Zaczytana Madusia: „Cher. Autobiografia. Część 1” Cher – recenzja
Kocham biografie! Odkąd sięgam pamięcią zawsze fascynowały mnie życiorysy wielkich kobiet, które najczęściej wyróżniały się w historii na tyle, by doczekać się własnej opowieści. Stąd też z dużą dozą nieufności podchodzę do tych, poświęconych osobom żyjącym, bo tutaj zwykle dostajemy albo pean pochwalny, od którego mnie mdli albo obraz całkowicie negatywny, często wynikający z osobistych sympatii. Wszelkie zaś autobiografie odpychają mnie na wstępie, bo tutaj narracja jest wyjątkowo wybiórcza, ponieważ wolimy się chwalić niż ganić sami siebie. Aż przyszła Cher i opowiedziała swoją historię, która wymyka się wszystkim znanym nam schematom! Zapraszam na recenzję!

Moja wiedza o Cher nie należy do najbardziej szczegółowych. Kojarzę ją głównie z piosenki „Believe”, która umilała nam szkolne dyskoteki na przełomie wieków, doskonałej figury, pięknych włosów i gdzieś w oddali majaczących powidoków, że Cher jest od zawsze. Zupełnie mnie to nie dziwi, gdy dowiedziałam się, że w przyszłym roku skończy osiemdziesiąt lat, aczkolwiek ta wiadomość zaskoczyła mnie najbardziej – w życiu bym jej tyle nie dała! Ale nie jest to quiz wiedzy o niej, także przechodzę do rzeczy!
I będąc szczerą, brakuje mi słów, żeby opisać moje wrażenia po tej lekturze. Takiej autobiografii jeszcze nie czytałam i wątpię, że kiedykolwiek przydarzy mi się podobna lektura. Życie Cher brzmi jak najbardziej nieprawdopodobny scenariusz filmowy, za który żaden szanujący się reżyser by się nie wziął, bo ta historia jest po prostu niewiarygodna. Serio! To nawet nie jest dobrze znana z Hollywood opowieść o Kopciuszku czy spełnienie amerykańskiego snu od pucybuta do milionera – nie, droga Cher do miejsca, w którym obecnie się znajduje, jest jeszcze bardziej pogmatwana. I przez to, czyta się ją jak najlepszą książkę przygodową, chociaż nie zdarzyło mi się trafić na taką, która byłaby tak usiana zwrotami akcji na wczesne lata życia Cher, a właściwie Cheryl Sarkisian. Aczkolwiek ona sama uważała, że ma na imię Cherilyn, bowiem tak się do niej zwracała matka i dopiero w momencie oficjalnej zmiany imienia okazało się, że przez całe swoje życie była w błędzie.
Jeśli spodziewacie się, że to będzie przyjemna lektura, to jesteście w największym błędzie. Ta książka wstrząsa odbiorcami i budzi spory dyskomfort w trakcie czytania. Dla Cher nie ma tematów tabu, nie oszczędza też nikogo w swojej opowieści, dzieląc się z czytelnikami najbardziej niewygodnymi tematami, począwszy od czasów dzieciństwa. Zdecydowanie nie należało ono do sielankowych, często na jej barkach spoczywał ciężar zupełnie nieprzystający do dziecka, kiedy to ona musiała odgrywać dorosłego. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że Cher jest wyjątkowo wyrozumiała dla matki, która niekoniecznie dobrze sprawdzała się w tej roli.
Sonny to postać, która mocno ukształtowała naszą bohaterkę u progu dorosłości – to właśnie występy z nim stały się trampoliną do jej kariery, aczkolwiek byli parą również i poza pracą. Ich małżeństwo miało ogromny wpływ na Cher, a w książce mamy możliwość prześledzenia go od początku do końca – szczególnie okres zmierzchu ich związku jest niezwykle ciekawy z psychologicznego punktu widzenia. Staje się on znaczącą cezurą jej życia, gdy jak motyl wyzwala się z kokonu i wyrusza samodzielnie na podbój świata – Cher dzieli się z czytelnikami swoimi uczuciami, ale też i wątpliwościami, bo przecież życie nigdy nie jest czarno-białe.
Autobiografia Cher to lektura obowiązkowa dla wszystkich wielbicieli prawdziwych historii, bez zbędnego lukru czy wybielania rzeczywistości. W pierwszym tomie dostajemy kawał fantastycznie opowiedzianej historii, napisany ze swadą i pewną lekkością, która sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać. Ta książka to żywa opowieść o tym, co dzieje się za kulisami tego, co widzimy w telewizji i jak ciężka potrafi być droga do prawdziwego sukcesu. A przede wszystkim – co właściwie nim jest. Polecam z całego serduszka i nie mogę się doczekać kontynuacji!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Filia na Faktach/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.



