Podróże

Włoskie opowieści: najcudowniejsza Siena na świecie. :)

       Ostatni tydzień mocno dał mi w kość, dlatego tym bardziej się cieszę, że zaczął się upragniony weekend i można chwilkę odpocząć. Nie za długą, bo jednak sterta obowiązków ciągle czai się gdzieś w świadomości,  ale dzisiaj z czystym sumieniem się obijam i zostaję w łóżku w piżamce. I nadrabiam zaległości. A że pogoda generalnie jest do niczego, to postanowiłam, że coś bardzo słonecznego powinno pojawić się na blogu i padło na długo (zdecydowanie za długo) odkładaną opowieść o najpiękniejszym mieście we Włoszech, które odwiedziliśmy podczas kwietniowego wyjazdu. Siena zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, żałowałam, że tylko kilka godzin tam byliśmy, bo to zdecydowanie była miłość od pierwszego wejrzenia. 🙂

 
         Zaparkowaliśmy kawałek od centrum i zrobiliśmy sobie mały spacer. Pogoda dopisywała, tłoku nie było, nawet hałas za wielki nie był- wprost idealne warunki. Wiedzieliśmy, że zgodnie ze starożytnymi legendami założycielami miasta byli synowie Remusa, którzy uciekając przed zemstą stryja Romulusa, schronili się w górach Etrurii. Wznieśli tutaj warowną osadę nazywaną Senio i dlatego też w herbie miasta znajduje się wilczyca, którą bardzo często można spotkać w mieście. Myśmy zauważyli ją na samym początku naszego zwiedzania. 🙂

       Po drodze nie zatrzymywaliśmy się zbytnio, bowiem bardzo chcieliśmy dotrzeć do najbardziej charakterystycznego punktu miasta, czyli do centralnego placu Sieny- Piazza del Campo. Jest to ogromny XIII-wieczny rynek o nietypowym (i przez to właśnie fantastycznym) kształcie przypominającym muszlę, otoczony pięknymi budowlami. Nie da się ukryć, że największe wrażenie robi jednak Palazzo Pubblico, czyli ratusz zbudowany w latach 1297-1310, obok którego wznosi się strzelista dzwonnica Torre del Mangia, dobudowana w 1348 roku. Oczywiście jak tylko ją zobaczyliśmy, wiedzieliśmy, że koniecznie musimy znaleźć się na jej szczycie. Kupując bilety dowiedzieliśmy się, że są na konkretną godzinę i akurat mieliśmy szczęście, że udało nam się kupić na następną. Zamiast czekać nieco bezsensownie pod wejściem do wieży przez kilkadziesiąt minut siedliśmy na kilka chwil na płycie rynku, zjedliśmy kanapkę, która została nam jeszcze z porannej wycieczki do Monteriggioni i ruszyliśmy w stronę katedry.

       Katedra di Santa Maria Assunta jest zdecydowanie najwspanialszym zabytkiem Sieny. Jej budowę rozpoczęto w XII wieku, zaś ostatnie prace architektoniczne zostały przerwane w XIV wieku wybuchem epidemii czarnej śmierci i więcej ich nie podjęto. Duomo w Sienie miało być najpiękniejszą i największą budowlą w całych Włoszech, jednakże niedługo po wzniesieniu zostało przyćmione przez Florentczyków i ich Santa Maria Del Fiore. Wspomniana już epidemia czarnej śmieci przerwała budowę nowej nawy, dzięki której romański kościół zostałby zamieniony w transept. Gdyby ta sztuka się udała, wówczas powstałaby największa chrześcijańska katedra na świecie. I chyba lepiej dla nas, że nie powstała, przynajmniej teraz bardziej działa nam na wyobraźnię ta niedokończona nawa, obecnie pełniąca rolę tarasu widokowego.

niedokończona nawa.
najpiękniejsza katedra świata. <3
        Niestety, z pełną świadomością i rozmysłem zrezygnowaliśmy ze zwiedzania wnętrza katedry. Nie za bardzo mieliśmy na to czas, a nie chcieliśmy tego robić tak na chybcika. Zwłaszcza że doskonale wiem, że jeszcze kiedyś tam koniecznie wrócimy i wtedy nadrobimy tą zaległość. Bez dwóch zdań. Tego dnia woleliśmy jednak posiedzieć w pełnym blasku słońca i podziwiać absolutnie fantastyczną fasadę. Naprawdę, chyba podczas całego wyjazdu nic nie zrobiło na mnie większego wrażenia, Wiem, że tutaj może paść pytanie \”a co z Florencją\”, ale o tym będzie osobna opowieść i to raczej z gatunku tych gorzkich, bo strasznie źle wspominam zwiedzanie tego miasta. Siena zdecydowanie lepsze wrażenie na mnie wywarła. 🙂

kwintesencja Włoch- wszystko krzywe. 😉

       Po zachwytach nad katedrą odbiliśmy kawałek od głównych atrakcji i znaleźliśmy się jakby w innej bajce. Raptem kilka minut od Duomo napotkaliśmy absolutnie uroczy zakątek, pełen zieleni i tak cudownie nasycony barwami, że musieliśmy tutaj też kilka chwil posiedzieć. Naprawdę, Siena zaskakuje, zachwyca i porywa. Nie mogliśmy jednak za długo tutaj siedzieć, bowiem powoli zbliżała się godzina wejścia na wieżę, więc musieliśmy wrócić na Piazza del Campo. Nauczeni wieloletnim doświadczeniem przybyliśmy kilka minut wcześniej i ustawiliśmy się jako pierwsi przed wejściem, bowiem reszta zwiedzających jakoś tak dziwnie się czaiła przed tymi drzwiami, jakby się wstydzili. A my stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy pierwsi, to jeśli szybko uporamy się ze schodami, będziemy mieli całą wieżę dla siebie na chociaż kilka chwil. A zatem- wyzwanie. 😉 Tym większe, że na szczyt 102- metrowej wieży prowadzą dokładnie 503 stopnie. Czuło się je później w nogach, oj czuło, ale zdecydowanie warto było. 🙂

       Widoki niesamowite, wcale nam się schodzić nie chciało, ale niestety powoli musieliśmy szykować się do drogi powrotnej, bo czekały nas co najmniej dwie godziny w samochodzie. Posiedzieliśmy jednak jeszcze trochę na Rynku, zjedliśmy lody, pobłąkaliśmy się wśród małych uliczek, coraz bardziej odwlekając powrót. Miasto w blasku zachodzącego słońca, szczególnie te wszystkie czerwone budynki wokół Piazza del Campo robiły niesamowite wrażenie. Nie chciało się stąd odjeżdżać. 🙂

       Siena zrobiła na mnie niesamowite wrażenie (co dało się łatwo zauważyć w trakcie czytania notki) i naprawdę żałowałam, że tak mało czasu na nią przeznaczyliśmy. Jest w niej tyle miejsc, które można było jeszcze zwiedzić i obejrzeć, że koniecznie musimy tam wrócić. Poza tym, największym plusem tego miasta jest fakt, że mimo naprawdę sporej ilości zwiedzających, kompletnie się ich tam nie czuje. Jedynie w kilku bardziej handlowych uliczkach, ale tak jest praktycznie wszędzie. I tak jak napisałam na początku- Siena to moja miłość od pierwszego wejrzenia. Polecam każdemu. <3

~~Madusia.

50 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *