. Spotkamy w niej dobrze znanych bohaterów, bo nawet ja, czytająca baaardzo wybiórczo jej książki, doskonale kojarzę Aresa i Ninę. Szczególnie zadziorna pani prokuratorka zapadła mi w pamięć, bo klawa z niej babka. W „Debiucie” cały czas pozuje na silną i niezależną, ale widać w niej jakąś zmianę, jakby wreszcie pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia. Podoba mi się też rozwój jej relacji z Aresem i bardzo się cieszę, że w końcu łączy ich coś więcej niż sama cielesność. Ale największym zaskoczeniem jest fakt, że w książce pojawia się tylko jedna scena erotyczna w ich wykonaniu, bowiem wcześniej było ich znacznie więcej.
Drugą cechą charakterystyczną twórczości Pauliny Świst jest mocny i dosadny język. Nie ma tu pięknych, sielankowych opisów, jest wulgarna skrótowość, gdy za pomocą kilku mięsistych słów poznajemy szybko cały kontekst sytuacji. I chociaż mnie samej zdarza się (częściej niż rzadziej) rzucić soczystym słowem na k, to jednak nadmiar wulgaryzmów raczej mnie odpycha. W „Debiucie” jest on jednak zaskakująco wyważony, aczkolwiek fiołków i puchatych misiów dalej nie uświadczymy. I dobrze, opowiadana historia do przyjemnych nie należy.
„Debiut” prezentuje nam wyjątkowo pogmatwaną sprawę, gdzie trup ścieli się dość gęsto, jest zaskakująco wybuchowo, a sympatyczne staruszki okazują się kimś zupełnie innym. Tematem dominującym są kobiety, które chcąc wierzyć w miłość, doświadczyły najgorszych rzeczy. Prostytucja, gwałty, przemoc, zaginięcia sprzed lat, a do tego wysoko postawieni politycy i zwyczajni przestępcy – wszystko to miesza i się kotłuje w tym „Debiucie” tworząc naprawdę doskonałą mieszankę. Książkę czyta się niemal jednym tchem, bo dzieje się tyle, że nie ma czasu na zrobienie przerwy, bo ciągle chcemy wiedzieć, co będzie dalej. I w sumie to cały sekret dobrej lektury. Jeśli wciąga i budzi emocje, to znaczy, że jest jakaś i na trochę ją zapamiętamy. A tego twórczości Pauliny Świst nie można odmówić – zarządzanie emocjami ma opanowane do perfekcji.
„Debiut” nie sprawi, że jego autorka nagle wpadnie do mojego zestawienia najbardziej ulubionych, ale wiem, że po jej kolejną książkę sięgnę z przyjemnością. Ba! Nawet już na nią czekam, bo ciekawi mnie bardzo, jak tam Nina poukłada sobie sprawy z Aresem. Oby w końcu Świst była dla nich nieco łaskawsza.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem MUZA / dziękuję za egzemplarz do recenzji.