Kraków

Zaczytana Madusia: „Sekta śmierci” John Glatt – recenzja przedpremierowa

John Glatt to prawdziwy mistrz true crime i nie ma w tym stwierdzeniu ani grama przesady. Jego doskonałe reportaże czytam zawsze z zapartym tchem, szczególnie dotyczące tych spraw, o których u nas było stosunkowo cicho. Autor nie ocenia, tylko rzetelnie relacjonuje całość historii, dzięki czemu możemy wyrobić sobie własne zdanie, a jego najnowsza książka – „Sekta śmierci” – jest tego doskonałym przykładem. Zapraszam na recenzję!

Tajemnice ludzkiej psychiki chyba nigdy nie zostaną w pełni rozszyfrowane, ale warto mieć nadzieję! Gdyby tak się stało, gdyby można było wyodrębnić jedną małą komóreczkę odpowiedzialną za okrucieństwo i bezwzględność, wtedy świat na pewno stałby się przyjemniejszym miejscem. Ciężko bowiem jest znaleźć wytłumaczenie (nie mówię już, że logiczne, tylko jakiekolwiek), jak doszło do tego, że kobieta z oddanej matki przemieniła się w kogoś, kto doprowadza do morderstwa własnych dzieci. I to za pośrednictwem własnego brata! Porażające!

Historia niezwykłego związku Lori Vallow i Chada Daybella wstrząsnęła Ameryką zaledwie kilka lat temu i ciągle nie doczekała się swojego zakończenia, bowiem procesy jeszcze trwają. A zarzutów jest całkiem sporo, bo gdy ich ścieżki się spotkały, fala mrocznych wydarzeń zaczęła nabierać prędkości. Nawet nie próbujcie zrozumieć tej historii, czytając ją zastanawiałam się, czy to aby na pewno wydarzyło się naprawdę. Ale tak – znów okazało się, że życie zdecydowanie wyprzedza jakąkolwiek fikcję literacką.

Lori wiodła niezwykle barwne życie, dla wielu będące uosobieniem amerykańskiego snu. Świetnie sprawdzała się w roli matki, a do działania napędzała ją gorliwa wiara, gdyż Lori była mormonką. I z biegiem czasu coraz mocniej zaczynała się radykalizować, proces ten przyspieszył, gdy zapoznała się z twórczością samozwańczego proroka Chada Daybella, a następnie z nim samym. A kiedy swój pozna swego, wtedy nawet najbardziej fanatyczne teorie zaczynają żyć własnym życiem. Tak właśnie stało się z „zombifikacją”, która wyjątkowo mocno rezonowała w tej dwójce – do tego stopnia, że najbliżsi kobiety znaleźli się w niebezpieczeństwie. I nie wszystkim udało się przetrwać te zawirowania.

„Sekta śmierci” to nie tylko wstrząsający reportaż o zakamarkach ludzkiej psychiki. Jest to także opowieść o bezradności państwa wobec jednostki, czego dowodem jest druga część książki – ta dotycząca wydarzeń rozgrywających się już po ujawieniu ciał zaginionych dzieci Lori, zakopanych na posesji należącej do Chada Daybella. Ciągnące się śledztwa, zmiany zarzutów, przeciąganie ekspertyz – znamy to również i z naszego własnego ogródka. Pozostaje mieć nadzieję, że tryby sprawiedliwości mielą powoli, ale skutecznie!

John Glatt oddaje głos osobom bezpośrednio zaangażowanym w sprawę, dzięki czemu jego reportaże zyskują niepowtarzalne spojrzenie na prawdziwy rozmiar tragedii, kryjącej się za tą sprawą. Wiadomości rodziców Lori, kierowane do niej z prośbami o umożliwienie kontaktu z wnukami, rozdzierają serce. I chociaż autor nie ocenia, nie narzuca zupełnie swojej własnej narracji, to ciężko jest podchodzić do tej książki z dystansem, wrodzona empatia na to nie pozwala. „Sekta śmierci” nie jest ani łatwą ani przyjemną książką, w trakcie lektury mocno siada na psychice i zostaje w niej długo po jej zakończeniu. Ale tak warto po nią sięgnąć, żeby mieć oczy szeroko otwarte na wszelkie manipulacje i obsesje, które przecież mogą dotyczyć każdego z nas. Lori wszak wydawała się być zwyczajną dziewczyną z sąsiedztwa. Pozory mylą – pamiętajmy o tym!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Filia na Faktach/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *