Podróże

Włoskie opowieści: Jesteśmy w Mediolanie. ;)

          Rozpoczął się marzec, a wraz z nim wiosna, taką mam nadzieję. Przez ostatnich kilkanaście dni sporo się działo, pojawiły się nowe cele i marzenia, a także nowe szanse, które koniecznie trzeba wykorzystać. Generalnie im więcej słońca pojawia się w Krakowie, tym większą motywację mam do działania, a tego najbardziej mi teraz potrzeba. 😉 A żeby tego słońca jeszcze więcej było powracamy po raz ostatni do Lombardii, gdzie było go pod dostatkiem. I powracamy w wielkim stylu, bo dzisiaj zapraszam Was do Mediolanu. 🙂

        Zwiedzanie rozpoczęliśmy z samego rana, podróżą metrem do Duomo. Przyznam szczerze, że jest to naprawdę niesamowite wrażenie, gdy wychodzi się wprost z tunelu metra tuż koło jej ogromnej i absolutnie pięknej bryły. Z racji stosunkowo wczesnej pory, nie kręciły się w obok niej jeszcze tłumy turystów. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i szybko kupiliśmy bilety, aby wejść na szczyt katedry. Teraz wiemy, że było to błędem, bowiem nie doczytaliśmy ogłoszeń wiszących przy kasach i dopiero na górze przekonaliśmy się, że większość miejsc dostępnych dla zwiedzających jest zamknięta z powodu remontu oraz zagrożenia oblodzeniem. Pod tym względem katedra nas rozczarowała, bo tak naprawdę nie widzieliśmy praktycznie nic. Niemniej to nic, wyglądało całkiem nieźle. 😉

         Po zwiedzaniu katedry udaliśmy się do pobliskiej Galerii Wiktora Emanuela- XIX-wieczna galeria, będąca symbolem bogactwa i elegancji miasta. Na mozaikowej podłodze w niemalże samym centrum galerii znajduje się wizerunek byka i istnieje przekonanie, że powinno się obrócić o 360 stopni na jego genitaliach, aby mieć zapewnione szczęście na całe życie. Woleliśmy nie zapeszać i tym razem skrupulatnie wypełniliśmy przesąd. 😉

         Po zachłyśnięciu się wielkim światem, ruszyliśmy metrem do Naviglio, słynącej z kanałów. Trochę jednak nie doczytaliśmy jakie te kanały są, więc widok nieco nas zaskoczył, gdy zobaczyliśmy je niemalże wyschnięte. A właściwie to go, bo w sumie tylko jeden kanał widzieliśmy. Dodatkowo w sobotę rano trwały tam przeróżne targi staroci, więc można było zobaczyć naprawdę mnóstwo dziwnych i świetnych rzeczy. Myśmy jednak ograniczyli się tylko do szybkiej kawusi i ruszyliśmy na dalsze zwiedzanie. 😉

         Kolejnym miejscem, w którym spędziliśmy naprawdę sporo czasu było Castello Sforzesco. Jest to fantastyczny ceglany zamek w niemalże samym centrum Mediolanu, zbudowany w połowie wieku XV. Trafiliśmy do niego akurat w momencie, gdy słońce pięknie przygrzewało, więc zalegliśmy na jedynej wolnej ławce wewnątrz dziedzińca zamkowego i odpoczywaliśmy po kilku już godzinach zwiedzania. 🙂

       Za zamkiem mieści się przepiękny Park Sempione, w którym też spędziliśmy trochę czasu. Niesamowite wrażenie robi przede wszystkim łuk triumfalny z początków XIX wieku, znajdujący się dokładnie na przeciwko wejścia do zamku. Dodatkowo w parku mieści się też nieregularny zbiornik wodny z bardzo fotogenicznym mostkiem. Zdecydowanie najładniejsze zdjęcia właśnie w tym parku mi wychodziły. A i słońce grzało tak cudownie, że nie chciało nam się stamtąd nigdzie ruszać. Powoli jednak robiliśmy się głodni, więc trzeba było wybrać się na poszukiwanie odpowiedniej miejscówki. 😉

       Z Castello Sforzesco ruszyliśmy do dzielnicy, której nazwa stanowiła dla mnie prawdziwe wyzwanie. Brera, bo to właśnie ją mam na myśli, nazywana jest dzielnicą mediolańskiej bohemy, chociaż nam bardziej w oczy rzucali się niekoniecznie włoscy uliczni sprzedawcy. 😉 Mimo tego jednak muszę przyznać, że wąskie uliczki, mnóstwo małych knajpek i ogromny tłok tym razem mi nie przeszkadzał, a nawet całkiem mi się podobał. Nie wchodziliśmy do żadnych muzeów, bo już za bardzo czasu nie mieliśmy, ale spacer naprawdę należał do bardzo przyjemnych. A na koniec wylądowaliśmy w jednej z knajpek na obiedzie, po którym zmęczeni nieludzko wróciliśmy do hotelu. 🙂

Brera.
Pinakoteka Brera.
gnocchi z pesto.
La Scala.
        
          Następnego dnia rano, jeszcze przed odjazdem na lotnisko do Bergamo, zapakowaliśmy się do metra i szybciutko podjechaliśmy kilka stacji, aby zobaczyć i zwiedzić Bazylikę św. Ambrożego, będącą jedynym z najstarszych kościołów w Mediolanie. Została ona bowiem wzniesiona na polecenie św. Ambrożego, który był biskupem Mediolanu, między rokiem 379 a 386. Swój ostateczny wygląd przybrała pod koniec XI wieku i obecnie stanowi samotny wzór romańskiego stylu lombardzkiego. We wnętrzu bazyliki znajdują się groby, m.in. właśnie św. Ambrożego. I muszę przyznać, że chociaż byliśmy w niej tylko kilkanaście minut, bo czas nas gonił, to jednak warto było tam przyjechać. Naprawdę piękne miejsce, takie budzące respekt i zmuszające do zastanowienia. Chociaż najbardziej podobało mi się, jak wyszliśmy z niej bocznymi drzwiami i trafiliśmy wprost na orlika. 😉 Takie zetknięcie dwóch światów. 🙂

          Podsumowując, wyjazd do Włoch pod koniec stycznia jest naprawdę fajnym pomysłem. Można pozwiedzać na spokojnie, bowiem nie ma wtedy jeszcze zbyt wielkich tłumów. Pogoda, co prawda, nie powala, ale i tak było zdecydowanie lepiej niż w Polsce, gdzie akurat padał śnieg. Co do samego Mediolanu to nie spodobał mi się on jakoś niesamowicie, ale taki niestety urok dużych miast. Zdecydowanie sympatyczniej było w Bergamo, ale ciężko je ze sobą jednak porównywać. Katedra w Mediolanie jest przepiękna i na mojej prywatnej liście włoskich katedr zajmuje drugie miejsce tuż za tą w Sienie, a przed Florencją. Jednak Lombardia też jest piękna i na pewno warto poświęcić chociaż kilka dni, by się tam wybrać, co polecam każdemu. 🙂

~~Madusia.

       

27 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *