
Zaczytana Madusia: „Mała wojenna biblioteka” Kate Thompson – recenzja premierowa
Ten tydzień mnie dosłownie boli – czuję się wykończona zarówno fizycznie jak i psychicznie, a to dopiero środa dziś jest. I chociaż miałam w planach po powrocie z pracy dosłownie paść na twarz, to wewnętrznie czułam, że nie mogę tego zrobić, dopóki nie podzielę się wrażeniami o jednej z dzisiejszych premier. „Mała wojenna biblioteka” Kate Thompson to książka, którą warto poznać. I to z naprawdę wielu względów, które poznacie czytając recenzję. Zapraszam! Zakochajcie się w tej historii!

Uwielbiam takie książki! W sumie te trzy słowa mogą zastąpić całą recenzję, ponieważ historia małej wojennej biblioteki zachwyciła mnie, oczarowała, porwała i podbiła moje serduszko. Ochy i achy w trakcie lektury towarzyszyły mi aż do ostatniej strony, a ich natężenie zwiększyło się gwałtownie, gdy na końcu znalazłam rozdział zatytułowany „prawdziwa historia”. Otóż moi drodzy, właśnie tak – ta historia wydarzyła się naprawdę. Mała wojenna biblioteka nie jest fikcją literacką, to miejsce istnieje od ponad stu lat, chociaż książka traktuje o jej najważniejszym i najbardziej zaskakującym epizodzie.
Gdyby ktoś przed lekturą „Małej wojennej biblioteki” powiedział mi, że w Londynie w trakcie drugiej wojny światowej na nieczynnej stacji metra, pod ziemią, mieszkało kilka tysięcy osób, którzy zorganizowali się w malutkie miasteczko, to bym mu nie uwierzyła (szybko jednak koleżanka z pracy sprowadziła mnie na ziemię, że to chyba tylko ja mam takie braki w edukacji ;p). A co dopiero, że działała tam regularna biblioteka, po tym, jak jej gmach został zniszczony przez naloty niemieckiego wojska. Brzmi jak swobodnie puszczone wodze fantazji, a to najprawdziwsza prawda. Historia ciągle potrafi mnie zaskoczyć i to właśnie w niej kocham najbardziej.
A wyjątkowo mocno cenię sobie właśnie autorów i ich powieści, w których przywołują do życia zapomniane już wydarzenia, miejsca i ludzi. Szczególnie gdy robią to w tak doskonałym stylu jak Kate Thompson – uwierzcie mi, serio nie mam się do czego przyczepić.
„Mała wojenna biblioteka” nie jest jednak wyłącznie opowieścią o miejscu. Jego atmosferę zawsze tworzą ludzie i chociaż część bohaterów jest wytworem wyobraźni autorki, to reprezentują sobą wiele bezimiennych postaci, które tak właśnie postępowały. Widać to doskonale na przykładzie Ruby Munroe, która zdecydowanie była moją ulubioną postacią w tej powieści. Druga z bohaterek, Clara Button, uświadamia nam ciągle niską pozycję społeczną kobiet w latach czterdziestych dwudziestego wieku w mocno konserwatywnym, angielskim środowisku. Z racji niedoborów mężczyzn wysyłanych na front, pozwolono kobietom na pewną swobodę w zachowaniu, otwarto dla nich różne zawody, ale społeczeństwo (czytaj faceci) oczekiwali, że po zakończeniu wojny, wszystko powróci do normy i kobiety chętnie wrócą do roli żon, matek i gospodyń domowych – fantastycznie obrazuje to podejście relacja Clary z matką i teściową. I owszem, pewnie część radośnie przejmie znów te obowiązki, ale pozostaną te, które poczuły wolność i nie zamierzają jej oddać. O tym również jest ta książka.
Słowo „wojenna” nie jest w tytule przypadkiem. Mimo bezpiecznej przestrzeni pod ziemią, nikt nie zapomina, że na górze ciągle trwa wojna. I chociaż na terenie Anglii nie odbywały się walki, to naloty i bombardowania siały prawdziwe spustoszenie, wzniecając pożary, burząc i zabijając tych najbardziej niewinnych i przede wszystkim – bezbronnych. Niektóre fragmenty nawet u wyjątkowo zatwardziałych serduszek (jak moje, aczkolwiek ostatnio jakoś łatwiej przychodzą mi wzruszenia) spowodują niebezpieczne szklenie się oczu. I myślę, że łzy też się potoczą – u mnie było ich całkiem sporo.
„Mała wojenna biblioteka” to powieść, którą po prostu trzeba przeczytać. I tak naprawdę ciężko jest mi znaleźć słowa, które w pełni oddadzą mój zachwyt i to jak bardzo chcę, żeby sięgnęło po nią jak najwięcej osób. Bo ta historia nie powinna zostać zapomniana, podobnie jak instytucja biblioteki, która obecnie (na szczęście!) przeżywa swój renesans. I to w kraju, w którym ponad połowa mieszkańców nie przeczytała żadnej książki w ciągu całego roku. Premiera dzisiaj, warto ją ukochać. I zostawić ją na zawsze w swoim serduszku.
/*współpraca barterowa z Wydawnictwem Literackim/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.
