Podróże

Włoskie opowieści: Kapryśna Lukka.

         Ostatnio mam wrażenie, że doba powinna mieć czterdzieści osiem godzin, żeby się ze wszystkim na spokojnie wyrobiła, dlatego też zabranie dzisiaj jednej godziny traktuję jako wyjątkową ironię losu. Nie ma jednak co marudzić, zwłaszcza że idą Święta i będzie można w spokoju pochylić się nad magisterką, bo termin oddania kolejnego rozdziału zbliża się nieubłaganie. A tutaj jeszcze trzy miliony rzeczy na uczelni się pojawiły i ten ostatni semestr należy do wybitnie zamotanych, chociaż powinien niby być spokojny. Stąd też wynika mój (a i Tomasza też, bo również siedzi nad swą magisterką) brak czasu na wycieczki i dlatego dzisiaj powrócimy, po raz kolejny, do pięknej Toskanii, która gościła nas w zeszłą Wielkanoc. 🙂

      
       Celem naszej wycieczki była Lukka, określona przeze mnie mianem \”kapryśnej\”, bowiem podczas pobytu pogoda zmieniała się kilkukrotnie. Na szczęście, przez większość czasu dominowało słońce, deszcz zaskoczył nas tylko na samym początku, ale szybko schroniliśmy się w bramie i czekaliśmy aż przestanie padać. A Lukka akurat bramami może pochwalić się pięknymi, bowiem centrum otoczone jest renesansowymi murami obronnymi, a żeby dostać się do najstarszej części miasta, trzeba właśnie pokonać bramy XVII-wiecznego bastionu. 🙂

       Jak tylko pogoda się poprawiła i wyszło słońce, nam zachciało się jeść, więc wyruszyliśmy z bramy w poszukiwaniu przyjemnej knajpki. Dość szybko taką znaleźliśmy (bo i sporo w centrum takowych jest). Nasza znajdowała się tuż obok pomnika Giacoma Pucciniego, dla którego Lukka jest rodzinnym miastem. I właśnie z widokiem na Casa di Puccini zjedliśmy jeden z lepszych makaronów we Włoszech, zapijając pysznym białym winem. 🙂

       Najedzeni byliśmy gotowi do zwiedzania, więc ruszyliśmy przed siebie, wchodząc w labirynt małych i wąskich uliczek, tak typowych we włoskich miasteczkach. Akurat przy kościele San Michele in Foro zaczęło się znowu chmurzyć, więc musieliśmy dość szybko się stamtąd ewakuować, żeby po raz kolejny nie zmoknąć. Dlatego też dość kiepsko prezentuje się na zdjęciach, w rzeczywistości wygląda o wiele piękniej. 🙂

       Jak już wspominałam, centrum miasta otoczone jest renesansowymi murami obronnymi, które na początku XIX wieku z polecenia Elizy Bonaparte, rządzącej prowincją siostry Napoleona, zostały zamienione w spacerowe alejki. I tym pomysłem Eliza trafiła w dziesiątkę, bowiem spacer takimi deptakami naprawdę robi wrażenie i chwilami zapomina się, że stąpa się po murach- takie szerokie są. Co kilka metrów ustawione są po bokach ławeczki, więc spokojnie można się na nich rozłożyć i odpoczywać, co później także uczyniliśmy.

         Podczas zwiedzania spore wrażenie wywarła na nas bazylika San Frediano, głównie z powodu niesamowitej XII-wiecznej mozaiki na fasadzie, przedstawiającej Wniebowstąpienie Chrystusa. Nie wchodziliśmy jednak do środka, bowiem ciągnęło nas do \”prawdziwej wizytówki miasta\”, jak przewodniki określają Piazza dell\’Anfiteatro. Jest to unikatowy w skali światowej miejski rynek, powstały w wyniku ufortyfikowania i wybudowania kamienic wzdłuż murów starożytnego amfiteatru rzymskiego, pochodzącego z początku II wieku. Ciekawostką jest fakt, że pozostałości starych kolumn teatralnych można do dzisiaj dostrzec wśród kamienic domów okalających rynek. I chociaż akurat na samym rynku nic się nie działo podczas naszego pobytu, to jednak bardzo nam się podobał. 🙂

fasada kościoła San Frediano.
widoczne pozostałości kolumn w murach kamienic.

       Wychodząc z rynku zauważyliśmy coś, co szalenie nas zaintrygowało. Wieża, jakich we Włoszech nie brakuje, a na jej szczycie dwa drzewa. I w taki właśnie sposób trafiliśmy do Torre Guinigi, pochodzącej z XV wieku. A że tego dnia jeszcze na żadną wieżę się nie wspinaliśmy, nie wahaliśmy się zbyt długo i szybko weszliśmy na jej szczyt. Opłacało się, bowiem widoki były niesamowite, chociaż drzewa nieco przeszkadzały w przemieszczeniu się po wieży, zwłaszcza po wcześniejszych opadach deszczu. Szczególnie pięknie prezentował się okrągły rynek, który widzieliśmy kilka chwil wcześniej. I majacząca nieco dalej katedra San Martino, będąca następnym punktem naszej wycieczki.

wieża z drzewami- koniecznie musimy tam iść! 🙂

         Katedra San Martino pochodzi z XI wieku, gdy zaczęto powiększać znajdujący się w tym miejscu kościół z VI wieku. Oczywiście była wielokrotnie przebudowywana, obecny kształt pochodzi z XIV wieku. Trzeba przyznać, że jej charakterystyczna asymetryczna fasada może się podobać. Nam też bardzo przypadła do gustu, chociaż tutaj do środka również nie zajrzeliśmy.

        Powoli zaczynał nas gonić czas, a że chcieliśmy się załapać jeszcze na zachód słońca nad morzem, musieliśmy ruszać w drogę powrotną. Niemniej, wycieczka do Lukki bardzo nam się podobała. Niesamowity klimat tworzą przede wszystkim mury zamienione na alejki, ale w środku najstarszej części miasta również nie brakuje pięknych miejsc. Mnie osobiście najbardziej podobał się rynek i wieża z drzewami. Zdecydowanie warto przyjechać tutaj, aby powłóczyć się kilka spokojnych godzin po tak urokliwym miejscu. 🙂

~~Madusia.

51 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *