Podróże

Szlakiem Orlich Gniazd: Zamek Ogrodzieniec.

        I stało się. Pierwszy raz w historii bloga wytoczyłam się spod kocyka i ruszyłam gdzieś w śnieżną scenerię naszego pięknego kraju. Brzmi nieco nieprawdopodobnie i w sumie przyznam szczerze, że śniegu żadnego się nie spodziewałam. W Krakowie od kilku dni nie ma już po nim śladu, więc jakoś tak założyliśmy, że pewnie nigdzie go nie ma, poza górami, a tam się ciągle jeszcze nie wybieramy. A że niedziela była pięknym słonecznym dniem, to porzuciliśmy pomysł leżakowania i wyruszyliśmy na spotkanie przygody. Ale zupełnie nie spodziewaliśmy się, że wylądujemy w Podzamczu na Zamku Ogrodzieniec. 🙂

      
        Naszym pierwotnym planem była podróż w okolice Olkusza, żeby zobaczyć Pustynię Błędowską, na której żadne z nas wcześniej nie było. Niestety, już kilka kilometrów za Krakowem wiedzieliśmy, że nie za bardzo nam się to uda, bo śniegu dookoła leżało mnóstwo. Aż zaskoczeni byliśmy. Głupio jednak było zawracać. Najpierw szukaliśmy punktu widokowego w Kluczach, a kiedy nam się nie udało, pojechaliśmy do Chechła i tam już los nam sprzyjał. Dodatkowo okazało się, że Swift Tomasza idealnie sprawdza się w off- roadzie, chociaż raz miał już wpadkę pod tym względem i skończyło się na wypychaniu go z błota. 😉 Tym razem wszystko poszło sprawnie i naszym oczom ukazała się pustynia. A przynajmniej taką mieliśmy nadzieję, bo wyglądała tak:

       Wierzymy jednak, że pod spodem znajduje się piasek i wrócimy wiosną, żeby się przekonać. Mimo wszystko trochę głupio jechać godzinę, żeby przez pięć minut popatrzeć na pole śniegu, więc musieliśmy szybko coś wymyślić. Po drodze mijaliśmy znaki na Ogrodzieniec i po szybkim sprawdzeniu na mapie, że to raptem kilkanaście kilometrów, a także stwierdzeniu Tomasza, że nigdy tam nie był, podjęliśmy decyzję i pojechaliśmy do Podzamcza. Tutaj także śniegu było mnóstwo, ale za to widoki o wiele piękniejsze. 🙂

        Zamek Ogrodzieniec leży na Szlaku Orlich Gniazd, rozciągającym się od Częstochowy do Krakowa, czyli dwóch miast, z którymi jestem związana najmocniej. Stąd też mam duży sentyment do tych wszystkich ruin, po których sporo się nachodziłam. Niestety, zwiedzanie zamku jest możliwe dopiero od kwietnia (zimą naprawdę nie ma co robić w tym kraju, jeśli ktoś nie jeździ na nartach), więc mogliśmy go jedynie obejść dookoła. Ale to też była niezła zabawa, zwłaszcza że po drugiej stronie od głównego wejścia można się nieco powspinać na skałki i spojrzeć na zamek z innej perspektywy. 🙂

        Trasa wiodąca wokół zamku należała do bardzo malowniczych, dzięki różnym skałkom jakby porozrzucanym przez jakiegoś olbrzyma dla zabawy. Za to właśnie uwielbiam Jurę, jest taka zróżnicowana i zaskakująca. A przy tym niezwykle piękna, więc oczywiście jest to kolejny punkt naszych wyjazdów, być może nawet jeszcze zimowych. 😉

Niedźwiedź, Dwie Siostry: Sfinks i Lalka.

       Z ostatnią formacją skałek związana jest legenda, którą można odczytać z ustawionej przed nimi tablicy: \”widoczne tutaj skały znajdują się w południowo-zachodnim narożniku przedzamcza. Zajmują go Skały Górne, w tym: tzw. Dwie Siostry (jedna z nich to Sfinks) i Korkociąg (zwany również Lalką, Skałą Gorgoniową, Ksantypą, Wieszczką). Trzecia skała nazywana jest Niedźwiedziem. Tuż obok znajduje się pomieszczenie dawnej wartowni, a obok wejście do częściowo otoczonej murem naturalnej wnęki skalnej zwanej Męczarnią Warszyckiego. Wg legendy mogła się tu znajdować sala tortur, w której kasztelan Stanisław Warszycki (posądzany o konszachty z diabłem)- słynący z okrucieństwa i ogromnego bogactwa (ukrytego podobno gdzieś w rejonie Podzamcza lub Ogrodzieńca) poddawał torturom swoje żony oraz poddanych. Podobno w księżycowe noce pojawia się on na zamku pod postacią czarnego psa z długim i ciężkim łańcuchem na szyi, który strzeże ukrytego skarbu. […]\” Niestety, myśmy ani nie widzieli psa (pewnie dlatego, że to był środek dnia, a nie księżycowa noc) ani też nie znaleźliśmy skarbu. Zatem może wy go znajdziecie? 😉

        Mimo faktu, że zwiedzanie zamku jest niemożliwe, można wejść na dziedziniec turniejowy, bowiem znajduje się przed murami. Można się dzięki temu przyjrzeć bardzo wyraźnie murom i zobaczyć jak pięknie i pomysłowo budowla została wkomponowana w skałę. Trzeba przyznać, że to robi wrażenie.

       Żeby jeszcze nie kończyć naszej wycieczki pojechaliśmy kawałek dalej, gdzie mieściło się coś określane mianem Grodu na Górze Birów. Wcześniej tego nie widziałam, więc też nie wiedziałam o co chodzi. Zaparkowaliśmy samochód tuż przed zakazem wjazdu i ruszyliśmy przed siebie leśną ścieżką. Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce, ale oczywiście wszystko było zamknięte, więc tylko mogliśmy obejść się smakiem. I dookoła grodu też. 😉

       Dzięki tablicy informacyjnej można się dowiedzieć, że pierwsi osadnicy zamieszkiwali górę już w schyłkowym okresie neolitu lub na początku epoki brązu. Późniejsze ślady wskazują także na przedstawicieli kultury łużyckiej, a także plemion germańskich. Ostatni gród mieszczący się na górze został spalony w pierwszej połowie XIV wieku i nigdy nie został odbudowany, zaś obecnie mieści się tutaj rekonstrukcja grodu średniowiecznego, zbudowana w 2008 roku, co wyjaśnia czemu wcześniej o tym miejscu nie wiedziałam. 😉 Nam udało się jedynie zajrzeć do środka, znowu wspinając się na samą niemalże górę po skałkach, ale możliwe, że też wrócimy tutaj, gdy miejsce będzie otwarte. 🙂

       Muszę przyznać, że spacer, mimo początkowych trudności, był naprawdę bardzo udany. I nawet przemoczone buty i skarpetki nie były takie straszne, chociaż w poniedziałek czułam się fatalnie. Ten wyjazd obudził we mnie jeszcze większą tęsknotę za wiosną i za spacerami i wędrówkami górskimi, że pewnie długo nie wytrzymam i w któryś weekend znowu wybierzemy się na wyprawę. Trochę zamków jeszcze na nas czeka. 😉

~~Madusia.

45 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *