Podróże

Morawska perełka – piękny Mikulov.

       Ekstremalne upały nareszcie opuściły Kraków. I zrobiły to z przytupem, bo przedwczoraj mieliśmy niesamowite burze i ulewy, które niestety co nieco podtopiły miasto. Dzisiaj dalej utrzymuje się przyjemne dwadzieścia stopni, przez co są to idealne warunki do kolejnej wakacyjnej opowieści. Wracając bowiem z chorwackiej stolicy mieliśmy zaplanowany nocleg na Morawach, tuż za granicą austriacką. Nie mogliśmy w takiej sytuacji przegapić okazji do zwiedzenia przepięknego Mikulova- będącego uroczym miasteczkiem, z charakterystycznym zamkiem górującym nad okolicą.

      Dzień był niezwykle słoneczny i upalny, chociaż dla mnie rozpoczął się niezbyt korzystnie, bowiem pojawiły się problemy żołądkowe. I to właśnie one początkowo zdeterminowały plan naszej wycieczki. One i problemy z parkowaniem, gdyż nie mogliśmy nigdzie znaleźć wolnego miejsca i trochę krążyliśmy po uliczkach miasta. Po kilkunastu minutach udało nam się wreszcie zatrzymać po prostu na ulicy i po chwili okazało się, że miejsce było wprost idealne, bowiem do zamku w linii prostej mieliśmy może z trzysta metrów. Szybko ruszyliśmy pod górę. Ja udałam się w stronę łazienki, a reszta poszła zorientować się jakie opcje zwiedzania mamy do wyboru w zamku. Już w samej toalecie zorientowałam się, że nie wzięłam odpowiedniego portfela i miałam przy sobie jedynie chorwackie kuny, a tutaj potrzeba było dziesięciu koron czeskich. Niestety nie miałam czasu na szukanie bankomatu, więc przeprowadziłam polsko-czeską rozmowę z panią pilnującą tego zacnego przybytku, że ja bardzo muszę teraz i że przyniosę owe dziesięć koron za kilka chwil, jak znajdę bankomat. O dziwo, pani się zgodziła, co przyznam szczerze, zaskoczyło mnie. Zwłaszcza po ostatnich przygodach Michała Kwiatkowskiego na TdP, gdy w podobnej sytuacji odmówiono mu pomocy. Widocznie mam lepszą siłę przekonywania. 😉 

widok na wieżę na Kozim Wierchu.
       
       I dlatego też następnym punktem naszego zwiedzania było poszukiwanie bankomatu. Zajęło nam to dobre pół godziny, bowiem dość ciężko jest go znaleźć. Nie ma go bezpośrednio na rynku, jak się spodziewaliśmy, tylko jest kawałek dalej. Dopiero pani w sklepie nam wytłumaczyła, gdzie mamy go szukać. Przy okazji jednak też obejrzeliśmy sobie całą okolicę rynku, który prezentował się naprawdę uroczo. Szalenie dużo rowerów było na nim, bowiem na Morawach jest ogromna ilość ścieżek i tras rowerowych, cieszących się bardzo dużą popularnością. Nawet jadąc do Mikulova mijaliśmy mnóstwo rowerzystów i podziwialiśmy ich za jazdę w takim upale. Osobiście bym padła zapewne po pierwszym kilometrze. 😉

rzeźba Trójcy Świętej zwana też Morową Kolumną, bowiem ustawiono ją po epidemii.

        Po znalezieniu bankomatu, wróciliśmy ponownie do zamku. Pani w toalecie była zdziwiona moim powrotem, przyznała szczerze, że zapomniała o tym, że miałam jeszcze zapłacić. Przy okazji rozmieniła nam dwieście koron, bowiem taki mieliśmy najmniejszy nominał banknotu. Sto dziewięćdziesiąt koron w monetach robiło wrażenie, szczególnie wagowo. 😉
     Wreszcie mogliśmy udać się na zwiedzanie zamku. I tutaj spotkało nas największe rozczarowanie, bowiem można go zwiedzać wyłącznie z przewodnikiem. Dodatkowo większość tras zajmowała ponad godzinę, a na tyle nie mogliśmy sobie pozwolić. Zresztą, zwiedzanie komnat mało nas zwykle interesuje, zdecydowanie bardziej ciekawią nas widoczki i przeróżne wieże. Tutaj niestety nie było możliwości wejść na żadną. Mimo to postanowiliśmy obejrzeć jedną z wystaw \”Rzymianie i Germanie w kraju nad Palavą\”, przedstawiającą kulturę i znaleziska archeologiczne z pierwszych wiekach naszej ery. Jej ogromnym plusem był fakt, że znajdowała się ona w podziemiach i było tam dość chłodno, co pozwalało na chwilowy odpoczynek od szalonego upału panującego na zewnątrz.

widok na zamkowy ogród, niestety zamknięty dla zwiedzających.
dziedziniec zamku.
wieża zamkowa, też niedostępna.
Kamienica pod Rycerzami po prawej stronie, po lewej Morowa Kolumna, dalej wieża kościoła św. Anny, a w tle Svatý kopeček.

        Miasteczko otoczone jest trzema wzgórzami, z których najwyższy jest Svatý kopeček, wznoszący się na wysokość 363 m. Znajdują się na nim cztery barokowe kaplice, z największą – Św. Sebastiana. W każdym przewodniku czytaliśmy, że koniecznie trzeba na niego wejść, bowiem widok jest naprawdę niesamowity. Na wzniesienie wiedzie dość stroma ścieżka, która w takim upale byłaby morderczym podejściem porównywalnym do tego jakie musieli przebyć Frodo z Samem udając się do Góry Przeznaczenia, żeby pozbyć się pierścienia w LOTR. Z tego powodu musieliśmy zrezygnować z tej wyprawy. Na coś jednak chcieliśmy się wspiąć, a zdecydowanie przyjemniejsza była droga na Kozi Wierch, będący trzecim wzgórzem górującym nad miastem (obok Wzgórza Zamkowego i Świętego Pagórka). Mieści się na nim wieża obronna, pochodząca z XV w., która może nie prezentuje się najpiękniej, ale też jest idealnym punktem widokowym na okolicę. 🙂

       Mieliśmy spore szczęście, bo akurat trafiliśmy na nią w momencie, gdy była zupełnie pusta. Dzięki temu mogliśmy spokojnie podziwiać piękno roztaczające się przed naszymi oczyma. Zdecydowanie warto na nią wejść, zwłaszcza że kosztuje niewiele (10 koron za bilet studencki, 20 za normalny). Wejście do niej wygląda niepozornie, co widać doskonale na zdjęciu powyżej. Za to widoki są absolutnie przepiękne. Sami zobaczcie. 🙂

widok na Svatý kopeček.
okoliczne zielone wzgórza.

       Trzeba przyznać, że bryła zamku prezentuje się imponująco. Zresztą zwykle tak właśnie jest z pięknymi budynkami, że zdecydowanie lepiej wyglądają z daleka niż z bliska. I dlatego też zawsze szukamy takich miejsc, z których można je podziwiać. Nie tylko z wieży widok był obłędny, również spod niej roztaczały się podobnie piękne widoki. I też nie było tam ludzi, co bardzo nas cieszyło. 🙂

zbliżenie na przepiękny zamek wzniesiony w obecnym kształcie w roku 1719.

      Po wizycie na wieży, wróciliśmy na rynek, gdzie siedliśmy sobie w przeuroczej knajpce z widokiem właśnie na niego. Ochłodziliśmy się zimnymi napojami i ruszyliśmy przed siebie, żeby tym razem na spokojnie obejrzeć okolice rynku, a także zakupić pamiątki dla nas i rodziny. Z większości wyjazdów ostatnio przywozimy lokalne wyroby alkoholowe i tak też było tym razem. Szczególnie że wokół Mikulova znajduje się mnóstwo winnic i okolice słyną z przepysznych win. Dlatego też można spotkać tutaj dużo sklepików winiarskich, gdzie za niezbyt wysoką cenę można nabyć okoliczne specjały. W jednym takim właśnie się zatrzymaliśmy i zakupiliśmy sześć różnych butelek tego zacnego trunku, który okazał się naprawdę nieźle smakować. 😉

charakterystyczna Kamienica pod Rycerzami.
z taki widokiem zjedliśmy naprawdę pyszne lody.
fontanna na rynku. 🙂
kościół św. Anny.
     
        Mikulov posiada sporo zabudowań i pamiątek po lokalnej żydowskiej społeczności, zamieszkującej to miasteczko do drugiej wojny światowej. Niestety nie mieliśmy już czasu, aby przejść się do synagogi czy też na największy żydowski cmentarz na Morawach. A szkoda.
           Zwiedzanie Mikulova musieliśmy zakończyć dość szybko, ale i tak udało nam się przez kilka chwil odpocząć w tym uroczym miasteczku i chociaż w części zobaczyć jego piękno. Panuje w nim naprawdę bardzo przyjemna atmosfera, nikt się nie spieszy, czas płynie nieco wolniej niż normalnie. Żałuję tylko, że nie udało nam się wejść na Svatý kopeček, ale na szczęście zrekompensowała nam to w dużym stopniu wieża na Kozim Wierchu. Bez niej wyjazd nie byłby udany. 🙂

~~Madusia.

No Comments

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *