
Zaczytana Madusia: „Nieznane oblicza Wikingów” Eleanor Barraclough – recenzja
Ach, któż z nas swego czasu nie rozpływał się (z wielu różnych powodów) w zachwytach nad serialem „Wikingowie”! Podziwianie ich przygód na małym ekranie, tych wszystkich mężnych bohaterów, charyzmatycznych kobiet, surowych krajobrazów i brutalnych walk na pewno wielu przybliżyło znajomość kultury nordyckiej, ale też i nieco ją zakłamało, a już zdecydowanie przerysowało ją dość mocno. „Nieznane oblicza Wikingów” autorstwa Eleanor Barraclough są nie tylko interesującym kompendium wiedzy, które doskonale sprawdzi się w roli uzupełnienia wiedzy, ale kryją w sobie znacznie więcej! Zapraszam na recenzję.

Nasza wiedza o czasach Wikingów tak naprawdę jest bardzo wybiórcza i została ukształtowana głównie na podstawie seriali, może trochę filmów, ale na pewno nie w szkole. Tam wspominani są oni zaledwie kilka razy, chociaż teraz już nie jestem tego taka pewna, bo od momentu mojej nauki minęło już naprawdę wiele lat. Wiele mogło się pozmieniać.
„Nieznane oblicza Wikingów” to pasjonująca lektura, skupiająca się na rzetelnym przedstawieniu czytelnikowi wybranych obszarów z życia Wikingów. Osobiście cenię ją bardzo wysoko, dzięki bogatemu wykorzystaniu źródeł, chociaż chwilami czytanie o kolejnej odkrytej gdzieś figurce może wydać się męczące. Ciekawe jest jednak to, jak wiele rzeczy autorka jest w stanie połączyć ze sobą, co sprawia, że same znalezione przedmioty (czy też nawet ich fragmenty) opowiadają nam swoją historię. Archeologia to mało doceniana specjalizacja, wymagająca cierpliwości, ale gdy już zdarzy się odkryć/odkopać coś nowego, to wtedy można wywrócić cały zastany porządek za jednym zamachem do góry nogami.
Nie spotkamy tu bohaterów o głośnych nazwiskach, tutaj głos mają zwykli ludzie, którzy swoją codziennością dają świadectwo czasów, w których przyszło im żyć. Autorka nie wyklucza nikogo w swojej książce, głos otrzymują zarówno kobiety, jak i dzieci czy też niewolnicy, których w tamtych czasach nie brakowało. Razem z Wikingami przemierzamy nie tylko samą Skandynawię, ale również tak odległe krainy jak Grenlandię czy nawet Bizancjum. Okazuje się, że wpływy ich kultury można odnaleźć w naprawdę zaskakujących miejscach. Podoba mi się również, że autorka nie ocenia przedstawianych postaci, jest badaczką, która dzieli się z czytelnikami nie tylko swoją wiedzą, ale również prywatnymi anegdotkami czy osobistymi przemyśleniami. Dzięki temu książka nie ma wydźwięku stricte akademickiego i czyta się ją bardziej jak powieść. To też duży plus, bo niektóre takie opracowania bywają niezjadliwe z powodu zastosowania zbyt specjalistycznego języka, który z góry zakładamy, że my i tak to wiemy. A wcale tak być nie musi.
„Nieznane oblicza Wikingów” to spojrzenie na tych niesfornych i walecznych Skandynawów z nieco bardziej ludzkiej strony, łącznie ze swoimi wadami i zaletami, problemami i wyzwaniami życia codziennego. Książka nie jest kolejnym suchym podręcznikiem, to zdecydowanie coś więcej. Porównałabym ją do jednego z ciekawszych wątków w niej zaprezentowanych, a mianowicie do kenniga, czyli metaforycznego ujęcia myśli, co Wikingowie opanowali do perfekcji. Bo czyż nie piękniej niż zwykłe złoto brzmi „żar tlący się w dłoniach”? I tym właśnie jest dla mnie ta książka. Polecam, nie tylko fanom historii.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Prószyński i S-ka/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.
